Bałam się języka polskiego. Mama jest emerytowaną polonistką. Nauczycielką z powołania. Surową, konkretną i wymagającą. Oprócz książek w naszym domu były wszędzie zeszyty. Znikały tylko w wakacje. Od zeszytów musiałam się trzymać z daleka. Kara za uszkodzenie któregokolwiek była sroga.

Odkąd sięgam pamięcią, otaczały mnie książki. Były wszędzie - na regałach, na stole, przy telewizorze, na strychu. Nie wieszałam plakatów nad łóżkiem, nie śledziłam tego, co robią osoby popularne. Czytałam książki. Oczywiście to było znacznie łatwiejsze niż teraz, bo o internecie nikt mi znany nie słyszał, a w telewizorze były trzy kanały (a i to zależało od pogody).

Autorytetami byli rodzice, znajoma pani psycholog z Krakowa, ciocia Anielka, starsze rodzeństwo i nauczyciele. Uwielbiałam lekcje historii. Pani była surowa, ale potrafiła tak opowiadać, że wyobraźnia przenosiła mnie do Biskupina albo słyszałam dowcipy Stańczyka. Często przychodziłam ze szkoły i szukałam w maminej bibliotece książek, z których mogłabym się dowiedzieć więcej w temacie, który przerwał dzwonek.

Ubóstwiałam lekcje wychowania fizycznego. I Pani Marta, i Pan Janusz odkryli mnie dla sportu. Otwierali kolejne drzwi, bym spróbowała różnych rodzajów wysiłków. Byłam pyskatą, przechudzoną, zawziętą dziewczynką. Nie patyczkowali się ze mną. Nie wiedzieli, że pracują z przyszłą mistrzynią olimpijską, a jednak w budowanie ogólnej sprawności i miłości do sportu mają ogromny wkład.

Lubiłam geografię, chemię, język rosyjski i matematykę, dlatego że Panie były wymagające. Za to fizyki nie rozumiem do teraz. Cóż, każdy ma swoją piętę Achillesa.

Bałam się języka polskiego. Mama jest emerytowaną polonistką. Nauczycielką z powołania. Surową, konkretną i wymagającą. Oprócz książek w naszym domu były wszędzie zeszyty. Znikały tylko w wakacje. Od zeszytów musiałam się trzymać z daleka. Kara za uszkodzenie któregokolwiek była sroga.

Pamiętam mamę nad tymi zeszytami. Poprawiała je prawie codziennie. Przychodziła po 16 z pracy, szła oporządzić bydło, gotowała szybki obiad, a gdy były prace w polu, to szliśmy wspólnie. Często wracaliśmy o 21. Potem mama zasiadała do poprawiania zeszytów i kartkówek. Mocno naciskała długopisem na papier. Specyficznie układała język pod policzkiem, gdy się koncentrowała. Czasem coś głośno komentowała sama do siebie.

Nigdy nie przychodziłam do mamy, by pomogła mi z zadaniami, by wytłumaczyła drugi raz cokolwiek. Ja i moje rodzeństwo musieliśmy być wzorowi. Bycie dzieckiem nauczycielki wymagało od nas ciągłej samokontroli. Oczywiście nie zawsze wychodziło.

Mama była moją polonistką i wychowawczynią w klasach 5-8. Wymagała ode mnie dwa razy więcej niż od reszty. Zasady gramatyki i ortografii języka polskiego potrafiłam wyrecytować w środku nocy. Gdy odpytywała mnie na środku klasy (jak każdego innego ucznia), przy pierwszym zająknięciu lądowałam w ławce.

Zeszyty przepisywałam po nocach po kryjomu, gdy nadchodził termin poprawy. Jestem przerobionym mańkutem, na dodatek potrzepanym - piszę jak kura pazurem. Ale gdybym oddała mamie bazgroły, czekałby mnie bardzo długi wykład w domu. Zawsze były długie wykłady, gdy coś w szkole nie poszło idealnie.

Mama jest świetnie wykształcona. Życie jej nie oszczędzało. Jako dziewczynka została półsierotą. Razem z babcią były bardzo biedne. Mama wie, co to głód i bardzo ciężka praca. Dzięki uporowi skończyła studia. Marzyła, by zostać prawniczką, niestety, było to absolutnie poza jej zasięgiem finansowym, skończyła filologię polską. W naszym domu też się nie przelewało. Rodzice musieli się bardzo nagimnastykować, by związać koniec z końcem. Pamiętam, że nawet czajnik elektryczny musieli brać na raty. Marzenia prawnicze miałam spełnić ja, nie wyszło.

Z takim samym uporem sama zdobywała wiedzę, przez 40 lat swojej pracy kształciła młodzież. Na lekcjach mamy było cicho. Przed sprawdzianami czy odpytywaniem panował lekki strach. Miała donośny głos. Potrafiła opowiadać godzinami. Dużo opowiadała. Różnymi sposobami próbowała wcisnąć wiedzę nawet najbardziej opornym. Przeżywała, gdy nie wychodziło.

Mama miała duże sukcesy jak na nauczycielkę z wioski. Oprócz wysokiego procentu zdawalności egzaminów wstępnych do szkół średnich miała również laureatów konkursów polonistycznych, recytatorskich, ortograficznych.

Mnie na samych lekcjach wyszkoliła tak, że miałam prawo wstępu do dowolnego liceum w kraju bez egzaminów. Byłam laureatką olimpiady polonistycznej. Bardzo lubiłam jeździć z mamą na poszczególne etapy olimpiady. Czułam się wtedy najważniejszą uczennicą i miałam jej wiedzę i uwagę przez czas podróży tylko dla siebie.

Mama wpoiła mi bezwzględny szacunek do nauczycieli. Kiedyś, gdy byłam już w liceum, poskarżyłam się jej, że pani się na mnie uwzięła.

- To coś ty jej zrobiła? Masz się do niej miło odzywać!

Nawet nie wyobrażam sobie, by moja mama poszła kiedykolwiek na skargę na któregoś z nauczycieli czy na trenera tylko dlatego, że jej powiedziałam, że coś mi nie pasuje. Gdybym w ogóle z takim pomysłem wyskoczyła, to reprymenda byłaby długa i głośna. I dobrze. Potrzebowałam mądrych autorytetów.

Fajnie być córką polonistki? Z perspektywy czasu mogę napisać, że lepiej trafić nie mogłam. Mama pokazała, że książki to nie obowiązek, ale inny, piękny i zajmujący świat. Szkoda, że sama teraz na emeryturze czytać dużo nie może. Gdy odchodziła z pracy, wzrok miała na wyniszczeniu.

Gdy teraz widzę, jak się męczy, czytając (mimo dobranych okularów), to przypominam sobie te wszystkie bazgroły, które po nocach poprawiała. Nikt jej nie kazał. Nie musiała, ale wierzyła, że takim sposobem nauczy młodzież poprawnego pisania i czytania.

Mama nauczyła mnie, że wstydem jest nie wiedzieć. Zawsze była dla swoich uczniów. Konferencje, protokoły, wycieczki, rozkłady, konspekty, pomoc, jeśli ktoś jej potrzebował (nie, nikt nie płacił za korepetycje, mimo że przychodzili do domu i mama ich uczyła). W czasie pracy w szkole w Kasinie Wielkiej zdarła gardło (dosłownie: cierpi na chorobę zawodową górnych dróg oddechowych).

Mama nauczyła, że warto mieć autorytety. A najlepszymi autorytetami są właśnie nauczyciele. Choć podziwiałam ją, że tak dużo umie, że jest żoną i matką czwórki dzieci (każdego z nas wychowała na ludzi), to jednak przesłanie z dzieciństwa miałam jasne: jeśli chcesz żyć dostatnio, jeśli chcesz być odpowiednio wynagradzana za swoje zaangażowanie, pracę i wiedzę, to nie bądź nauczycielem!

Najstarsza siostra myślała chyba, że coś się zmieni, i również jest polonistką.

Myślę, że wielu młodych stojących przed wyborem zawodu nie nabiera się na bajki, że być nauczycielem jest miło, lekko i przyjemnie. Szkoda, że takie są realia, bo warto, by do szkół trafiali mądrzy ludzie z pasją, ludzie silni, ludzie, którzy potrafią zbudować autorytet, a nie tylko ci, którzy innego wyjścia nie mieli. W czasach, gdy wielu rodziców zajmuje się głównie dogadzaniem dzieciom i utwierdzaniem w przekonaniu, że wszystko im się należy, praca pedagoga jest jeszcze bardziej odpowiedzialna niż kiedyś. Za dużo od nauczycieli zależy, by o nich nie dbać.

Akademia Opowieści: "Nauczyciel na całe życie"

Rozpoczęła się III edycja Akademii Opowieści. Czekamy na wasze opowieści o nauczycielach z podstawówki, liceum, uczelni, ale także na opowieści o waszych mistrzach życia. Może nim być wasz szef, kolega, wychowawca. Ktoś, kto był dla was inspiracją na całe życie. Zachęcamy, byście nam o nich napisali.

Regulamin akcji jest dostępny TUTAJ. Opowieści można przysyłać za pośrednictwem FORMATKI.

Najciekawsze teksty będą sukcesywnie publikowane na łamach ogólnopolskiej "Gazety Wyborczej" oraz w jej wydaniach lokalnych lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl. Nadesłane prace wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców.

ZWYCIĘZCOM PRZYZNANE ZOSTANĄ NAGRODY PIENIĘŻNE:

• za pierwsze miejsce w wysokości – 5556 zł brutto
• za drugie miejsce w wysokości – 3333 zł brutto
• za trzecie miejsce w wysokości – 2000 zł brutto

Komentarze
Fajnie być córką polonistki?
Chociaż moje wspomnienia związane z mamą są bardzo zbliżone do wspomnień pani Justyny, to teraz płacą mi za kontrolę poprawności wszystkich tekstów, które opuszczają nasz dział marketingu, mimo że nie jestem z wykształcenia filologiem :)
już oceniałe(a)ś
4
0
i teraz już wiadomo dlaczego Pani Justyna tak ładnie pisze
już oceniałe(a)ś
3
0
Mysle ze gdyby nie mama Justyny to połowa Kasiny nie umiałaby pisać, a druga połowa nie zdała w liceum matury. Zdecydowanie jeden z najlepszych (razem z Panią od historii) nauczycieli z tamtych czasów :)
już oceniałe(a)ś
0
0