Oz jest wobec swojego bohatera bezwzględny, choć do opisywania go nie stosuje słów przykrych, bolesnych

* O co chodzi w Akademii Opowieści?

* Wyślij zgłoszenie konkursowe

* Zapoznaj się z REGULAMINEM

embed

Amos Oz, „Fima”, z języka angielskiego przełożyła Anna Esden-Tempska, Muza, 1996

Fima wstał z łóżka spocony. Uchylił nieco okiennice i wyjrzał na unoszący się nad Jerozolimą zimowy poranek. Sąsiednie budynki robiły wrażenie odległych – od niego i od siebie nawzajem, ze smużkami niskich chmur płynących pomiędzy nimi. Ani śladu życia. Tak jakby sen trwał nadal. (...)

Fima nie znosił wystawania przy oknie. Szczególnie mierził go widok kobiety odwróconej plecami do pokoju i patrzącej w okno. Przed rozwodem często wyprowadzał Jael z równowagi gderaniem, kiedy tak stała, spoglądając na ulicę lub wzgórza.

– No i co się stało? Czy znowu popełniłam wykroczenie?

– Wiesz, że mnie to drażni.

– To już twój problem, Efi.

Tego ranka nawet ćwiczenia przed lustrem irytowały i nużyły Fimę. Po kilku minutach, znów wymyślając sobie od leniwych skurczybyków, dał spokój gimnastyce. Zdyszany, przedrzeźniając Jael, powiedział:

– To już twój problem, kolego.

Miał pięćdziesiąt cztery lata i żyjąc długo samotnie, nabrał zwyczaju mówienia do siebie samego. Uważał to za jedno ze swoich starokawalerskich dziwactw, podobnie jak gubienie zakrętek od słoików z dżemem, przycinanie włosów w jednej dziurce nosa i zapominanie o drugiej, rozpinanie rozporka w drodze do łazienki dla zaoszczędzenia czasu, a potem nietrafianie strumieniem do miski klozetowej czy spuszczanie wody w nadziei, że jej plusk pomoże mu odblokować zacinający się pęcherz. (...)

W życiu Fimy było kilka miłości, kilka idei, dobrze rokujący tomik poezji, myśli o sensie istnienia wszechświata i sprecyzowane poglądy na temat błędów Izraela oraz szczegółowo ułożony w wyobraźni plan stworzenia nowego ruchu politycznego. Były też różne tęsknoty i uporczywe marzenie, żeby zacząć wszystko od nowa. I tak oto tkwił w swoim nędznym mieszkaniu w ponury, wilgotny poranek, pochłonięty upokarzającym zmaganiem z suwakiem rozporka, aby uwolnić z niego przycięty brzeg koszuli. Tymczasem za oknem jakiś zmoknięty ptak uparcie powtarzał ten sam krótki trel, jakby doszedł do wniosku, że do Fimy i tak nic nie dociera.

To chyba mój ukochany bohater literacki. Nieco ponad 50-letni życiowy nieudacznik, ubogi intelektualista sportretowany przez Amosa Oza w jednej z jego najlepszych powieści. Samotny mężczyzna, którego równocześnie opuścili najbliżsi oraz szczęście. Zagubiony, nieprzystosowany, źle ubrany. Zbyt mądry, lecz nie przemądrzały, fajtłapa. Idealista, który chciałby naprawić świat, ale jedynie na własnych warunkach.

Pisarz każe czytelnikowi snuć się wraz z jego bohaterem wąskimi uliczkami Jerozolimy, miasta coraz mniej świętego (akcja powieści toczy się w połowie minionego wieku), zmęczonego kolejnymi wojnami i potyczkami między Izraelem a sąsiadami. Czuć stale tlące się napięcie, z otwartych okien mijanych domów dobiegają podniesione głosy. Zwykli ludzie, tacy jak Efraim (Fima), przepełnieni są wątpliwościami, nierzadko puszczają im nerwy. Ale mało kto jest tak zdeterminowany, by powołać do życia własny rząd, który naprawi rzeczywistość...

Oz jest wobec swojego bohatera bezwzględny, choć do opisywania go nie stosuje słów przykrych, bolesnych. Zdania nie ciągną się linijkami czy akapitami. Wszystko załatwiają dobrze dobrane przymiotniki, w stosowaniu których izraelski pisarz jest zresztą mistrzem. Celnie punktuje wszystkie wady, dostrzega ułomności, zaznacza cechy pozytywne, umiejętnie wwierca się w myśli Fimy. I choć wiele w tym bohaterze z nieszczęśnika, budzi on tak pozytywne emocje, aż chce się mu pomóc, złapać za rękę, przestrzec przed podjęciem niefortunnej decyzji.

Ale dla mnie bohater Oza jest przede wszystkim przestrogą. Ilekroć wracam do tej książki, a czynię to bardzo często, przeraża mnie myśl, że mógłbym przeistoczyć się w kogoś takiego jak on. Kto przegrał życie na własne życzenie, kto stracił umiejętność porozumiewania się z bliskimi i ze światem, kto przeobraził się w niegroźnego frustrata.

Najbardziej uwiera mnie jednak to zdanie: „Były też różne tęsknoty i uporczywe marzenie, żeby zacząć wszystko od nowa”. To wyjątkowo trafne spostrzeżenie pisarza musi paraliżować każdego, kto czuje, że coś mu we własnym, uporządkowanym życiu nie pasuje. Jakaś drobnostka, choćby fakt, że osoba, z którą związaliśmy się lata temu, kładzie szczotkę do zębów na krawędzi zlewu zamiast włożyć ją do stojącego obok kubka. Wyolbrzymiony problem budzi w nas pokusę zmiany, jesteśmy skłonni zaryzykować, poświęcić to, co budowaliśmy latami, by – jak nam się zdaje – wejść na nieco wyższy poziom szczęścia. Ale to wszystko ułuda, niewiele warte mrzonki. Bo zapominamy przy okazji, że choćby najmniejsza zmiana prowokuje kolejną, efekt domina jest nie do przewidzenia. Czy naprawdę tak trudno pogodzić się z myślą, że w życiu każdego z nas musi występować jakiś element niedopasowania?

Boję się, że pewnego dnia utracę zdolność rozumienia tych rzeczy.

Chciałbym Fimę spotkać i zadać mu jedno tylko pytanie: „Dlaczego ciągle wątpisz?”.

W AKADEMII OPOWIEŚCI
Przykuj mnie! Opowieścią. Śmigulec pyta, jak pisać o najważniejszym człowieku w życiu
Tomasz Pietrasiewicz: 43 tys. Żydów mieszkało w Lublinie w 1939. O każdym chcemy coś napisać
Nasi autorzy przedstawiają swoich mistrzów małych opowieści: Amos Oz (Michał Nogaś), Truman Capote (Katarzyna Surmiak-Domańska), Franz Kafka (Krzysztof Varga), Antoni Czechow (Lidia Ostałowska), Kurt Vonnegut (Wojciech Orliński), Michał Zoszczenko (Magdalena Grzebałkowska)

 

Komentarze