Jestem matką dwóch córek - 10 i 12 lat. Jestem absolwentką historii - specjalność nauczycielska. Jestem niedoszłą nauczycielką.
Jest rok 1999, wrzesień, muszę wybrać przedmioty - fakultety do matury. Matura w 2000 roku. Myślę, co robić, kim będę. Uwielbiałam historię, miałam supernauczycielkę. Chodziłam do ekonomika. Nie miałam żadnego nauczyciela, który uczyłby nas z łaski. Było nas w klasie 38 osób. Po dziś dzień nie wiem, jak nauczyciele dali sobie radę z nami.
Pamiętam, że systemy bankowe i operacje bankowe były we wtorek i czwartek. Baliśmy się też w piątki, bo wtedy był ruski. Mimo że na topie były wtedy studia - marketing i zarządzanie, administracja, ekonomia - ja miałam prosty wybór w głowie. Albo prawo, albo historia.
Wiedziałam, że chce być nauczycielem, który nauczy i zachęci, a nie zniechęci
Wiedziałam, że nie dostanę się na prawo, bo słabo mówiłam po angielsku, więc padło na historię. Wiedziałam też, że chcę być nauczycielem. Takim prawdziwym, który nauczy, zachęci, a przede wszystkim nie zniechęci. Czekałam na swoje pierwsze praktyki w szkole. Plany, konspekty, literatura. Wiedziałam, że każda klasa jest inna, specyficzna. Moje praktyki były w szkole - liceum, do którego chodziłam. Tutaj też chciałam pracować. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że niestety, jest ktoś inny.
Pomyślałam sobie, skoro jest tak trudno o pracę w tym zawodzie, to musi być ona jakoś wybitnie opłacalna. Ale skończyłam drugi kierunek, pracuję w całkiem innym zawodzie. Ponownie ze szkołą i nauczaniem zetknęłam się, kiedy moje dzieci rozpoczęły naukę. Wcześniej chodziły do wspaniałego przedszkola, gdzie panie - ciocie - nauczyły je bardzo wiele. Przedszkole było niepubliczne, więc panie po studiach pracowały i nadal pracują za wynagrodzenie niewiele większe niż te najniższe.
Nigdy nie widziałam ich skwaszonych, niezadowolonych, naburmuszonych. Szokiem dla mnie było to, że odbierając dzieci, miałam streszczony ich każdy dzień. Niestety, przedszkole się skończyło, a my rozpoczęliśmy naukę w wiejskiej placówce. Szok i niedowierzanie. Moje dzieci nie są ani głupie, ani tępe, może czasami leniwe. Ale ja jako rodzic, który pracuje po 8 godz., nie mam już siły odrabiać z nimi lekcji, bo nie potrafią przeczytać ze zrozumieniem poleceń.
Trafia mnie szlag i jestem wkurzona!
Trafia mnie szlag, że dzieci nie mają zeszytów do pisania, tylko zeszyty ćwiczeń. Wkurza mnie to, że muszę nie tylko być nauczycielem historii, ale też tłumaczyć polski, matematykę czy angielski. Na miły Bóg, co robią nauczyciele w szkole?! Dlaczego muszę wykupywać dodatkowe lekcje angielskiego? Mam świadomość ich poziomu nauczania.
Pracownik, który ma 18 godzin pensum, dziś chce podwyżki 1000 zł. Pytam: za co?
Za to, że za angielski muszę zapłacić, bo pani nie potrafi nauczyć? Jaką odpowiedzialność ma nauczyciel? Dlaczego nie ma ocen dla nauczycieli?
Jak nauczyciel śmie rozkładać ręce, że są słabe wyniki z testów - sprawdzianów na koniec VI, VIII klasy czy gimnazjum? Krew mnie zalewa, jak chodzę na wywiadówki do szkoły, gdzie nauczyciele są jak święte krowy. Być może to specyfika wiejskiej szkoły, że tu nauczyciel nie czuje presji tego, że odpowiada za nauczanie dzieci.
Dlaczego brakuje nauczycieli?
Czasami tak się zastanawiam, skoro praca nauczyciela jest taka zła, to czemu brakuje ogłoszeń, że są wolne miejsca w szkole? Chętnie pójdę do pracy. Dzisiaj minimalne wynagrodzenie, jakie przysługuje wielu osobom, to 2 250 zł brutto za przepracowanie 40 godzin tygodniowo. Takie pieniądze płacone są w Polsce B osobom po studiach i czemu one nie mają prawa do podwyżki po 1000 zł? Ja w 2011 roku dostawałam na rękę 1347,85 zł, z czego płaciłam prawie 700 zł za przedszkole i 550 zł za mieszkanie. Miałam ukończone dwa kierunki studiów. Nie strajkowałam. Pracowałam za marne grosze po 40 godzin w tygodniu, a czasami nawet więcej. A dziś słyszę, że nauczyciele chcą strajkować. To strajkujcie albo pójdźcie do innej pracy, w której dostaniecie 40 godzin w tygodniu i 2 250 zł brutto.
W każdej pracy najważniejsza jest odpowiedzialność. Brakuje jej nauczycielom. Popieram jednak nauczycieli, którzy będą strajkować w mojej średniej i podstawowej szkole. Pamiętam bowiem plan lekcji i sposób, w jaki prowadzone były lekcje.
Ale tych dzisiejszych leni, co skończyli studia rok temu i przyjęli się do pracy, wiedząc, ile będą zarabiać, to nie popieram. Jak jest im źle, to niech zmienią pracę. Niech nauczyciele nie mówią mi o tym, jak się przygotowują, jak układają sprawdziany. U moich dzieci w szkole jest dwóch nauczycieli, którzy sami układają sprawdziany, a reszta to gotowce z książki nauczyciela. Tak, wiem, że są książki nauczyciela z gotowymi planami lekcji, sprawdzianami i innymi pomocami.
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
Z tego co wiem, dzieci wiejskie mają słabsze osiągnięcia w szkole, niż te z miast. Być może jedną z przyczyn są właśnie gorsi nauczyciele.
Niestety niskie pensje nie przyciągną do zawodu tych lepszych, którzy może marzyli o nauczaniu, ale nie chcą wegetować. To nigdy nie zmieni się na lepsze, jeżeli nauczyciele będą tak słabo zarabiać. Wprost przeciwnie, uważam, że sytuacja z roku na rok będzie gorsza i do zawodu przyjdą głównie ci, którzy nie znajdą pracy na rynku, czyli słabi. Może nie na wsi, bo kiedy tam już jakaś miernota ugrzęźnie i nie jest w stanie zatrudnić się w miejskiej szkole, to kolejne roczniki będą słabo wykształcone, zdecydowanie odstające od miastowych.
dokładnie, tylko w samym Banku Mazowieckim Pracy dla Nauczycieli czeka teraz 1250 ofert, napisałem o tym osobno.
A ja się czasami zastanawiam czy kandydat do pracy w nauczycielstwie nie powinien wiedzieć, że jest wiek XXI, internet i w sieci jest masa ogłoszeń dla nauczycieli. A pani gdzie szukała hę? W papierowych i kolorowych czasopismach obrazkowych dla analfabetów typu "Fikcje i mikcje", "Hity i hity", "Wróżka opowiada", "Dupelek plotkuje" czy jak? Konkretnie psze pani jest tak, że tylko w samym Banku Mazowieckim Pracy dla Nauczycieli czeka teraz ponad 1000 ofert. W skali kraju są dziesiątki tysięcy, do wyboru do koloru. Pani jednak kliknie w tego gugla dobrze?
Właśnie sprawdziłam moje rodzime woj. lubelskie - ofert dla nauczycieli jest 39. Większość na głębokiej prowincji , kilka godzin lekcyjnych. Zarobki zapewne nie zwrócą kosztów dojazdu. Nie jestem nauczycielką więc może czegoś nie wiem.
ee zaczyna się marudzenie, tylko 39 ofert a nie 39000 tysięcy. Się ruszyć proponuję a nie narzekać.
...no i jeszcze "wykupYwać"???!
jezu, naprawdę, wszyscy są winni, a dzieci - oczywiście - bystre, tylko że poleceń nie rozumieją...
najlepsze panie w przedszkolu, które za pensję urągającą przyzwoitości, pracowały z uśmiechem na ustach, ku zadowoleniu przeszanownej;
droga pani, ma pani mentalność ekonoma, ale iw trafiła pani na chłopów pańszczyźnianych;
'nie trafiła na ' miało być...
Ale po co "jezu", w dodatku małą literą?