Narzędzia takie jak media społecznościowe służyły nam prawie wyłącznie do dzielenia się z bliższymi i dalszymi znajomymi naszymi codziennymi radościami – wspomnieniami z wakacji czy ważnych dla nas uroczystości.
To się zmieniło. Rządy Prawa i Sprawiedliwości wzbudziły w nas gniew i sprzeciw. Najpierw okres przedwyborczy – gorące dyskusje, kłótnie, pierwsze niesnaski między znajomymi. Później „czystki” wśród przyjaciół – niejeden z nas w tym czasie znacznie ograniczył grono znajomych na Facebooku. Ze szczególną przyjemnością zapewne, pożegnaliśmy tych najbardziej zaciekłych zwolenników PiS i Kukiz'15, których zacietrzewienie i agresja były najmocniejsze.
Mijały kolejne tygodnie, niezadowolenie wciąż narastało – pojawiły się pierwsze próby nawoływania do zjednoczenia się przeciwko wybranej przecież w demokratycznych wyborach władzy.
Pierwsze memy. Złość nie minęła, ale pojawiło się światełko w tunelu, że jeśli będzie nas więcej, jeśli będziemy działać wspólnie, może coś się zmieni.
Powstał KOD (Komitet Obrony Demokracji) i wielki zryw, manifestacje, tysiące ludzi na ulicach. Pojawiły się też trolle – radykalni, często opłacani zwolennicy władzy, wyłapujący i niszczący każdy nasz przejaw sympatii do opozycji. Niejeden z nas okrzyknięty został lewakiem czy KOD-owcem, a to zapewne i tak najlżejszy kaliber hejtu.
Władza zabrała się za sortowanie obywateli – tak też trafiłam do dumnej grupy „gorszego sortu”, pełnej intelektualistów, inteligentów, znanych osób o podobnych poglądach, pełnych sprzeciwu i negacji dla sprawujących władzę.
Na początku hejt bolał, po czasie jednak każdy z nas zapewne uodpornił się na kąśliwe uwagi, powstały zamknięte grupy „oporu”, które pozwalają na łatwą eliminację „kretów” i trolli.
Dzisiaj mój page na Facebooku wygląda diametralnie różnie od tego sprzed jeszcze dwóch lat. Fotki z wakacji i artykuły o „serniku na kruchym spodzie” ugrzęzły pod dziesiątkami i setkami związanymi z polityką artykułów, filmików, wywiadów. W głowie kołacze mi jedna myśl, której może powinnam się wstydzić, ale że życzę im jak najgorzej, bo zburzyli mój spokój, moją radość, myśl o spokojnej przyszłości, spokój moich najbliższych.
Pojawiła się złość, sprzeciw, a niejednokrotnie agresja, i że to, co tak mozolnie budowano przez dziesiątki ostatnich lat, w tak krótkim czasie zostaje niszczone, że nie ma dla nich świętości, że opętani żądzą władzy idą po trupach, śmiejąc się nam w twarz, że usiłują budować swoją własną historię, z taką łatwością wymazując wszystko i wszystkich, z którymi jest im nie po drodze.
I jestem zła, że sondaże, nawet jeśli ogłaszane przez prawicowe media i nieco zawyżone – wciąż dają im przewagę, że nie ma konstruktywnej opozycji, a ta, która jest, wciąż nie pomysłu na wspólny front, że na razie nie pozostaje nam nic innego jak manifestować swoje niezadowolenie poprzez Facebooka.
Środa Popielcowa rozpoczyna się Wielki Post – okres wyciszenia, spokoju i zadumy przed świętami Wielkiejnocy. I chociaż do kościoła od lat już nie chodzę, sprzeciwiając się w ten sposób upolitycznieniu polskiego kleru, to jednak pamiętam, że ksiądz to nie Bóg i pomyślę chwilę nad przesłaniem tych najbliższych 40 dni.
Życzę sobie i Wam, aby ten czas pozwolił nam ochłonąć z nadmiaru negatywnych emocji – nie pozwólmy się prowokować, swoje niezadowolenie zamieńmy w konstruktywne przemyślenia. Działajmy w grupach, dzielmy się pomysłami, słuchajmy bardziej doświadczonych, budujmy pozytywną przyszłość. Wiem, że zwyciężymy!
Anna Frach, TheFad.pl
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze