Nauczycielem, który pomógł mi spełnić marzenie i przygotował do dorosłego życia, był prof. Jan Sobociński. Postawny, wąsa podkręcał jak Piłsudski. Przedwojenny, solidny, niezłomnych zasad.

"Obrazy nieba” Jana Gadomskiego dostałam od lekarza w szpitalu w Bytomiu. Miałam 13 lat, dochodziłam tam do siebie po nieudanej operacji kręgosłupa. Dzięki tej książce zdecydowałam, że zostanę astronomem. Dwa lata później, w 1970 r., przyjechałam do Lubuskiego Ośrodka Rehabilitacyjno-Ortopedycznego w Świebodzinie. Należał kiedyś do Caritasu. Kiedy wychodziliśmy do miasta, miejscowi gadali: „Kaleki z Caritasu idą”.

Marzenie o astronomii przynosiło mi w takich chwilach ulgę. W gwiaździstym niebie nie potrzebowałam niczyjej akceptacji. Wszechświat mnie nie odrzucał. Nauczycielem, który pomógł mi spełnić to marzenie i przygotował do dorosłego życia, był prof. Jan Sobociński. Po pięćdziesiątce, w moich 15-letnich oczach był już mocno starszym panem. Postawny, wąsa podkręcał jak Piłsudski. Uczył matematyki, niemieckiego i muzyki. Przedwojenny, solidny, niezłomnych zasad. Jak wszyscy, bo kadrę tworzyli nauczyciele zesłani do Świebodzina za polityczną nieprawomyślność.

Władza kierowała ich tam w przekonaniu, że w takim miejscu wyrządzą mniejsze zło – mała szkoła, małe klasy. W mojej – siedmioro uczniów. W ośrodku uczyliśmy się, leczyliśmy i rehabilitowaliśmy. Matematyka przychodziła mi łatwo. Na tyle, że czasem wkradała się w jej naukę nonszalancja. Prof. Sobociński mówił wtedy: „Ochojska, nie leń się”. Uczył mnie pokonywać lęk przed światem, bo sam się go nie bał. Nie truł, mówił prawdę, ale nie robił wykładów z moralności. On i inni nauczyciele powtarzali, że w naszym położeniu – jako osoby niepełnosprawne – musimy wszystko postawić na wiedzę, bo bez wykształcenia nie potraktują nas poważnie.

„Jeśli chcecie być zaakceptowani, to wy będzie musieli wyciągnąć rękę do innych, oni do was nie wyciągną”. Uczyli nas racjonalnego myślenia o własnej niepełnosprawności. Kiedy pytałam: „Dlaczego ja?”, odpowiadali: „A dlaczego nie?”. Nie odpuszczali nawet wtedy, kiedy uczeń był na wózku z wyciągiem, który miał prostować kręgosłup i przygotowywał do operacji. W mojej klasie jednocześnie było w takiej sytuacji trzech uczniów, w tym ja. Na głowę nałożone miałam coś w rodzaju uprzęży, do której przywiązany był kilkukilogramowy ciężar ciągnący mnie w górę. Przytrzymywały mnie pasy założone na biodra. Na tym wózku jadło się, spało i uczyło, wszystko w pozycji leżącej.

Nad sobą miałam lusterko, które pozwalało mi się zorientować, co się dzieje wokół mnie, bo nie wolno mi było odwrócić głowy. W lusterku śledziłam, co nauczyciel pisze na tablicy. Świebodzin dał mi więcej niż dom rodzinny, w którym bywałam rzadko i gdzie traktowano mnie jak królową. Ośrodek mnie hartował.

Szkoła poza wiedzą miała wykształcić w nas sprawność fizyczną, samodzielność i odwagę życia. Codziennie rano rozgrzewka i bieganie po parku. Nie byłam w stanie, ćwiczyłam, wchodząc i schodząc o kulach po schodach. Musiałam poprawić pojemność płuc, by przygotować się do operacji kręgosłupa. Prof. Sobociński założył Szkolne Koło Krajobrazowo-turystyczne im. Leonida Teligi, który samotnie okrążył Ziemię na drewnianym jachcie „SY Opty”. – On dokonał niemożliwego, to i wy możecie – mówił nam.

Wtedy otworzył się dla mnie świat. Wcześniej znałam tylko trzy miejsca – Zabrze, gdzie był dom, sanatorium w Jastrzębia-Zdroju i Świebodzin. Na każdą wycieczkę (objechaliśmy całą Polskę) zabieraliśmy ze sobą 16-kartkowe notesy, w których prowadziliśmy zapiski z podróży. Profesor wybierał najlepsze. Wygrałam raz – z ziemi świętokrzyskiej. To wtedy zaczęłam się otwierać na innych i mniej bać nieznanego. Wyjazdy wyrabiały w nas wytrwałość i empatię. Sprawniejsi pomagali mniej sprawnym, widzieliśmy, że jesteśmy sobie nawzajem potrzebni. Kiedy w 1974 r. jechałam na studia astronomiczne do Torunia, czułam się do tej samodzielności przygotowana. Byłam nieśmiała, ale już się nie bałam.


Rozpoczęła się III edycja Akademii Opowieści!

Czekamy na wasze opowieści o nauczycielach z podstawówki, liceum, uczelni, ale także na opowieści o waszych mistrzach życia. Może nim być wasz szef, kolega, wychowawca. Ktoś, kto był dla was inspiracją na całe życie. Zachęcamy, byście nam o nich napisali.

Regulamin akcji jest dostępny TUTAJ. Na opowieści pod hasłem: „Nauczyciel na całe życie” o objętości nie większej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) czekamy do 15 września 2019 r. Można je przysyłać za pośrednictwem FORMATKI.

Najciekawsze teksty będą sukcesywnie publikowane na łamach ogólnopolskiej "Gazety Wyborczej" oraz w jej wydaniach lokalnych lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl. Nadesłane prace wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców.

ZWYCIĘZCOM PRZYZNANE ZOSTANĄ NAGRODY PIENIĘŻNE:

• za pierwsze miejsce w wysokości – 5556 zł brutto
• za drugie miejsce w wysokości – 3333 zł brutto
• za trzecie miejsce w wysokości – 2000 zł brutto

Komentarze
Zawsze podziwiałam Janinę Ochojską. Mieszkałam w tym samym akademiku w Toruniu, studiowałam matematykę. Wspaniale, że trafiła na takiego nauczyciela. To wielkie szczęście dla młodego człowieka spotkać pedagoga, który nie tylko przekazuje wiedzę, ale także kształtuje jego życiową postawę. A postawa Pani Ochojskiej to przykład do naśladowania. Bądźmy wdzięczni takim pedagogom jak prof. Sobociński.
już oceniałe(a)ś
43
0
Chyba każdy miał w swoim życiu nauczyciela,którego pamięta się jako osobę na właściwym miejscu.
już oceniałe(a)ś
32
1