Czekamy na Wasze listy. Napisz: listydogazety@gazeta.pl
Co można pomyśleć o państwie europejskim, nadziei UE, NATO i kogo tam jeszcze, skoro w stolicy, w samo południe 19 grudnia, w dyżurującej (!) przychodni lekarskiej na Płockiej 49 nie można zmienić opatrunku z powodu braku środków do owinęcia zranionej kończyny?
Zraniłem rękę dzień wcześniej, pomocy udzielono mi na ostrym dyżurze w szpitalu na Banacha i zalecono zmianę opatrunku następnego dnia, właśnie tam. I klapa. Skoro w dyżurującej przychodni nie ma kawałka bandaża, to czy w ogóle istnieje i funkcjonuje publiczna służba zdrowia? Gdzie minister? Gdzie rząd?
Młodość upłynęła mi w czasach PRL-u, jako nastolatek łamałem sobie kończyny, często trzeba było mi coś nastawiać lub zszywać. Przeważnie, jak na złość, w niedziele i święta. Nigdy nie było problemów z podstawową pomocą medyczną. Wczoraj za tymi czasami zatęskniłem.
Kiedyś lekarze byli w przychodniach, a w szafkach mieli bandaże i inne potrzebne rzeczy. Kiedy o tym myślę, nie szkodzi tej tęsknocie ani brak wtedy "Gazety Wyborczej" ani permanentne przebywanie jej Redaktora Naczelnego w miejscu odosobnienia.
Wieczorem próbowałem wylać żale telefonicznie dzwoniąc do "Gazety", ale bezskutecznie.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze