Czas palenia książek i druku na bibule w podziemiu już się skończył. Tak samo cenzura. Dlaczego tego nie rozumie wykształcona osoba? - większość czytelników staje w obronie komiksu o Chopinie. Są też głosy oburzenia.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Czekamy na Wasze listy. Napisz: listydogazety@gazeta.pl

Zaczęło się na początku tygodnia, gdy TVN Warszawa nadała pełen oburzenia materiał w sprawie przekleństw użytych w zbiorze komiksów "Chopin. New Romantic" przygotowanym przez polskich i niemieckich rysowników, a wydanym z okazji Roku Chopinowskiego kilka miesięcy temu nakładem MSZ, ambasady w Berlinie i wydawnictwa Kultura Gniewu. Napisaliśmy o tym w "Dlaczego Chopin klnie jak szewc" . Autor komiksu tłumaczył "Nie mielcie Chopina". A Bartosz Wieliński przekonywał, że to awantura o nic.

Wieliński czyta komiks "Chopin. New Romantic"

Stoją na straży quasi-moralności

Piszę, ponieważ nie mogę się nadziwić kampanii nakręconej przez media i wymierzonej przeciw komiksowi "Chopin New Romantic". Studiuję w Glasgow i dystans od Polski pozwala mi nie denerwować się niektórymi rzeczami, które dzieją się w kraju. Jednak to mnie po prostu rozzłościło.

Najpierw o przekleństwach w tym komiksie pojawiła się jedynie krótka notatka. Dziś, przeglądając serwisy i oglądając poważne programy informacyjno-publicystyczne, nie mogę otrząsnąć się z przerażenia, na jaką skalę działa medialna histeria. Znamy już fakty o tym, że nie był to komiks dla dzieci i że przekleństwa przeszły przez proces korekty, edycji i druku bez uwag ze strony MSZ.

Jednak wciąż jest to temat na tyle nośny, że ministerstwo przestraszyło się i było gotowe zniszczyć nakład. Czas palenia książek i druku na bibule w podziemiu już się skończył! Tak samo jak czas cenzury. Szkoda, że nie rozumie tego redaktor Anita Werner, która w "Faktach po Faktach" smutnym głosem pytała ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego: "Czy jest panu wstyd za MSZ?", zatrwożona tym, że minister starał się bronić wolności artystycznej, uderzyła ostatecznie: "Panie ministrze wulgaryzmy i przekleństwa?".

Co to za myślenie? Czy szanowana w mediach, wykształcona osoba nie rozumie, czym jest ekspresja artystyczna i że sztuka, nawet w niewygodnej formie powinna być dotowana przez państwo? Kiedy chce rozmawiać o kulturze, powinna się przygotować. Dowiedzieć więcej o autorach i idei komiksu, poznać ich racje. Wygodniej jest jednak stanąć na straży quasi- moralności i pseudodobra narodowego. Co będzie dalej? Ktoś z TVN wybierze się, nie daj Boże, na spektakl Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego albo Krzysztofa Warlikowskiego i nagle odkryje, że tam też są przekleństwa? A może wycofajmy wszystkie dotacje Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej dla filmów zawierających brzydkie słowa?

W tym tygodniu świat kulturalny miasta, w którym obecnie żyję, został opanowany przez Glasgow Film Festival. W ramach projekcji kina europejskiego pokazano dwie polskie produkcje: "Chrzest" Marcina Wrony i "Essential Killing" Jerzego Skolimowskiego, obie z dotacją PISF i obie zawierające przekleństwa, mimo że w dziele Skolimowskiego w ogóle nie pada wiele słów.

Gdyby iść tropem myślenia niektórych polskich mediów, te filmy także powinny zostać pozbawione publicznego wsparcia. Projekcja "Chrztu" na GFF zakończyła się ciszą ze strony widowni. Po śmierci głównego bohatera przez długą chwilę nikt nie ważył się ruszyć z fotela. "Essential Killing" zostało nagrodzone brawami. Informacja o dobrym poziomie polskiego kina "poszła w świat".

W przeciwieństwie do złej opinii o naszym kraju po publikacji komiksu o Chopinie. Ani BBC, ani "Le Monde", ani niemieckie media ("Die Zeit", "Die Deutsche Zeitung") nie poinformowały o jego wydaniu. Czyli nie zostaliśmy oczernieni na arenie międzynarodowej. Informacja jedynie odbiła się od ambasady w Berlinie i wróciła rykoszetem do Warszawy. Mateusz Jażdżewski

Podniosą wam ciśnienie!

Media zelektryzowały ostatnio dwa wydarzenia. W komiksie wydanym przez polski MSZ, a przeznaczonym dla niemieckich uczniów pojawił się Chopin, a zaraz obok, kilka słów o znacznym ciężarze gatunkowym. Skandal!

Z kolei absolwentka krakowskiej ASP wyhaftowała brzydkie słowa i wystawiła je na widok publiczny. Nad Polską przebiegł groźny pomruk. Za czyje to? Za nasze pieniądze! To ministerstwo nie ma już na co pieniędzy wydawać? - pyta oburzony przechodzień w głównym wydaniu "Wiadomości" (na akcję "miejski haft" dostała grant z Ministerstwa Kultury).

Tymczasem przykładów jest więcej. Grany przez Marka Kondrata wiecznie sfrustrowany Adaś Miauczyński wręcz nadużywa naszego swojskiego słówka na k. Wypowiada je, wykrzykuje i mamrocze, a w pewnym momencie warczy przez zaciśnięte zęby: "Dżizas k...a" (w jednym zdaniu mamy Pana Jezusa i wulgaryzm!).

Ale są na świecie jeszcze gorsze rzeczy. W Rosji sporą sławę zyskała ostatnio grupa artystyczna Wojna. Konglomerat młodych ludzi; poetów, dziennikarzy i studentów. Pewnego dnia, a było to zaraz przed wyborem obecnego rosyjskiego prezydenta, Wojna wbiegła do moskiewskiego Muzeum Biologii i wznosząc okrzyki: "Niech żyje następca prasłowiańskiego niedźwiedzia!", oddała się orgii seksualnej. Dwóch członków grupy siedzi teraz w więzieniu (w ramach innej akcji "Przewrót pałacowy" przewrócili do góry kołami milicyjny samochód).

W dobie internetu i tanich linii lotniczych wypływają z tego konkretne wnioski. Być może wkrótce polskie życie artystyczne, korzystając z zagranicznych wzorców, nasyci się jeszcze większym "hard core'em". Na stałe zagoszczą w nim nie tylko brzydkie słowa, ale też nagie ciała, a może nawet miłość między nimi. Wypadałoby w tej sytuacji życzyć naszym purytańskim komentatorom, aby z odrobiną uśmiechu podeszli do ostatnich niewinnych wyskoków. Następne mogą zdecydowanie bardziej podnieść Państwu ciśnienie. Paweł Jasion

Komiks, czyli szarganie?

Komiks, czyli coś do rozbawiania czytelników? Obrazkami czy makabreskami, gdzie Chopin wygląda jak Baba-Jaga, używa koszmarnego, odrażającego języka... Jak mówi szef wydawnictwa: przecież wszyscy teraz tak mówią...

Czemu niedokształceni idioci czepiają się Chopina? Autor (plastyk, wokalista?) z pewnością nie słuchał koncertów, to nie na jego wrażliwość... Ale nikt nie kazał takim ludziom słuchać muzyki Chopina! Marny pomysł z ławeczką, na której pupą (przepraszam) usiadłszy, można słuchać kawałków utworów, zmarnowane i zbrzydzone wnętrza pamiętające Złotą Kaczkę. Chyba to wszystko dość już by było, żeby "odetchnąć" od tego nudnego Chopina.

Panie ministrze kultury, a i dziedzictwa! Czy taka ma być nasza przyszła inteligencja? Ja nie chcę! Dlaczego "autor" komiksu ma zarabiać na szarganiu świętości? Ciekawe, co o tym myśli pani minister edukacji (kiedyś to się nazywało Oświata...), bo chyba do jakiejś szkoły autor chodził? Co za czasy! Katarzyna Z.J.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.

Co sądzisz o zamieszaniu wokół komiksu o Chopinie?

Więcej
    Komentarze
    Zaloguj się
    Chcesz dołączyć do dyskusji? Zostań naszym prenumeratorem