Miałam dwanaście lat, kiedy skończyła się wojna. Dzięki pięciu latom spędzonym wtedy w harcerstwie dzisiaj mam do kogo zadzwonić. Choćby po to, żeby zapytać, co akurat teraz boli - mówi pani Elżbieta z Jaworzna-Szczakowej.

Po latach okupacji entuzjazm był straszny. Od razu w samej Szczakowej zawiązało się kilka drużyn, w tym w mojej szkole podstawowej. Zakładali je harcerze, którzy działali jeszcze przed wojną i nam wszczepiali to, co wnosił skauting.

Śląsk to kopalnia ciekawych historii o ludziach

Nie chodziło tylko o śpiewanie piosenek, choć i z tego mieliśmy dużo radości. Ale wartości. Tolerancja – mimo że wtedy Polska nie miała zbyt wiele kontaktów z innymi nacjami, przez Szczakową przejeżdżali ludzie, których przesiedlali zza Buga na Ziemie Odzyskane. Długo się o tym mówiło.

A na miejscu: rozpalić ognisko, jarzynę obrać

Bóg. Często śpiewaliśmy przedwojenną modlitwę harcerską. Niedzielne spotkania zaczynaliśmy od mszy w kościele. O wpół do siódmej rano w dwuszeregu zbiórka, w mundurkach. Jak się stało parami, tak się podchodziło i brało kolejno, co było. Kibel, miska, ziemniaki, garnki, chleb. Zostawialiśmy to na dziedzińcu kościoła pod murem. A po mszy ze wszystkim na Dziewiąty Staw, osiem kilometrów marszu. A na miejscu: rozpalić ognisko, jarzynę obrać, ajntopf ugotować, zjeść, do stawu garnki wymyć. Jak opanowaliśmy teren, pierwsze – stawialiśmy maszt. I tak cały dzień mijał.

Latem były obozy. Sami musieliśmy na nie zapracować. Robiło się festyny, a na nich gry o fanty. Brało się je z domu: tych garnuszków mam sześć, to jeden mogę zabrać, jeszcze pięć zostanie. Jeździliśmy w miejsca, gdzie były jagody. Każdy uzbierał kobiałkę. Chleb dwukilowy, posmarowany masłem, dla każdego po dwie-trzy kromki i zagryzał na śniadanie owocami. A po południu te jagody nieśliśmy na bocznicę kolejową, ważyli kobiałki i płacili. Za te pieniądze mieliśmy na masło, chleb, ziemniaki i pietruszkę.

Do spania brało się z domu siennik. Po przyjeździe drużynowa rozdzielała nas po gospodarzach, żeby napchać je słomą. Jak ktoś był leniwy i słabo napchał, to spał na ziemi. W namiocie ci się później wydawało, że się posikałaś, bo ziemia mokra i zimna.

Zbiórka przy ognisku, pod sosną. Tak poznałam Stasia

 

Spotykaliśmy się co tydzień w jednej z klas w naszej szkole. Jednego razu – zima. Czekamy przed wejściem na drużynową, a jej nie ma. W końcu patrzymy – w dziurce od klucza zwinięta kartka. Za szlakiem marsz. Szliśmy na Ostrą Górkę.

Nigdy nie miałam do czynienia z chorym noworodkiem. Bałam się

A tam sterta chrustu gotowa, druhna czeka. Zbiórka przy ognisku, pod sosną. Płomień poszedł w górę. Bardzo wysoka była ta sosna. Od gorąca spadały z niej czapy śniegu. Para buchała, śnieg syczał. To syczenie pamiętam do dzisiaj. Wiele lat później Amalia Fidyk, artystka z Jaworzna, wyszyła mi tę sosnę i mam ją teraz w ramce na ścianie.

Gdyby nie harcerstwo, nie poznałabym mojego Stasia. Mamy biwak na Dziewiątym Stawie, po piątej już było, zbieramy się, latryna zasypana, śladu nie ma, idziemy dwójkami. Słyszymy – orkiestra gra, a człowiek młody, potańczyć się chciało. Poprosiłyśmy z koleżanką drużynową, żebyśmy mogły zostać.

Dałyśmy słowo harcerskie, że za dwie godziny wrócimy do domu. I poszłyśmy takie dwie, brudne druhny. Stoimy, po drugiej stronie chłopcy. Stasio wśród nich, później mi opowiada, jak powiedział do kolegi – popatrz, takie dwie harcerki stoją, zatańczymy.

Dzisiaj jest nas czterdzieścioro, mamy kontakt

Podeszli, ale Stachu od razu mnie się kłania. Jedna piosenka, druga, ale czas mija, muszę iść. Chłopak na tyle mi się spodobał, że chciałam, by mnie odprowadził. Nie wiedział, że mieszkam tak daleko! Ponad trzy kwadranse szliśmy. Umówiliśmy się znowu. I tak pozostaliśmy małżeństwem na 53 lata.

W 1950 roku Związek Harcerstwa Polskiego został rozwiązany. Ale pamięć została. Kiedy w 1994 roku pierwszy raz spotkaliśmy się z harcerzami po ponad czterdziestu latach przerwy, było nas ponad siedemdziesiąt osób.

Dzisiaj jest nas czterdzieścioro, mamy kontakt. Spotykamy się na zbiórkach i dzwonimy do siebie. Najpierw mówimy o tym, co kogo boli. I wracamy do tego, co było przed laty. Nie masz wtedy osiemdziesięciu lat. W głowie się rodzi zupełnie coś innego, tylko nogi ciężkie. Gadamy o głupotach, ale to pomaga. Gdyby nie to, że czasem wstaję i dzwonię, to może bym już nie była taka, jaka jestem.

Akademia Opowieści

Kim jest najważniejszy człowiek w Twoim życiu? Napisz nam o nim i weź udział w konkursie z nagrodami. Akademia Opowieści Dużego Formatu czeka na opowieści. Może to właśnie wasz bohater będzie tak interesujący, że pozna go cała Polska. I znajdzie swoje miejsce w historii. Dajcie mu szansę, zasługuje na to. Zapoznaj się z regulaminem i wyślij do nas zgłoszenie konkursowe wyborcza.pl/akademiapowiesci. Wasze prace zbieramy do 31 marca 2017 roku.

Komentarze
Zaloguj się
Chcesz dołączyć do dyskusji? Zostań naszym prenumeratorem