Czekamy na Wasze listy. Napisz: listydogazety@gazeta.pl
W 2009 r. prywatne towarzystwa zarządzające otwartymi funduszami emerytalnymi "wypracowały" - w formie haraczy ściąganych ze składek ubezpieczeniowych - 766 milionów zł czystego (a raczej brudnego) zysku. Daje to niebywałe "przebicie" 25 proc. na kapitale własnym tych towarzystw.
Nic dziwnego, że towarzystwa owe walczą heroicznie o utrzymanie status quo. W słownej wojence, jaką toczą one z rządem, propaguje się m.in. pogląd, że oto "rząd zabiera pieniądze przyszłych emerytów".
W istocie jednak pieniądze zgromadzone w OFE (plus zyski i koszty "wypracowywane" przez prywatne "towarzystwa") są własnością teraźniejszych - a nie przyszłych - emerytów.
To oni - obecni weterani pracy - składali się przez całe swe aktywne życie na "państwo polskie". Nie tylko łożyli bezpośrednio na państwowy Zakład Ubezpieczeń Społecznych, ale także godzili się na marne pensyjki w sektorze "uspołecznionym". Kosztem wyrzeczeń budowali (i odbudowali) państwo, fundowali przyszłemu pokoleniu wykształcenie, opiekę zdrowotną, majątek produkcyjny - zakładając, że w zamian przyszłe pokolenie zrewanżuje się, zapewniając im w miarę spokojną egzystencję "w stanie spoczynku".
"Reforma" wprowadzająca OFE złamała ten niepisany kontrakt między pokoleniami. Nowe pokolenie zostało przez "reformatorów" zwolnione z części odpowiedzialności za "starych". Zamiast łożyć na utrzymanie swych "rodziców", nowe pokolenie ma - w systemie OFE - gromadzić oszczędności na swoją własną starość.
Na tej zasadzie pieniądze MORALNIE należące się ludziom starym zastały zawłaszczone - w imieniu młodych - przez OFE (tj. w praktyce przez prywatne towarzystwa zarządzające).
Rząd, ograniczając skalę transferów do OFE, nie tylko zmniejsza skalę deficytu finansów publicznych - co jest działaniem godnym pochwały. Jeszcze ważniejsze jest to, że działanie rządu jest po prostu moralnie słuszne. Przywraca ono ważność wcześniejszego (choć niepisanego) kontraktu społecznego. Przywraca też odpowiedzialność pokolenia obecnie aktywnego za standard życia weteranów pracy - odpowiedzialność, z której żadna "reforma" zwolnić nie może. Leon Podkaminer, Bielsko-Biała - Warszawa - Wiedeń
Dyskusja o OFE budzi u mnie duży niesmak. Przez ostatnie 20 lat, za przyzwoleniem większości społeczeństwa, staliśmy się krajem emerytów i rencistów.
Wyhodowaliśmy armię młodych i sprawnych wysoko opłacanych emerytów. Pieniądze, które biorą się z podatków ciężko pracującej mniejszej części społeczeństwa, a które powinny iść na rozwój, na wychowanie młodego pokolenia, po prostu przejadamy i przepijamy.
Nie chcę wymieniać grup społecznych, które żyją kosztem innych, dzięki decyzjom politycznym o wysokości ich emerytur (swoją drogą nie pasuje mi słowo emerytura do pieniędzy wypłacanych np. 35-letniemu agentowi Tomkowi). Najbardziej zaskakujące jest jednak to, że większość tych ludzi uważa, że im się te pieniądze należą!
Dlaczego nikt (nawet tzw. eksperci) nie powie wprost, że mamy w Polsce za wysokie emerytury, na które nas nie stać! I że te emerytury opłaca część społeczeństwa, która nie dość, że będzie pracować przynajmniej do 67. roku życia, to jeszcze sama nie ma co liczyć na emerytury w takiej wysokości, w jakiej dostają je dzisiejsi emeryci?
Jeżeli już teraz politycy są takimi zakładnikami emerytów, to co nas czeka za kilka dekad, kiedy relacja młodych do starych się jeszcze pogorszy? Nie wróży to dobrze naszemu krajowi. Paweł, Wrocław
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze