Władzę i pieniądze zdobywa się cwaniactwem i znajomościami - tak widzi świat zwykły Polak. A jeśli tak jest, to po co mi konstytucja, wolność czy sądy?
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Słynne zdanie o państwie teoretycznym chyba nigdy do końca nie zostało zrozumiane ani przez polityków, ani przez zwykłych ludzi, choć było na ustach wszystkich i zawiera najboleśniejszą prawdę o kondycji naszego kraju. Tymczasem wszyscy żyjemy w chorobliwym rozdwojeniu - w państwie teoretycznym i praktycznym jednocześnie.

"Ci na górze"

Państwo teoretyczne to to, na które według przeciętego Polaka nie mamy wpływu. Wiemy, że politycy zamieszani są w ciemne sprawki, że ustawiają swoich w spółkach skarbu państwa, że unikają odpowiedzialności, że obławiają się na państwowej kasie. Naiwni lub ci o większej wierze w sprawiedliwość mogą się jeszcze wściekać, złościć, pisać i podpisywać protesty, ale po naszych politykach spływa to jak woda po kaczce. Nie chodzi tylko o PiS, ale o wszystkie dotychczasowe partie rządzące, które przyzwyczaiły nas do tego, że „ci na górze” żyją swoim życiem, mając nas, zwykłych ludzi, w lekceważeniu i odwołując się do nas tylko przed wyborami.

Wszyscy gramy w tę grę - oni udają, że chcą zmienić coś na lepsze, żebyśmy ich wybrali, my udajemy, że im wierzymy, bo kogoś trzeba wybrać. Wiemy, że zmienią się tylko tyłki na stołkach, ale żeby państwo teoretyczne funkcjonowało, musimy kogoś wybrać, więc skreślamy krzyżyk i wracamy do naszego zwykłego życia - państwa praktycznego. Potem państwo teoretyczne zaserwuje nam papkę z propagandy, jak to o nas dba, i zajmie się swoimi sprawami, czyli obsadzaniem stanowisk i złodziejstwem, a my swoimi.

I to jest według mnie prawdziwa przyczyna, że Polacy pozwalają na demolkę swego kraju, że nie protestują, a wręcz bezmyślnie popierają rządzących - bo polityka dotyczy państwa teoretycznego - konstytucja, sądownictwo, uwłaszczenia, SKOK-i - to ich, polityków sprawy, ich gierki - a ja muszę kombinować, jak spłacić kredyt i wysłać dzieci na wakacje - myśli przeciętny Kowalski i zastanawia się, jak przekonać szefa do podwyżki.

My na dole

Nasze państwo praktyczne to najbliższe otoczenie - kto może coś załatwić, komu nie podpaść, kogo poprosić o przysługę. Działa na najniższych szczeblach - urzędników, wójta, radnych, policjantów i miejscowych bogaczy. To oni mogą nam pomóc lub zaszkodzić, to z nimi chcemy mieć dobre układy. Od nich zależy przydział na gminne mieszkanie, obejście przepisów, załatwienie dobrego lekarza, wkręcenie w projekt unijny, praca dla kogoś z rodziny. To oni stanowią dla nas państwo bliskie obywatela. W tym państwie możemy mieć wpływ na codzienne sprawy - wiadomo, komu dać w łapę, a komu wystarczy się odwdzięczyć, przy kim powołać na znajomości, a z kim lepiej nie zadzierać. Tak wyglądają nasze prawdziwe małe ojczyzny.

I wszystko funkcjonuje, dopóki państwo teoretyczne nie wtrąca się za bardzo w nasze państwo praktyczne, dopóki znamy układy i zasady. Buntujemy się dopiero, kiedy państwo teoretyczne wyraźnie przekracza nasze granice, np. obowiązkowym abonamentem. O, tego już za dużo! Nie damy im 45 złotych miesięcznie, budżet mamy wyliczony co do grosza! Mowy nie ma! Bez słowa zgadzamy się na 100 tysięcy miesięcznie prezesów i członków rad zarządczych państwowych spółek (należących do państwa, czyli teoretycznie do nas wszystkich), ale pięciu dych nie pozwolimy sobie wyrwać. Bo te pięć dych jest nam bliskie, pochodzi bezpośrednio z naszych kieszeni i było już przeznaczone na nowe buty! 

Państwo teoretyczne sprawdza więc po raz kolejny, gdzie się da wkroczyć w granice państwa praktycznego, i pozornie ustępuje tam, gdzie zaczynamy warczeć, ale za to popuszcza sobie pasa na wszystkich obszarach, które według Polaków i tak nie są nasze - bo jaki mamy wpływ na władze państwowej spółki? Przez rachunki za prąd, za gaz, za wodę utrzymujemy ciepłe posadki tych na górze, ale nie liczymy już, że mamy na to jakikolwiek wpływ. Nie oczekujemy już od polityków przyzwoitości, kręcimy tylko głową, że wiecznie im mało, i zgadzamy się na narzucone przez nich reguły.

To, co się stało z nami przez 25 lat wolności, to całkowita amnezja tego, z czym startowała "Solidarność" - wiary w sprawiedliwość i uczciwość. Władzę i pieniądze zdobywa się cwaniactwem i znajomościami - tak widzi świat zwykły Polak. A jeśli tak jest, to po co mi konstytucja i Sąd Najwyższy?

Dopóki nie utrwalimy w społeczeństwie przekonania, że państwo to my, obecna władza, która łamie wszystkie zasady, będzie trzymać się mocno - w końcu to przecież problem państwa teoretycznego, czyż nie?

***

Czy zgadzacie się z diagnozą Czytelniczki? Piszcie, czekamy na Wasze opinie: listy@wyborcza.pl

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Więcej
    Komentarze
    Zaloguj się
    Chcesz dołączyć do dyskusji? Zostań naszym prenumeratorem
    "Bez słowa zgadzamy się na 100 tysięcy miesięcznie prezesów i członków rad zarządczych państwowych spółek (należących do państwa, czyli teoretycznie do nas wszystkich), ale pięciu dych nie pozwolimy sobie wyrwać. Bo te pięć dych jest nam bliskie, pochodzi bezpośrednio z naszych kieszeni i było już przeznaczone na nowe buty" Dokładnie tak jest. Mam znajomą, zagorzałą miłośniczkę dojnej zmiany. Samobieżna hipokryzja - przeklinała (dosłownie) Komorowskiego za jego prezydentury, a na żart z Dudy zaperza się, że to karygodne chamstwo, bo przecież nie wolno obrażać głowy państwa. Rzeczona znajoma jest "od zawsze" urzędniczką w pewnej instytucji podlegającej jednemu z ministrów. W instytucjach tego rodzaju funkcjonuje fundusz socjalny, z którego finansuje się różne wczasy pod grusza, wypoczynek dzieci i inne pożyczki mieszkaniowe czy zapomogi, zależnie od tego jak tam się kierownictwo ze związkami zawodowymi dogada. Co istotne dla dalszych rozważań, rzeczona znajoma jest bezdzietna. Jak na zwolenniczkę dojnej zmiany przystało, popiera "500+", zaś wszelkie słowa krytyki pod adresem tego "programu" (jak chociażby stwierdzenie, że zapożyczamy się co roku o ok. 20 mln złotych, żeby sfinansować rzecz całą, co będzie mieć raczej opłakane skutki w przyszłości, zaś żaden program tego rodzaju nigdzie w świecie nie przyniósł efektu w postaci trwałych zmian w demografii) spotykają się z jej strony z gwałtowną, emocjonalną reakcją, w stylu "bo ty to chciałbyś zagłodzić te biedne dzieci". Z tym, że w pracy jest zwolenniczką ograniczania jakiegokolwiek finansowania dzieci współpracowników. Czemu? Bo każda złotówka przeznaczona np. na dopłaty do wypoczynku tychże dzieci, to złotówka mniej na tą część funduszu, która jest przeznaczona na dopłaty trafiające do wszystkich pracowników, także tych bezdzietnych. Krótko mówiąc cudze dzieci zabierają JEJ pieniądze. A przecież i w przypadku "500+", i w przypadku funduszu socjalnego w tym konkretnym urzędzie, chodzi o przepompowanie pieniędzy z kieszeni wszystkich - odpowiednio - obywateli i pracowników, do kieszeni tych z nich, którzy mają dzieci. Jedyna różnica polega na stopniu skonkretyzowania pieniędzy. Te na "500+" są dla owej znajomej abstrakcją, są "niczyje". Te z funduszu socjalnego - konkretem. Oddawanie innym pieniędzy "niczyich" jest dla niej - wyborcy PiS - OK. Oddawanie własnych - już nie bardzo.
    @Private Szwejk Bo w 'duszach' Polaków powstał swoisty amalgamat pozostałości z czasów PRL-u i narodowokatolickich przekonań, podlany sosem zaściankowości właściwej potomkom Jakuba Szeli.
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    @Private Szwejk Podałeś przykład tożsamy z tezą artykułu. Ale takich przykładów jest więcej. Nie będę ich mnożył ale mam wrażenie, że Kaczka wie, że masa społeczeństwa nawraca się na komunę, stąd te socjalistyczne pomysły rządu. Parę lat temu Kaczka dowodził, że Polacy są republikanami, czyli mało przepisów i wolnoć Tomku w swoim domku. A jakie są realia tego rządu?
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    W innym miejscu przeczytałem niedawno komentarz do sytuacji polityczno-społecznej w Polsce. Krótki, trafny: "Komuna w Polsce nie została obalona. Ona po prostu zbankrutowała." Przecież nawet Solidarność i 21 postulatów to przede wszystkim kiełbasa. Polacy są narodem, ale nie społeczeństwem, kapitał społeczny jest niski i choć od 1989r. wzrósł, to jednak niewiele. Rządy PiS i w ogóle kształt Polski są takie, a nie inne, bo tacy, a nie inni są Polacy. 50% to mentalne pisiory, a i wśród pozostałych 50% nie brakuje sierot po komunie, a z obywatelskością jest krucho.
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    Trafna diagnoza, mam to w pracy, czyli na uczelni. Prawo jest stosowane wybiórczo i gdy jest to korzystne. Wybory sa ustawiane, góra robi co chce, a szeregowi uważają, że to normalne. Doktorat nie wyklucza infantylizmu, habilitacja oznacza zaawansowana hipokryzję. Kasa, misiu, kasa. Etyka i zasady są w przemówieniach,
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    już Gomułka mówił że Polacy dbają tylko o kiełbasę i gdy jej nie zabraknie to będzie spokój
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    Diagnoza mniej więcej ok., tylko jak zwykle brak wskazówek leczniczych. A państwo teoretyczne bierze się stąd, że niestety ale konstytucja, na którą wszyscy przeciwnicy PiSu się powołują jest tak napisana, że trudno się do niej literalnie odnieść. Liczne są bowiem zapisy pt.: obywatel ma prawo do tego i tego a warunki wykonania tego prawa reguluje ustawa. Wystarczy brak ustawy albo brak aktów wykonawczych i figa. Klasycznym przykładem jest stwierdzenie w konstytucji, że opieka zdrowotna jest powszechna. Albo zapis:"....Kobieta i mężczyzna mają w szczególności równe prawo (...) do zabezpieczenia społecznego...." a czym jest przywrócony przez PiS inny wiek emerytalny dla kobiet i mężczyzn jak nie pogwałceniem tego zapisu?
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    To bardzo dobra analiza mentalno-polityczna Polaków: niedojrzalosc umyslowa, braki w wyksztalceniu, powszechne niezrozumienie swiata i niski poziom moralnosci. To bedzie sie wleklo za Polakami jeszcze przez pare pokolen.
    @witowita Boję się, że do końca świata i jeden dzień dłużej :-(
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    @witowita jeśli już to wlokło
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    @witowita Dlaczego tylko kila pokoleń? Czy ktoś z tym walczy? Nie, my to mamy we krwi od 300-400 lat, Niestety, takie geny
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    Zapomniała Pani o Kościele /watykańskim/ w Polsce. To także państwo /religijne/ nad państwem teoretycznym i praktycznym. państwie
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    Bardzo przykre, ale niestety chyba prawdziwe.
    już oceniałe(a)ś
    0
    0