No cóż, może zrobiłam to nie tylko z chęci bycia ekologiczną, ale też z wygodnictwa związanego z moim rocznikiem. Plus u pobliskich znajomych zauważyłam duuużą butlę gazową i paru ludzi krzątających się wokół niej. I tu mnie olśniło - też tak chcę: proekologicznie i z minimalizacją wysiłku związaną z ekogroszkiem (zamówić, rozładować, podkładać, czyścić, wyrzucać popiół itd.). To było w wakacje.
Postanowiłam, że w najbliższym sezonie grzewczym będę proekologiczna i przy okazji prozdrowotna. Nie zamówiłam ekogroszku na kolejny sezon.
We wrześniu wizyta panów z profesjonalnej firmy. Decyzje, gdzie stanie nowy piec (nie może być w piwnicy, bo to propan-butan i MUSI być nad poziomem gleby), gdzie zbiornik (czyli ta wielka butla na gaz) i podpisanie umowy. I do roboty, bo muszę zdążyć przed sezonem grzewczym!
Niezbędna mapka dla celów projektowych, czyli nie taka, co to za kilkanaście złotych wydrukuje od ręki lokalny oddział geodezji, tylko taka, którą z natury sporządzi geodeta (skala 1 do 500). Geodeta zapracowany, ale po dwóch tygodniach (13.10.2016) mapę mam i w zębach wiozę ją do firmy wykonawczej. Firma, choć zarobiona o tej porze roku, robi mi baaaardzo profesjonalny projekt (niezbędne kilka egzemplarzy).
Projekt, dzięki uprzejmości firmy, mam już 27.10.2016. Zdążę przed zimą? Prawda? Z projektem zgłaszam się 2.11.2016 w starostwie - czyli zgłaszam „budowę obiektu budowlanego”. Po paru dniach mam pozwolenie na budowę i... dziennik budowy. Przekazuję go firmie wykonawcy. Po drodze robię wykop pod gazociąg. Jeszcze do Inspektoratu Nadzoru Budowlanego muszę złożyć „Zawiadomienie o zamierzonym terminie rozpoczęcia robót”.
Firma wykonawcza wchodzi na początku grudnia (łaska boska ciepła zima). Robi instalację wewnętrzną/zewnętrzną, robi próby szczelnościowe i jakieś inne niezbędne, wypełnia dziennik budowy osobami, podpisami, uprawnieniami itd. itp. I ja ten dziennik cały podstemplowany i opisany wiozę do starostwa / nadzoru budowlanego. Tam się okazuje, że numer uprawnień na pieczątce dla urzędników jest mało satysfakcjonujący i wymagają ksera / skanu uprawnień. Dostarczam 28.12.2016. Jeszcze tylko geodezyjna inwentaryzacja powykonawcza (kolejne 2 tygodnie), gdzie pan geodeta powinien zaznaczyć, że realizacja jest zgodna z projektem, i już jestem w ogródku, już witam się z gąską, bo po Trzech Królach odbieram zgodę na użytkowanie instalacji!
Ale... 5 stycznia przychodzi list POLECONY. A w nim informacja, że o zamierzonym korzystaniu z instalacji itd. itp. mam powiadomić lokalną komendę straży pożarnej! Tego samego dnia dzwonię do mojej profesjonalnej firmy wykonawczej, która robi „rybę”, i obiecuje wyjaśnić, i wyjaśnia, że właśnie przepisy się zmieniły i teraz to tak jest, i ja tego dnia biegnę powiadomić. Z miłym panem wypełniam jakiś kwit (na podstawie art. 56 ust. 1 ustawy z dnia itd.) i mam czekać - 14 dni. Jak SP nie zareaguje (bo pan spisał, co chciał z projektów i innych dokumentów), to mogę już do starostwa i nadzoru. No to czekam kolejne 14 dni, coby zacząć legalnie korzystać z ekologicznego systemu grzewczego we własnym domu jednorodzinnym.
I przychodzi upragniony 19 stycznia! Pan w urzędzie zaprasza za... 14 dni! Bo tyle ma czasu zgodnie z prawem na wydanie decyzji. Miło negocjuję, w końcu jest ZIMA, że może jednak wcześniej, więc pan postara się na 25. stycznia. I się udało, i od tej daty mogę PEŁNOPRAWNIE korzystać z ogrzewania gazowego we własnym domu!
Zwracam uwagę, że prace wykonawcze (na zewnątrz i wewnątrz budynku) trwały w sumie 4 (tak: CZTERY!) dni robocze, a od pomysłu do przemysłu upłynęło 5 miesięcy! Z tych 5 miesięcy ca 6 tygodni przypadło na wszelkie prace projektowe. A reszta? Pozostały czas to „dojrzewanie” dokumentacji na różnych biurkach w różnych urzędach. Obezwładniające...
Pan geodeta powiedział, że szybko (?) udało mi się wszystko załatwić, że typowy czas to - lekko licząc - pół roku. Nie sprawiło mi to satysfakcji. Urzędnicza droga przez mękę.
Droga Redakcjo, po co do Was piszę? Może dzięki Wam uda się uświadomić przeciętnemu obywatelowi, że jeśli planuje przejście na ekologiczne grzanie, to powinien zająć się tematem najpóźniej w marcu, żeby zdążyć przed kolejnym sezonem grzewczym, a może obudzi się prawodawca i uprości procedury, poskraca terminy, skłoni urzędy do sprawnej wymiany informacji, bo na razie to obywatel zmuszany jest do dostarczania, oświadczania, zabezpieczania, odpowiadania i... czekania. I, oczywiście, płacenia - moja gmina nie odpowiedziała mi na pytanie o ewentualne dofinansowanie tej inwestycji.
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze