Tamtego dnia byłam w szoku, jak wszyscy. Jak to się mogło stać?! Każdy stawiał sobie to samo pytanie.
Dostałam wtedy maila od znajomych z Nowego Jorku - Europejczyków, od wielu lat mieszkających w Stanach. Zwykły mail, bez żadnych wyrazów współczucia.
„Kurcze, zginął mój prezydent, a oni nic o tym nie wiedzą". Ponad godzinę pisałam odpowiedź - wszystko im wyjaśniłam, opisałam historię mordu w Katyniu.
Ale oni to wiedzieli, nie mogli tylko pojąć, jak prezydent Polski mógł lecieć w zatłoczonym samolocie na prawie nieczynne lotnisko, bez wyposażenia technicznego, z radarem sprzed wieków, wieżą kontroli w szałasie i wyboistą nawierzchnią, gdzieś między lasem a bagnami.
Patrząc z ich punktu widzenia, nie da się tego zrozumieć, ale, niestety, nie da się tego zrozumieć również z punktu widzenia wszystkich ludzi mieszkających na zachód od Polski.
Potem dostałam odpowiedź: - „Prawie wszyscy prezesi korporacji i właściciele prywatnych samolotów wywierają na swoich pilotach presję, zawsze chcą lecieć dalej, wyżej, szybciej, w burzy, śnieżycy, wichurze".
No cóż, wygląda na to, że prawie cały świat znał mechanizm, według którego doszło do tej tragedii, a my musimy prowadzić na ten temat setki dyskusji, rozpatrywać wiele hipotez i trawić miliony złotych na ich dowodzenie.
Fakt, my w Polsce prawie nie mamy prywatnych jetów, więc ta wiedza jest nam obca.
Mamy za to prezesa, któremu potwornie zależało, aby ten samolot wylądował w Smoleńsku.
W Katyniu miała się odbyć piękna, podniosła uroczystość. Prawie królewska, z orszakiem ważnych osobistości, ważniejszych niż Tusk i Putin razem wzięci. W pełni powagi, dostojeństwa i szacunku, ale, jak się potem okazało, również pychy, lekceważenia zasad zdrowego rozsądku i ignorancji zaistniałych okoliczności.
Ten samolot musiał wylądować za wszelką cenę, ale cena okazała się nieludzko wysoka.
Tym samym została przekroczona pewna ostateczna granica. Po jej przekroczeniu już nic nie ma znaczenia i nic już nie stanowi bariery. Nic nie jest już niemożliwe, niemoralne, bezprawne.
Można więc kupować wyborców za dobra socjalne, podzielić naród, poniżać inaczej myślących, ogłupiać spolegliwych.
Można rozmontować Trybunał, sądownictwo, zawładnąć Prokuraturą, mediami państwowymi, powycinać drzewa i tak samo łatwo generałów z Polskiego Wojska, przemielić system edukacji za ogromne pieniądze, ośmieszać Polskę w świecie.
Można już absolutnie i totalnie wszystko.
Nawet stworzyć nową rzeczywistość - taki San Escobar, byleby tylko wszyscy obywatele wiedzieli, kto obalił komunizm, kto był ich wyzwolicielem i dobroczyńcą, ukoronowanym i uświęconym bohaterem poległym tragicznie, ofiarą podłego spisku.
Nie można tylko zwrócić bratu życia, ale można tworzyć mu zupełnie nowe.
Można nawet wykorzystywać jego tragiczną śmierć i tragiczną śmierć 95 innych osób do walki politycznej?
To zupełnie nowa, wydawałoby się nierealna rzeczywistość. Ale wielu żyje w niej od tamtego tragicznego dnia, a od ponad roku chyba żyjemy w niej wszyscy i rozlewa się ona na coraz to nowe dziedziny życia.
Wracając do tamtego dnia - jakiej potwornej presji musiał być poddany pilot tego samolotu, żeby bez pomocy urządzeń technicznych, bez żadnej widoczności decydować się na zniżenie maszyny?!
W jakim stresie musiała być cała załoga, żeby nie sprawdzić, czy korzystają z właściwego wysokościomierza, gdy za oknem mieli kompletne „mleko" i żeby bezrefleksyjnie ignorować wrzaski systemu TAWS: „Ziemia na kursie! Ziemia na kursie!"?!
Pewnie 36. Pułk, z którego pochodzili, był straszny - brak szkoleń, brak procedur, ale, na litość boską, 36. Pułk nie szkolił samobójców! Każdy z tych młodych ludzi chciał żyć, chociaż chciał też wykonać rozkaz...
My też chcemy żyć - normalnie, bez wpychania nas w irracjonalną rzeczywistość fikcyjnego systemu instytucji prawnych, tworzenia nowych faktów historycznych, podważenia wartości „postkomunistycznej" konstytucji, tak samo „postkomunistycznej" jak prezes PiS i znaczna część obywateli polskich, którzy stali się obywatelami i budowniczymi wolnego świata po obaleniu komunizmu.
Bez obłudy i hipokryzji polityków większości parlamentarnej, bez nieuzasadnionych wydatków na prace komisji mającej udowodnić zamach smoleński.
A nowe dowody ciągle się pojawiają - kolejne kraksy samochodów wożących notabli, przepełniony samolot polskiej delegacji w Londynie, burzenie fundamentów praworządności, struktur wojska, uchwały umożliwiające niszczenie środowiska, zachwianie systemem edukacji, brak niezbędnej wiedzy, rozsądku, umiaru w wydawaniu państwowych środków, nonszalancja, arogancja, pycha - ten sam mechanizm wiodący do katastrofy.
***
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze