Po raz pierwszy w życiu spotkałam się z sytuacją, która dotknęła mnie jako kobietę. Długo zastanawiałam się, czy w ogóle jest sens podejmować temat i go opisywać.
Dalej jestem w szoku po tym, jak zostałam potraktowana w lokalu usługowym - barbershopie o wdzięcznej nazwie The Barbers w Gdańsku na ul. Wajdeloty. Jak sama nazwa wskazuje, to lokal, w którym głównymi klientami są mężczyźni. Lokal bardzo miło prezentuje się na fanpage’u FB. Widać, że to prawdziwe, męskie miejsce. I fajnie. Skoro my dziewczyny mamy „różowe” salony piękności, to czemu faceci nie mają mieć męskiego odpowiednika naszego królestwa. Opis na Facebooku jest również zachęcający. Można by pomyśleć, że ekipa, która prowadzi salon, jest naprawdę miła i sympatyczna. Opinie o tym miejscu także wskazują na profesjonalizm i wysoki poziom oferowanych usług. Komentarze klientów są pozytywne, a większość ocen to 5 gwiazdek, zarówno od mężczyzn (jak myślę głównych zainteresowanych), jak i kobiet (być może wdzięcznych za ogarnięcie ich brodaczy i nie tylko).
Wiele razy przechodziłam obok tego miejsca, więc postanowiłam zaciągnąć tam mojego zarośniętego przyjaciela. Żadne z nas nie widziało problemu w tym, że będę towarzyszyła mu podczas tej męskiej chwili. Golenie brody i strzyżenie włosów to usługa jak każda inna.
Na trzy stanowiska tylko jedno było zajęte, reszta pusta, co nie dziwi, bo to był czwartek, godzina około południa. Jednak gdy mój przyjaciel zapytał, czy jest szansa na strzyżenie, usłyszał odmowną odpowiedź. Dowiedzieliśmy się, że trzeba się zapisać z odpowiednim wyprzedzeniem. Pomyślałam najpierw, że tak się przecież może zdarzać, bo ja do fryzjera też muszę się wcześniej umówić.
Najgorsze jednak było to, że dosłownie po kilku sekundach od wejścia zostałam wyproszona z salonu, w chamski i bezczelny sposób. Jako że jestem według pracowników The Barbers „babką”, nie mam prawa wstępu do ich salonu i że powinnam z niego wyjść.
Byłam dość zdezorientowana, bo wchodząc do lokalu usługowego, jaki by nie był, nikt z nas nie zakłada, że zostanie z niego wyproszony. Wtedy jeden z pracujących tam mężczyzn wskazał mi palcem osobliwą naklejkę na ladzie i powtórzył, że kobiety nie mają wstępu.
Naklejka wyglądała jak te, znane z drzwi w supermarketach i i innych miejscach publicznych, w których zabrania się wprowadzać zwierzęta itd. W tym momencie poczułam się tak, jakbym dostała w twarz. To jest jakaś segregacja ludzi? Mężczyźni są lepsi, więc wchodzą, gdzie chcą, a kobiety można potraktować w sumie nawet gorzej niż zwierzęta, bo nawet ze zwierzętami można wejść do większości restauracji.
Dodam, że „zakaz wprowadzania kobiet” jest jedynym obowiązującym w tym miejscu zakazem, więc rozumiem, że mężczyzna chcący zgolić brodę może tam wnieść absolutnie wszystko, łącznie ze zwierzętami i bronią i wtedy problemu nie ma.
Poczułam się gorzej niż kiedykolwiek, a naprawdę mam duży dystans do siebie i nie zwracam nigdy uwagi na różnego rodzaju komentarze, mniej czy bardziej śmieszne.
Jednak „zakaz wprowadzania kobiet” jest poniżej jakiegokolwiek poziomu i jeśli miał być śmieszny, to nie był. Zgodnie z prawem nikt nie może być dyskryminowany i to z jakiegokolwiek powodu. Takie normy są gwarantowane mi nie tylko przez Konstytucję RP, lecz także przez międzynarodowe akty prawne i ich obowiązywanie jest powszechne.
W katalogu przejawów dyskryminacji jest wskazana między innymi dyskryminacja ze względu na płeć. Jestem jeszcze w stanie zrozumieć, że taką naklejkę czy uwagę na fanpage’u można dać sobie dla żartu, bo być może jest to „śmiesznie” i być może znajdzie się ktoś z dosyć grubiańskim poczuciem humoru, ktoś kogo faktycznie coś takiego rozbawi. Nie jestem czepialska i nie zwróciłabym na to uwagi.
Barber nie jest jakimś zamkniętym klubem samców alfa. To jest najnormalniejsza w świecie placówka handlowo-usługowa, tak jak każdy inny fryzjer, kosmetyczka czy supermarket.
Nie wiem, czy właściciele i pracownicy mają jakiś problem z kobietami, ale jeśli nawet w ich zamyśle The Barbers ma być miejscem stricte dla facetów, to jeśli już zdarzyło się tak, że weszła tam kobieta, to nie powinna być traktowana jak persona non grata.
Rozumiem wyrzucanie „uporczywej klienteli” z miejsc publicznych, gdy demoluje lokale i zachowuje się w sposób niezgodny z zasadami współżycia społecznego czy nawet naruszaja prawo. Ale ja nic nie zrobiłam, stałam i nawet nie podejmowałam rozmowy, bo to nie o moje strzyżenie chodziło. Jedynym przewinieniem, jakiego się zdaniem tych barberów dopuściłam, było wejście do salonu. I to była już dla nich podstawa, aby mój przyjaciel w ogóle nie został obsłużony. Bo jak inaczej rozumieć to, że dwa fotele były wolne, dwóch barberów stało i nic nie robiło, a mimo to mój przyjaciel usłyszał, że dla niego najbliższy termin to „za miesiąc” no i że oczywiście zapraszają go bez tej pani obok.
Dla porównania dodam, że jak już zostałam wyrzucona z tego salonu, postanowiłam pójść z przyjacielem w inne miejsce oddalone od The Barbers dosłownie kilka kroków. W salonie tym o dziwo zostałam normalnie potraktowana. Choć nie, nie było to normalne zachowanie. Poczułam się tam jak długo wyczekiwany gość. Mężczyzna, który nas przywitał, zaprosił mnie z wielkim uśmiechem do środka, zapytał czy może wziąć ode mnie płaszcz i zaproponował dobrą kawę i pozwolił wybrać mi miejsce, w którym mogę poczekać na przyjaciela. Okazuje się, że jednak można nie mieć problemu z płcią klienta, nawet, gdy goli się męskie brody.
Sytuacja, która mnie dotknęła, była karygodna i nigdy nie powinna była się zdarzyć. Wskazanie, że jakiś salon fryzjerski jest męski i tylko męski, jest co najmniej niepoważne. Gdybym miała taką ochotę, mogłabym chodzić do męskiego fryzjera i obcinać się „na chłopaka”. Jestem klientem takim jak każdy inny człowiek i tak samo płacę za usługę. To, że jestem kobietą nie znaczy, że obowiązuje mnie zakaz wstępu w różne miejsca, nawet przeznaczone do typowo męskich usług.
Walczmy o prawa kobiet, o zwykły szacunek i równe prawa. Żyjemy w XXI wieku, a mam wrażenie, że otacza nas jakiś ciemnogród. Kobietom, jak każdemu człowiekowi, należy się poszanowanie i równość wobec prawa. Nie godzę się na takie traktowanie i dlatego napisałam tego maila. Ja sama nie jestem w stanie wyegzekwować respektowania prawa przez innych, bo nie mogę nałożyć jakichkolwiek sankcji na tego typu miejsca, ale media i inne kobiety mają tę siłę. Może jeśli ktoś napisze o takim zachowaniu, w końcu przestaniemy się spotykać z poniżaniem i gorszym traktowaniem.
***
Czy uważacie, że „zakaz wprowadzania kobiet” to tylko żart? Czekamy na Wasze opinie: listy @wyborcza.pl
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
Znam to z autopsji, bowiem zostałem kilkukrotnie niewpuszczony do strefy spa i wellnes we Wrocławskim Parku Wodnym, tj. publicznej jednostce komunalnej podległej Prezydentowi Wrocławia, tzw. AquaParku. Okazuje się, że regulamin tam pozwala w każdy wtorek wchodzić tylko kobietom. Zdarzyło mi się dwa może trzy razy odejść z kwitkiem, po prostu czasem zapominam, że akurat jest wtorek, i tylko kobiety mogą wejść.
I wie Pani co, i ja się wcale nie pruję o to, bo dla mnie cztery dni w miesiącu z zakazem wejścia nie robią różnicy, ale są dziesiątki, jak nie setki kobiet, które w inne dni tam po prostu nie pójdą, bo np. stresuje ich obecność mężczyzn, krępują się, boją i takie dni są właśnie dla nich. Nie każda jest abonentka Błękitnej Laguny, czyli grupy klubów wyłącznie dla kobiet. I dla wielu, jest to nieoceniona możliwość skorzystać z wellnes we Wrocławiu.
Dla przykładu również w publicznym komunalnym AquaParku Lublin, podległym Prezydentowi Miasta, istnieją happy hours dla kobiet w wybrane dni, w których przez kilka godzin mężczyźni mają zakaz wstępu do strefy saun/wellness. Ani sytuacji w Lublinie, gdzie Pani Hołda osobiście w "Gazecie" opisuje, strzeże i monitoruje wolności Lublinian i Lublinianek, ani we Wrocławiu, gdzie Gazeta Wrocławska chętnie pisze o sprawach równości, czy feminizacji, nie podnoszono problematyczności lub legalności takich rozwiązań.
Czasem dyskryminacja ze względu na płeć jest akceptowana w polskich miastach, w tych przypadkach na południu Polski, usankcjonowana potrzebą grupy społecznej, oraz decyzjami administracyjnymi magistratów.
Co do tej sytuacji w Gdańsku opisanej przez Panią Pani Julio, myślę, że bardziej problemem dla Pani może być ton, lub słownictwo za pomocą, którego wyproszono Panią z The Barbers. Jest to firma prywatna, mogą przyjąć formę stowarzyszenia, lub klubu, mogą wprowadzić regulamin bezpieczeństwa, szczerze, ogrom możliwości aby wpuszczać tylko wybrany profil klientów.
To co należy w Gdańskim przykładzie napiętnować, to "chamski i bezczelny" sposób komunikacji względem Pani, może powinni umieścić stosowne ostrzeżenie lub regulamin placówki przed wejściem, aby w przyszłości nie narażać innych kobiet na dodatkowy stres.
Pozdrawiam,