Kolejna odsłona Akademii Opowie¶ci. O co chodzi w naszym konkursie?

Zapoznaj się z REGULAMINEM konkursu

WeĽ udział w konkursie, przy¶lij opowie¶ć [FORMULARZ]

Drugi kwietnia 1947 r., willa w podwarszawskim Brwinowie, ulica Słoneczna 3. Do piwnicy schodz±: niewidomy profesor fizyki Wacław Werner z pomoc± córki Marii, Zbigniew Daszkowski, asystent przedwojennego Towarzystwa Naukowego Warszawskiego, i tamtejszy woĽny Karol Poraziński. Werner, choć niewidomy, wskazuje mężczyznom w ¶cianie miejsce, gdzie maj± kuć. Zauważaj± cegłę inn± niż wszystkie, bo metalow±. Po wyjęciu ze ¶ciany okazuje się ołowian± obudow± dla czterech otworów zaklejonych parafin±. Ze skrytki wyci±gaj± też platynowy tygielek, pudło z przyrz±dami laboratoryjnymi, niemieckie wydanie „Optyki” Izaaka Newtona i dwa tomy „Radiations” Ernesta Rutherforda.

Werner ostrzega mężczyzn, by uważali, szczególnie na metalow± cegłę, bo w zaparafinowanych otworach znajduje się promieniotwórczy preparat radowy. Ujawnia kryjówkę cennej substancji wierny przysiędze, jak± złożył przyjacielowi – prof. Ludwikowi Wertensteinowi, przedwojennemu kierownikowi Radiologicznego Towarzystwa Naukowego Warszawskiego.

To zdumiewaj±cy człowiek i zdumiewaj±co mało znany jak na to, co zrobił dla polskiej nauki. Zetkn±łem się z nim w czasie pisania ksi±żki o jego uczniu Józefie Rotblacie, laureacie Pokojowej Nagrody Nobla.

Ludwik Wertenstein: z Warszawy na Sorbonę

Wertenstein urodził się w 1887 r. w kamienicy przy ulicy Senatorskiej w Warszawie w żydowskiej rodzinie od pokoleń zasymilowanej z polsk± kultur±. Ojciec Lutka, jak nazywała go rodzina, był lekarzem. O rok młodsza siostra Ludwika to wybitna artystka Maria Werten. W latach 30. wystawiała w Zachęcie, projektowała zabawki, ilustrowała ksi±żki, a po wyjeĽdzie do USA wykładała w amerykańskich college’ach, uczyła m.in. rysowników Walt Disney Studios.

O rok starsza siostra Kazimiera to matka znanego krytyka teatralnego i eseisty Jana Kotta. W domu dziadków Wertensteinów, gdzie się wychowywałem, (…) obchodzono uroczy¶cie Boże Narodzenie i była zawsze choinka – wspominał Kott.

Ludwik doskonale władał zarówno przyrz±dami w laboratorium, jak i grek±, łacin±, francuskim, angielskim i rosyjskim. Pasjonowały go literatura, sztuka i filozofia, ale gdy na wykładzie Tadeusza Estreichera zobaczył skraplanie powietrza, wybrał nauki ¶cisłe. W 1905 r. wyleciał z uniwersytetu w Warszawie za udział w wiecu patriotycznym i przygotowanie rezolucji o bojkocie uczelni carskich w zaborze rosyjskim.

Uciekł do Paryża. Jako wolny słuchacz studiował fizykę na Sorbonie. Należał tam do najzdolniejszych studentów, w¶ród których wypatrzyła go Maria Skłodowska-Curie, już wówczas sławna – po pierwszej Nagrodzie Nobla za badania nad promieniotwórczo¶ci±. Wertenstein jako jej asystent był ¶wiadkiem przyznanie drugiej – za odkrycie polonu i radu.

W 1913 r. Ludwik Wertenstein obronił na Sorbonie doktorat.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Maria Skłodowska - Curie. Noblistka, matka i kochanka

Ludwik Wertenstein: współpracownik wielkiej Marii

Jan Kott: Mówiono o nim, że ma ręce, które dokonywały cudów. Obok Winawera był najlepszym popularyzatorem fizyki. W naszej rodzinie od strony matki wszyscy niemal od czterech pokoleń pisali. (…) Był wysoki, przygarbiony, miał czarne, krótko przystrzyżone w±sy i chyba jeszcze wtedy czarne włosy ostrzyżone na jeża. Wtedy wła¶nie w Turczynku [zespół willowy w Milanówku] opowiadał o Skłodowskiej, że była kłótliwa, swarliwa i w¶ciekle ambitna. O jej romansie z Langevinem słyszałem, ale zdziwiło mnie, że spała ze swoimi asystentami. Nie z Lutkiem, ale innym młodym polskim asystentem.

W Paryżu ze Skłodowsk±-Curie pracował też inny Polak, asystent Mirosław Kernbaum, który w 1911 r. w wieku 29 lat popełnił samobójstwo. Zrozpaczony ojciec, warszawski przemysłowiec Józef Kernbaum, zwrócił się do Towarzystwa Naukowego Warszawskiego z propozycj± stworzenia pracowni radiologicznej imienia syna. Warszawiacy zaproponowali noblistce, by kierowała pracowni±. Chora Skłodowska-Curie odmówiła przyjazdu, obiecała jednak kierować instytucj± z zagranicy. Pomogła w wyposażeniu laboratorium, zapewniła opiekę naukow±.

W 1913 r. wysłała do Warszawy dwóch najzdolniejszych asystentów – Wertensteina i urodzonego w Paryżu syna wielkopolskiego emigranta Jana Kazimierza Danysza.

Pracownia Radiologiczna Towarzystwa Naukowego Warszawskiego im. Mirosława Kernbauma zaczęła działać w 1914 r. przy ulicy ¦niadeckich 8. Formalnie kierowała ni± Skłodowska-Curie, faktycznym szefem został Danysz, a Wertenstein jego zastępc±. Ale gdy Danysz już w listopadzie 1914 r. zgin±ł na wojnie, Wertenstein został faktycznym szefem pracowni. Mimo wojny udało mu się skupić wokół siebie zdolnych fizyków i chemików.

Po odzyskaniu niepodległo¶ci polski rz±d przyznał placówce groszowe subwencje, więc Wertenstein z własnych pieniędzy opłacał np. woĽnego. Zrezygnował też z pensji kierownika i tak już będzie do końca istnienia pracowni.

Jej sytuacja poprawi się nieco dopiero w 1921 r., gdy 1000 dolarów od Polonii amerykańskiej przywiezie Wertensteinowi Maria Skłodowska-Curie.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Maria Skłodowska-Curie i zgrzybiali starcy. Noblowskie archiwa ujawniaj± tajemnice sprzed lat

Sława bez poparcia

Jeszcze w 1916 r. Wertenstein rozpocz±ł wykłady w Wolnej Wszechnicy Polskiej – uczelni niezwykłej z tego powodu, że przyjmowała na studia młodzież bez matury, jedynie na podstawie egzaminu wstępnego. Już w niepodległej Polsce Wszechnica miała trudne relacje z rz±dem i oficjalnymi uczelniami. Aż do 1929 r. Ministerstwo Wyznań i O¶wiecenia Publicznego nie uznawało jej dyplomów magisterskich, a na doktorskie szkoła nigdy nie dostała pozwolenia. Z różnych przyczyn. Często decydowały ambicje konkuruj±cych naukowców, ale także polityka i antysemityzm. Wszechnica nie stawiała żadnych ograniczeń w przyjmowaniu Żydów w przeciwieństwie do niektórych kierunków na publicznych uczelniach. Wertenstein wykładał tam promieniotwórczo¶ć, elektryczno¶ć, termodynamikę, teorie budowy atomów czy zasady teorii kwantów i promieni Roentgena.

W 1925 r. dzięki funduszowi Rockefellera wyjechał z żon± i dziećmi na stypendium do Cambridge zaproszony przez Ernesta Rutherforda, odkrywcę j±dra atomowego.

Wertensteinowie zaprzyjaĽnili się tam z rodzin± Jamesa Chadwicka, póĽniejszego laureata Nobla za odkrycie neutronu. Poznali też innego przyszłego noblistę – Rosjanina Piotra Kapicę.

Gdy po dwóch latach Wertenstein wrócił, był już największym w Polsce znawc± promieniotwórczo¶ci, a dzięki cyklicznym publikacjom w prestiżowym „Nature” znał go ¶wiat. Korespondował nie tylko ze Skłodowsk±-Curie, Rutherfordem, Chadwickiem i Kapic±, ale też z Fryderykiem i Iren± Joliot-Curie, Maxem Planckiem i Januszem Korczakiem.

Jego uczeń Józef Rotblat pisał: Gdyby Profesor Wertenstein miał poparcie ówczesnych władz, (…) gdyby dano mu drobn± nawet czę¶ć tych szczupłych funduszów, które przeznaczano na cele naukowe, rozwin±łby on fizykę j±drow± w Polsce do takiego stopnia, że już przed wojn± stałaby ona na poziomie najlepszych placówek naukowych na ¶wiecie (…). Napotykał ustawiczne przeszkody i ograniczenia (głównie z braku funduszów), które hamowały rozwój pracy.

PRZECZYTAJ TAKŻE: II Rzeczpospolita nie miała kompleksów zacofania technologicznego. Rozmowa z prof. Wojciech Morawskim

Ludwik Wertenstein: fizyk dla każdego

Zdumiewał wiedz± humanistyczn± i ¶cisł±. Miał nieprzeciętn± zdolno¶ć operowania liczbami i zawsze zadziwiał nas błyskawicznym wykonywaniem w pamięci skomplikowanych obliczeń (…), ol¶niewał wszystkich błyskotliwo¶ci± spostrzeżeń i referatów naukowych, jak również okoliczno¶ciowymi wierszykami i epigramatami, w których nie wiadomo co było bardziej podziwiać: lotno¶ć humoru czy wysoki poziom literacki – wspominał Rotblat.

Ale był też roztargniony jak typowy profesor z anegdot. To roztargnienie było skutkiem silnej koncentracji i stanu głębokiego zamy¶lenia, w który często zapadał. W końcu doprowadziło to Wertensteina do znalezienia się pod taksówk± i kilkudniowego pobytu w szpitalu. PóĽniej powiedział studentom, że dowiódł w ten sposób, iż dwa ciała nie mog± się znajdować jednocze¶nie w tym samym miejscu bez szkody dla jednego z nich.

Był daleki od pogardy dla mniej wiedz±cych, jak ma to dzi¶ w zwyczaju wielu naukowców.

Uważał, że skomplikowane procesy trzeba tłumaczyć zwykłym ludziom. Przez ponad 20 lat napisał setki felietonów w „Kurierze Porannym”. W 1930 r. wznowił najstarsze polskie pismo naukowe „Wszech¶wiat”, a w 1934 r. – „Wiedzę i Życie”. Czę¶ć swych tekstów zamie¶cił w 1935 r. w ksi±żce „Pochwała fizyki”. Opisywał j± za pomoc± cytatów z Szekspira, Mickiewicza czy Wyspiańskiego, ale też odnosz±c się do życia codziennego. We wstępie do tej ksi±żki napisał:

Czytelniku, który przegl±dasz ten feljeton, w domu przy ¶wietle żarówki oszczędno¶ciowej, pomy¶l przez chwilę z wdzięczno¶ci± o piwowarze i fizyku angielskim, Jamesie Prescott Joule’u, który odkrył, że pr±d elektryczny rozżarza cienkie druciki, o amerykańskim fizyku Irvingu Langmuirze, którego pracom zawdzięczamy udoskonalenie żarówki dawnego typu i odkrycie tzw. półwatówki. Jeżeli czytasz w tramwaju, wiedz, że motor elektryczny zawdzięcza swoje istnienie odkryciom Christiana Oersteda i André-Marie Ampere’a, dotycz±cym sił, jakie wywieraj± na siebie wzajemnie pr±dy i magnesy. Ale może jednak czytałe¶ w domu i czytanie to przerwał ci dzwonek (elektryczny, będ±cy zastosowaniem elektromagnesu, odkrytego przez François Arago, zasilany pr±dem z ogniwa, które jest udoskonaleniem stosu Alessandra Volty) inkasenta elektrowni miejskiej. Wobec kiepskiego humoru, w jaki wprawia Cię ta wizyta, zapewne nie w porę będzie stwierdzenie, że nie byłoby na ¶wiecie ani elektrowni, ani w ogóle żadnych elektryfikacyj, gdyby genjalny samouk Michael Faraday nie wykonywał sto lat temu eksperymentów nad indukcj± elektromagnetyczn±, tj. wzbudzaniem pr±dów za pomoc± przesuwania magnesów. Niech piorun trza¶nie w elektrownię, gotówe¶ zakl±ć. Ale na szczę¶cie zaklęcie to, którego by¶ póĽniej żałował gorzko, nie będzie spełnione, gdyż elektrownia posiada piorunochron, wynalazek Benjamina Franklina.

Ludwik Wertenstein (1887-1945), wielki fizyk i zdolny humanistaLudwik Wertenstein (1887-1945), wielki fizyk i zdolny humanista Fot. domena publiczna

Złote lata Pracowni

Choć Pracownia Radiologiczna przy ¦niadeckich 8 wyposażona była w biedny XIX-wieczny sprzęt, jej osi±gnięcia i dzi¶ robi± wrażenie. Niecałe trzy miesi±ce po odkryciu sztucznej promieniotwórczo¶ci przez małżeństwo Joliot-Curie w Paryżu w kwietniu 1934 r. Marian Danysz i Michał Żyw zbombardowali azot cz±stkami alfa i otrzymali sztuczny promieniotwórczy fluor. Samodzielnie Żyw odkrył promieniotwórczy skand, a Rotblat – kobalt-60. Natomiast Wertenstein dokładnie oznaczył szereg fizykochemicznych własno¶ci radonu oraz niezależnie od Enrica Fermiego odkrył większ± skuteczno¶ć do rozszczepiania spowolnionych neutronów. Zbadał też wła¶ciwo¶ci promieniotwórcze wody i gazu z 14 polskich uzdrowisk. Pracownia współpracowała też z Zakładami Włókien Chemicznych w Tomaszowie Mazowieckim, największym wtedy producentem sztucznego jedwabiu w Europie. Wyniki swoich prac Wertenstein publikował w „Nature”.

Największym sukcesem pracowni okazało się odkrycie w 1936 r. nieelastycznych zderzeń neutronów. Do¶wiadczenia polegały na bombardowaniu srebrnej blaszki neutronami przechodz±cymi przez pierwiastki o dużej gęsto¶ci, np. złota. Wertenstein przekonał szefostwo Mennicy Państwowej do pożyczenia kilku- kilogramowej sztabki złota. Pracownia nie miała sejfu, dlatego co wieczór kto¶ z naukowców zawoził j± z powrotem do Mennicy, a rano znów pobierał na do¶wiadczenia.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Młoda Polska nie miała swojej waluty. Aż do reformy Grabskiego

Cenny depozyt

We wrze¶niu 1939 r. prof. Wertenstein kończył gigantyczn± pracę nad tłumaczeniem z francuskiego dzieła Marii Skłodowskiej-Curie „Promieniotwórczo¶ć”. Ksi±żka ukazała się już po wkroczeniu Niemców do Warszawy i stała się podręcznikiem na tajnych kompletach. Pracownia przerwała działalno¶ć 10 wrze¶nia, gdy odł±czono jej pr±d, wodę i gaz. Profesor nie przerwał badań – wysłał drog± konspiracyjn± przez Kopenhagę do Londynu swoj± ostatni± pracę o gazowych produktach rozszczepienia uranu. Artykuł ukazał się w „Nature” 29 grudnia 1939 r.

Wiedział, że promieniotwórczy preparat radowy, który jest na ¦niadeckich, nie powinien wpa¶ć w łapy nazistów, bo może posłużyć do prac nad bomb± atomow±.

Najpierw więc ukrywał go w domu w Turczynku, a gdy musiał stamt±d uciekać, wpadł na pomysł, by schować go u Niemca z pochodzenia, a Polaka z przekonania. Profesora Wacława Wernera, przyjaciela Wertensteina, autora podręczników fizyki, współzałożyciela Polskiego Towarzystwa Fizycznego, Niemcy uważali za swojego. Do czasu, gdy urzędnik zaproponował mu podpisanie volkslisty, a Werner zrzucił go ze schodów.

W 1941 r. naukowiec ukrył depozyt od Wertensteina w swojej willi – umówili się na otwarcie skrytki po wojnie.

Dzisiejszy widok kamienicy przy ul. ¦niadeckich 8, gdzie mie¶ciła się Pracownia Radiologiczna im. Mirosława Kernbauma Towarzystwa Naukowego WarszawskiegoDzisiejszy widok kamienicy przy ul. ¦niadeckich 8, gdzie mie¶ciła się Pracownia Radiologiczna im. Mirosława Kernbauma Towarzystwa Naukowego Warszawskiego Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta

W ukryciu

Od grudnia 1939 r. Wertenstein i jego rodzina powinni nosić opaski z gwiazd± Dawida, ale nie nosili – byli bogaci, mogli się ukryć po aryjskiej stronie. Wertenstein miał mawiać, że dla Niemców jest za mało aryjski, a dla Żydów za mało żydowski.

Rozdzielili się z żon± Matyld± i córk± Wand±, bo uznali, że tak będzie bezpieczniej. Po wojnie Jerzy Andrzejewski napisał na podstawie wojennych przeżyć Wandy Wertenstein, która zostanie znanym krytykiem filmowym, opowiadanie „Wielki Tydzień”.

Mimo sławy oraz starań siostry Marii Werten, Jamesa Chadwicka, a nawet Nielsa Bohra nie udało się wyci±gn±ć Wertensteina z Polski. Znajomo¶ci w ¶wiecie nauki pomogły jedynie jego synowi Piotrowi, którego na pro¶bę ojca odnalazł w łagrze Piotr Kapica i wyprosił u prokuratora generalnego ZSRR Andrieja Wyszyńskiego zwolnienie. Piotr wyszedł z ZSRR z Armi± Andersa.

W 1942 r. Wertensteina ukrywały w Krakowie rodziny fizyków – prof. Mariana Mięsowicza i prof. Jana Weyssenhoffa. Z Mięsowiczem znali się z przedwojennych seminariów naukowych. Profesor wspominał, że omawiali u niego tematy z fizyki j±drowej i problemy promieniowania kosmicznego.

Wertensteina ukrywali też Jarosław i Anna Iwaszkiewiczowie w Stawisku.

Ich córka Maria tak wspominała ostatni± wizytę profesora: Był jesienny wieczór. Kto¶ zadzwonił od frontu. A to był zły znak. Podczas okupacji wszyscy wchodzili przez kuchnię. Ojciec poszedł otworzyć, w drzwiach prof. Wertenstein. (...) Profesor powiedział, że nie ma gdzie przenocować i że nazajutrz pójdzie. On miał tak zwany zły wygl±d: kędzierzawe czarne włosy, czarne oczy. (…) Oczywi¶cie, że się go przyjęło, w domu była już jedna Żydówka i radio.

Wertensteinowi udało się przetrwać w ukryciu do stycznia 1944 r. A gdy zaczęło mu grozić niebezpieczeństwo, podziemie przerzuciło go na Węgry. W Budapeszcie nawi±zał kontakt z najwybitniejszymi węgierskimi badaczami promieniowania – małżeństwem Madeleine Forro i Jeno" Barnóthy’ego. Regularnie chodził do biblioteki uniwersyteckiej.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Do paĽdziernika 1944 r. Węgry były dla Żydów bezpieczn± przystani±. Historia przywódcy kraju Miklasa Horthy'ego

Gdy w paĽdzierniku 1944 r. przed nadej¶ciem Armii Czerwonej Niemcy ogłosili Budapeszt twierdz±, Wertenstein próbował się ratować – składał wnioski o wizy do ambasad Szwecji i Szwajcarii, ale mu odmówiły. W listopadzie zaczęła się sowiecka ofensywa i zacięta obrona nazistów.

16 stycznia 1945 r. w huku dział Wertenstein napisał na maszynie artykuł o promieniowaniu kosmicznym. Dwa dni póĽniej, gdy niósł do schronu chleb dla rannego, zgin±ł na mo¶cie Elżbiety. ¦wiadkowie nie s± zgodni, czy od miny, czy odłamka. Do wyzwolenia zabrakło trzy i pół tygodnia.

Korzystałem z ksi±żek: Ludwik Wertenstein, „Pochwała fizyki”, Warszawa 1935; Jan Kott, „Przyczynek do biografii”, Londyn 1990; Józef Rotblat, Ludwik Wertenstein, „Postępy fizyki”, tom XVI, zeszyt 4, Warszawa 1965, oraz rozmowy Ludwiki Włodek z Mari± Iwaszkiewicz-Wojdowsk±, Muzeum Historii Żydów Polskich „Polin”, Historie Pomocy

***
Akademia Opowie¶ci. „Nieznani bohaterowie naszej niepodległo¶ci”

Historia Polski to nie tylko dzieje wielkich bitew i przelanej krwi. To również codzienny wysiłek zwykłych ludzi, którzy nie zginęli na wojnie. Mieli marzenia i energię, dzięki której zmieniali ¶wiat. Pod okupacj±, zaborami, w czasach komunizmu, dzisiaj – zawsze byli wolni.

Każdy w polskiej rodzinie, wsi, miasteczku i mie¶cie ma takiego bohatera: babcię, dziadka, nauczyciela, przyszywanego wujka, s±siada. Jednych znali¶my osobi¶cie, innych – ze słyszenia. Opowiada się o nich anegdoty, wspomina ich z podziwem i sympati±.

Byli prawnikami, konstruktorami, nauczycielami, bywało też, że nie mieli żadnego zawodu. Uczyli, leczyli, tworzyli, wychowywali dzieci, budowali, projektowali. Dzięki nim mamy szkoły, biblioteki na wsi, zwi±zki zawodowe, gazety, wiersze, fabryki. Dawali innym ludziom przykład wolno¶ci, odwagi, pracowito¶ci.

Bez nieznanych bohaterów – kobiet i mężczyzn – nie byłoby niepodległej Polski. Dzięki nim przetrwali¶my.

Napiszcie o nich. Tak stworzymy pierwsz± wielk± prywatn± historię ostatnich stu lat Polski. Opowie¶ci zamiast pomników.

Na wspomnienia o nieznanych bohaterach naszej niepodległo¶ci o objęto¶ci nie większej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) czekamy do 15 sierpnia 2018 r. Można je przysyłać za po¶rednictwem NASZEGO FORMULARZA.

Najciekawsze teksty będ± sukcesywnie publikowane na łamach „Gazety Wyborczej” (w tym jej dodatków, np. „Ale Historia”, „Magazynu ¦wi±tecznego”, „Dużego Formatu”, oraz w wydaniach lokalnych) lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl. Nadesłane wspomnienia wezm± udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców oraz 80 osób wyróżnionych rocznymi prenumeratami Wyborcza.pl. Laureatów ogłosimy 5 listopada 2018 r.

Zwycięzcom przyznane zostan± nagrody pieniężne:

* za pierwsze miejsce w wysoko¶ci 5556 zł brutto,
* za drugie miejsce w wysoko¶ci 3333 zł brutto,
* za trzecie miejsce w wysoko¶ci 2000 zł brutto.

Wyborcza to Wy, piszcie: listy@wyborcza.pl