Piętnastu znaczących naukowców wystąpiło w obronie ustawy 2.0 (U2.0) mającej reformować naukę i szkolnictwo wyższe w Polsce. List ten (L15), na który mam zamiar odpowiedzieć, został ogłoszony 25 stycznia, także przez „Gazetę Wyborczą” w przeddzień Nadzwyczajnego Kongresu Humanistyki Polskiej zwołanego w ramach protestu przeciwko „reformie innej niż wszystkie” (ulubione sformułowanie min. Gowina). Być może zbieżność dat jest przypadkowa, ale niewykluczone, że potwierdza tezę, swego czasu popularną, że konieczność toruje sobie drogę przez przypadki.
Innym zdarzeniem, chyba także świadczącym o przytoczonej tezie, było to, że centrum reformatorskie, czyli Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego ogłosiło w tym samym czasie materiał nazwany „Konstytucją dla humanistyki” zawierający wykaz wypływających z reformy rozmaitych bonusów (nawet ukłonów) na rzecz nauk humanistycznych.
List Piętnastu zawiera trzy elementy: po pierwsze, diagnozę stanu nauki polskiej, po drugie, pogląd, że ustawa 2.0 „daje narzędzia” do zmiany tego stanu rzeczy i po trzecie, polemikę z krytycznymi głosami humanistów o „strategii Gowina” (też oficjalne określenie). Ponieważ w dużej mierze solidaryzuję się z diagnozą (element pierwszy), nie będę jej powtarzał. Może tylko zauważę, że potrzebna jest bardziej pogłębiona analiza stanu nauki w Polsce, w szczególności porównawcza. Zajmę się tedy pozostałymi dwoma kwestiami.
Sprawą kluczową jest ciągle niedostateczne finansowanie nauki (podciągam pod to i szkolnictwo wyższe). L15 marginalnie tego dotyka, ale problem jest znacznie poważniejszy. W budżecie na 2019 r. przewiduje się nadal około 0,7 proc. wydatków na naukę (wzrost o 700 mln minus inflacja jest nieistotny). Prawdopodobnie wraz funduszami UE nakłady na naukę wynoszą 1,1 proc. PKB (w UE zaleca się 2 proc. jako średnią), co plasuje nas w rankingu OECD na 20. miejscu, tj. nisko w porównaniu z ambicjami. Matematyk powiedziałby, że nakłady na naukę w Polsce przybliżają nas o epsilon do średniej europejskiej. W tej sytuacji żadne prawo wiele nie zmieni, nawet bardzo dobre.
Tymczasem U2.0 jest nie najlepsza, oględnie mówiąc (piętnastu autorów listu to dostrzega, ale minimalnie). Oto kilka przykładów.
U2.0 wbrew zapewnieniom min. Gowina degraduje uczelnie mniejsze, m.in. dlatego że wprowadza ewaluację wedle dyscyplin (flagowy pomysł). Ponieważ dla ewaluowania dyscypliny potrzeba 12 naukowców zatrudnionych w danej jednostce, niektóre uczelnie już likwidują „deficytowe” dyscypliny lub skłaniają, czasem nawet zmuszają naukowców (zwłaszcza młodszych), aby się przekwalifikowali, np. filozofowie na politologów lub na odwrót, co stanowi naruszenie podstawowych praw pracowniczych. A co z zasadą czterech najlepszych (ciekawe, kto będzie o tym decydować) publikacji za ostatnie cztery lata sprawiającą, że część dorobku po prostu zostaje wyzerowana? A co z dydaktyką z likwidowanych przedmiotów, np. w zakresie logiki?
Dalej - czyżby sygnatariusze L15 nie zauważyli absurdalnych rozporządzeń dotyczących przyporządkowania dyscyplin czasopismom, wykazu punktowanych wydawnictw czy kosztochłonności? Aż dziw bierze, że logicy (jest ich czworo wśród sygnatariuszy) nie dostrzegli skandalu metodologicznego polegającego na tym, że wprowadza się algorytmy dla liczenia danych opartych na skalach nominalnych i porządkowych polegające na użyciu operacji matematycznych dopuszczalnych dopiero na mocniejszych skalach. To tylko wybrane przykłady.
Zalecenie, aby nie blokować ustawy mimo jej „pewnych wad”, można chyba porównać z argumentacją, że trzeba wprowadzić wadliwą sieć telekomunikacyjną, bo jest lepsza od żadnej. A co, jeśli ustawa spowoduje znaczące negatywne skutki (bo jeśli prawo może spowodować takie efekty, to prawie na pewno je spowoduje)? Ano, wtedy winne będzie środowisko, gdyż nie skorzystało z łaskawie danej mu szansy. Takie basowanie głosom płynącym z obozu władzy (zawsze winni są oni, bo my chcemy dobrze, tylko nie jesteśmy właściwie rozumiani) uważam za wyjątkowo naganny tenor L15.
W L15 czytamy: „Ostatnio szerokim echem odbijają się głosy dotyczące rzekomo szkodliwych efektów reform dla polskiej humanistyki i nauk społecznych. Jednak wbrew forsowanej przez przeciwników reformy opinii wprowadzane zmiany nie marginalizują tych nauk, lecz znacząco premiują udostępnianie ich osiągnięć naukowcom na całym świecie”.
To wręcz wygląda na skorzystanie ze ściągi dostarczonej przez ministerstwo. Mogli Państwo przyjść na wspomniany kongres humanistów, posłuchać, o co chodzi, a dopiero potem formułować swoje opinie, ale też wcześniej solidnie przemyśleć gruszki na wierzbie oferowane przez min. Gowina.
Czytamy w L15 np. że jakość „ich [humanistów] badań nie powinna odbiegać od jakości tych prowadzonych w biologii”. To prawda, ale kryteria są inne. Biologowie, matematycy i przedstawiciele nauk technicznych mogą nie wiedzieć o dyskusjach na temat statusu nauk humanistycznych i społecznych, ale filozofowie (nawet logicy), socjologowie, politolodzy, psychologowie i historycy (przedstawiciele tych dyscyplin są wśród Piętnastki) powinni być tego świadomi.
L15 ironicznie wypowiada się o „polskości badań” w humanistyce i naukach społecznych, sprowadzając to do popularyzacji i drogi do awansów. Tymczasem humaniści apelują o to, aby doceniać publikacje naukowe (a nie tylko popularyzatorskie) w języku polskim, ponieważ wypływa to z funkcji nauk humanistycznych i społecznych wobec kultury narodowej. To właśnie podkreślano na spotkaniu w dniu 26 stycznia.
Niech te dwa przykłady wystarczą dla udokumentowania, że kondemnacje L15 wobec humanistów są mało uzasadnione, a w szczególności, że przedstawicielom tego sektora nauki polskiej nie chodzi o to, aby było, jak było (coś to przypomina, nieprawdaż?), ale przyświecają im zgoła inne cele. Kongres zaproponował np. wstrzymanie wdrażania ustawy i ewaluację w 2021 r. wedle starych zasad. Na razie mamy wyjątkowy bałagan, a prawienie o zbawczej roli autonomii uczelni (tak rzecz stawia Piętnastka) jest tylko zamazywaniem rzeczywistego stanu rzeczy.
Być może Piętnastka jest przekonana, że (parafraza z Leca) prezentuje Wielką Naukę, a maluczkim należą się nauczki, ale to pozostawiam ocenie zainteresowanych. Łatwo powiedzieć, że czas nagli, ale wypada przypomnieć sentencję Lwa Tołstoja (nawet jeśli koliduje ze współczesną fizyką czasu): „Czas jest nieruchomy. Tylko posuwamy się w nim w niewłaściwym kierunku”. Jest wiele powodów, aby sądzić, że ustawa 2.0 kieruje naukę polską w niewłaściwym kierunku i szkoda, że L15 obrał podobny wektor.
Jan Woleński
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
dodam: Głos wołającego na puszczy...... ale teraz przecież widzimy wycinanie puszczy!!!!
Hmmmm...
Nie znam sie za bardzo na budzetach, ale jak otwieram ta strone na Stanford, ktora prowadzi do
facts.stanford.edu/administration/finances/
to widze tutaj sume 6.3 miliarda, a nie 37 miliardow.
To oczywiscie niezaleznie od tego, ze finanse nauki polskiej sa w stanie dramatycznym. A bez pieniedzy i Salomon...
A że ich publikacje to teksty o poziomie niższym niż wypracowanie w gimnazjum to kto im co zrobi.
Ja też tak chcę.
Niech ktoś sobie dla sprawdzenia w bibliotece weźmie pracę naukowca, w której ten, a jakże, obficie cytuje samego siebie. Wystarczy spojrzeć na miejsca konferencji, w których naukowiec wygłosił płomienny referat. Kanada, Nowa Zelandia, Japonia, Afryka Południowa, Bahamy, Kanary itp. Bo w każdym rejonie jest coś co ma papiery uczelni tzw. wyższej. No cóż, płace na uczelniach słabe, to trzeba się jakoś odkuć.
Nie wiem na jakiej uczelni pracujesz, ale Twoje dywagacje mają niewiele wspólnego z prawdą. Moja uczelnia płaci opłatę konferencyjną, a resztę pokrywają uczestnicy konferencji. Pieniędzy dostajemy tyle, że wystarcza raz na rok na konferencję krajową i niektórym raz na dwa lata na zagraniczną. Znam renomowane uczelnie, na których żadne wyjazdy nie są pokrywane. Pomyliły Ci się konferencje z wczasami all inclusive.
Nie znam żadnego przykładu uczelni państwowej (nie wiem jak jest na prywatnych, przypuszczam, że dla niesamodzielnych gorzej) gdzie ktoś by płacił coś z własnej kieszeni. Znam z kontaktów i pracy na dzień dobry 10-20 uczelni w Polsce, mówię o największych miastach. Uniwerki, Polibudy, różne wydziały, co chcesz. Wystarczy?
Powtarzam: pełny wyszynk z programem towarzyszącym, "zwiedzalnictwem" itp.
Mało wiesz. Pisałem o dobrych akademickich uczelniach publicznych.
i na tych "dobrych" uczelniach każą płacić z własnej kieszeni za konferencje?
To cię kolego w bambuko ktoś robi, bo u mnie ful-wypas i wyszynk za państwową kasę...
Gratuluję!
przepraszam, ale 80% kosztów udziału we wszystkich konferencjach krajowych i zagranicznych ponoszę z własnej kieszeni-- uczelnia to AGH