Mija już ósmy miesiąc "dobrej zmiany" i faktycznie wiele się dzieje. W świecie kobiet nad Polską krąży widmo wieszaków i pustych wózków. Najlepszym sposobem poprawienia dzietności jest bowiem zmuszanie kobiet do rodzenia dzieci poprzez zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej. Zwłaszcza tych kobiet, które mieć dzieci nie chcą. I ich prawo.
Ciekawsze jednak jest, że kobiety i mężczyźni pragnący mieć dzieci, ale cierpiący z powodu niepłodności, też nie cieszą się łaskami PiS. Trudno doszukać się w tym logiki, ale być może chodzi tu o zwiększenie liczby przyszłych beatyfikacji: nie chcesz mieć dziecka, to je będziesz miała; chcesz mieć dziecko - a figa.
Najpierw minister zdrowia Konstanty Radziwiłł anihilował narodowy program refundacji in vitro. Twierdzi, że Polski na to nie stać. 300 mln zł zainwestowane w refundowane in vitro w ciągu trzech lat zaowocowało narodzinami 4 tys. małych Polaków, kolejne 6 tys. maluchów jest w drodze. Dla odmiany Polskę stać na wydawanie 1 mld 250 mln zł co roku na organizację lekcji religii w szkołach, ale widać Polskę stać na ideologię, za to nie stać na narodziny chcianych i kochanych dzieci.
To nie koniec zmian dla niepłodnych. Poseł Jan Klawiter (niezrzeszony, dawniej PiS) złożył po cichu projekt poprawek do Ustawy o leczeniu niepłodności. Obłudna wersja oficjalna mówi, że opinia publiczna powinna siedzieć cicho - rząd wszak nie zakazuje in vitro. Łaskawy pan.
Wersja prawdziwa stanowi co innego: ograniczenie liczby zapładnianych komórek do jednej i jednoczesny zakaz mrożenia zarodków spowodują spadek skuteczności in vitro z obecnych 31 proc. ciąż na transfer do 3-5 proc. ciąż na transfer. Będzie to najbardziej drakońskie i zarazem bezsensowne prawo bioetyczne w Europie, które wyeliminuje metodę in vitro z polskiej medycyny.
Nikt o zdrowych zmysłach nie zapłaci kilkunastu tysięcy złotych z własnej kieszeni za procedurę, której skuteczność będzie się mieścić w granicach błędu statystycznego. Ludzie niepłodni pozostaną bezdzietni, ale wcześniej zachęci się ich do skorzystania z szumnie zatytułowanego Programu Wspomagania Prokreacji polegającego z grubsza na tym, co ginekologia polska stosuje od 40 lat, co już jest refundowane przez NFZ i co w przypadku zaawansowanej niepłodności nie działa. Właśnie dlatego Steptoe i Edwards wynaleźli metodę in vitro i odmienili życie 4 mln rodzin na całym świecie.
Ministerstwo Zdrowia nie przejmuje się jednak danymi. Dlatego za 40 mln rocznie przeznaczonych na Program Wspomagania Prokreacji będzie przeczołgiwać niepłodnych przez obserwację śluzu i entą laparoskopię, aby na końcu tej ścieżki oznajmić: "Niestety nic nie pomaga, ale jak się pani upiera, to jest jeszcze - apage satana! - in vitro". O skuteczności 3-5 proc., jeśli poprawka Klawitera przejdzie.
Nic, tylko korzystać.
W sumie nie powinnam się tym przejmować. Mam 36 lat, jestem matką dwóch synów, jeden z nich urodził się dzięki in vitro. Mam za sobą nieprzespane noce z powodów rodzicielskich i społecznych, bo przez lata działałam w stowarzyszeniu Nasz Bocian. Czas więc na odpoczynek, prawda?
Nieprawda.
Oglądam pocztówki, które od soboty przysyłają pacjenci. Akcja jest częścią Tygodnia Świadomości Niepłodności organizowanego przez Naszego Bociana. Pocztówki zapełniają nam skrzynki i galerię, jest ich już ponad 200 i każda jest wysyłana jednocześnie do prezydenta Andrzeja Dudy, do premier Beaty Szydło i do ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła. Ludzie są wkurzeni, zrozpaczeni i zdesperowani. Apelują do polityków, aby nie odbierali im szansy na wypełnienie ramion i wózków. Przysyłają zdjęcia dzieci i negatywnych testów ciążowych. Błagają, by nie skazywać ich na bezdzietność i nie wprowadzać okrutnego prawa. Piszą, że odprowadzają składkę zdrowotną i są podatnikami, więc mają prawo się leczyć - refundacja in vitro to żadna budżetowa łaska. To też ich kasa.
Nie wiem, co musi się stać, aby Najświętsza Arogancja Dobrej Zmiany usłyszała te głosy. To są głosy również jej sąsiadów, znajomych, być może krewnych. Niepłodność bowiem nie wybiera i zbiera żniwo równo: najniższa średnia krajowa, prezes banku, urzędniczka ministerialna, policjant, rolnik, siostrzenica biskupa.
Prezes sobie poradzi. Biskup też - niedawno jeden z nich odesłał krewną do pewnego profesora zajmującego się niepłodnością, aby ten się nią zaopiekował. Zaopiekował się. Biskup wkrótce będzie wujko-dziadkiem maleństwa urodzonego dzięki in vitro. Z ambony jednak usłyszymy kolejny list Episkopatu apelujący o radykalne ograniczenie tej metody.
Kto sobie nie poradzi? Ci spośród 30 tys. niepłodnych Polaków, którzy co roku potrzebują metody in vitro, ale nie wyjadą do Czech i Szwecji po skuteczne i kosztowne leczenie. Jak zawsze zapłacą najsłabsi. Ci na śmieciówkach, ci bez operatywnych znajomych. Tym się będzie wpierać, że "wspomaganie prokreacji" i założenie luźnej bielizny doprowadzi ich do ciąży.
38 lat po narodzinach Louise Brown i po przeprowadzeniu ponad 37 tys. badań nad bezpieczeństwem i skutecznością in vitro dostępnych w bazie PubMed. Co za wstyd!
Naprotechnologia ma tych badań sześć na koncie i wynika z nich zaledwie 25 proc. ciąż w ciągu 24 miesięcy leczenia (pary z niepłodnością zaawansowaną zostały wykluczone z badań), ale to właśnie ona cieszy się łaskami rządzących, bo zaaprobował ją Watykan.
Piszę ten list, ponieważ uważam, że każda z tych ponad 200 historii powinna zostać wysłuchana. Nawet jeśli nie obchodzą one polityków Prawa i Sprawiedliwości, dla których ważniejsza jest katolicka doktryna niż cierpienie ich własnych obywateli. Ale Polska to nie tylko premier Szydło i minister Radziwiłł.
To także ponad 70 proc. Polaków popierających in vitro. To rodziny, przyjaciele i znajomi osób niepłodnych. To ludzie dobrej woli, którym nigdy nie przydarzyła się niepłodność, ale okazują nam swoje wsparcie i solidarność. Do Was piszę ten list, bo wiem, że gdzieś tam jesteście. Chciałabym, abyście zechcieli wysłuchać opowieści ze świata, w którym wózki są nadal puste, a nadzieja gaśnie. Byłam w tym świecie i było tam strasznie. Opuściłam go dzięki medycynie, która dała mi młodszego syna. Ale największy udział w tym zwycięstwie miała miłość i nadzieja. Czuję, że dziś jestem winna wsparcie tym, którzy są wciąż w drodze do upragnionego rodzicielstwa.
I Was również o to proszę: wyślijcie swoją Pocztówkę Nadziei do polityków i pokażcie niepłodnym Polakom, że nie są sami. A przynajmniej wysłuchajcie, co starają się Wam powiedzieć swoimi historiami i zdjęciami.
Galeria Pocztówek: http://specialfamiliescards.fertilityeurope.eu/pol/gallery
Jak wysłać Pocztówkę Nadziei? Wejdźcie na stronę: http://specialfamiliescards.fertilityeurope.eu/pol
Napiszcie, dlaczego nie zgadzacie się na barbarzyńskie prawo, które odbierze osobom niepłodnym szansę na skuteczną procedurę in vitro
W pasek adresów gotowej pocztówki wpiszcie adresy mailowe premier RP Beaty Szydło, ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła, prezydenta RP, Andrzeja Dudy i Polską Agencję Prasową. Wyślijcie kopię również Stowarzyszeniu NASZ BOCIAN: k.radziwill@mz.gov.pl, sprm@kprm.gov.pl, listy@prezydent.pl, centrumprasowe@pap.pl, stowarzyszenie@nasz-bocian.pl
REGULAMIN użytkownika "Gazety Wyborczej" >>> Szanowni Państwo, kontynuujemy prace nad systemem komentarzy i ich ocen. Wspólnie możemy sprawić, że nasze forum będzie miejscem przyjaznym i wolnym od agresji.
Pomóżcie nam:
- nie dyskutujcie z trollami,
- jeśli widzicie komentarze, które powinny być skasowane, zgłoście je moderatorowi poprzez kliknięcie kosza przy wpisie,
- wpisy i uwagi do systemu moderacji przysyłajcie mailem na adres forum@wyborcza.pl.
Dziękujemy.
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze