O fenomenie wiadomych 20 proc. myślałem i bardzo zgadzam się ze wszystkim, z czym teraz już wszyscy mądrzy się zgadzają, że wzburzeni, że PO nie tyle sobie strzelało we własną stopę, co od lat robiło pod siebie (proszę to rozumieć, jak komu wygodniej), że beznadzieja, choć niby nie jest tak źle jak na Ukrainie. A także wierzę w rzeczy niezbyt łatwe do sprawdzenia, że ktoś nakręcił tu kukiełki (czyli wyłożył kasę i nadał kierunek), żeby w przyszłości pobrać należność za przedstawienie.
To wszystko zapewne jest prawdą, ale ciągle nie wyjaśnia ani trochę, czemu w tych 20 proc. są starzy i młodzi, kształceni i niekształceni (czy kształceni są wykształceni to zupełnie inny problem), a także - gdyby wygrzebano jakieś kierunkowskazy polityczne i oddzielono je od przeróżnych purchawek politycznych - czemu są tam też ludzie z lewicy, prawicy oraz Bógwicy. I jak zrozumieć, że głupich w tej grupie nie jest chyba więcej niż w jakiejkolwiek innej losowej próbce liczącej 20 proc., a nikomu nie przeszkadza, że Przyczyna Zamieszania bredzi prawie codziennie jakby było w niej 45 proc.
I próba wyjaśnienia nie wzięła się u mnie z głębokich przemyśleń (bo nie mam pojęcia, jak to się robi), ale z przypadkowego skojarzenia.
Stefan Kisielewski powiedział o nim: "dane mu było mianowicie inspirować powszechność". To trafne ujęcie. Język warszawki, jej ulicy, jej przedmieść istniał, ale poza polem widzenia oficjalnej kultury. Nie był dobrem cenionym czy godnym ustawienia na witrynie. I gdy Gombrowicz - teoretyk i esteta, opiewał łydkę parobka, Wiechecki przysłuchał się jego językowi, gdy z wieśniaka przetworzył się w proletariusza, w cząstkę miejskiego ludu. I Wiechecki stał się Wiechem, a tworzona przez niego gwara przejmowana była w kręgach kształconych w innych językach i w tych, z których wychynęła.
Rozpatrywanie mowy Kukiza jako projektu politycznego jest stratą energii, bowiem nie tylko nie ma tam substancji, ale również używana przezeń wykładzina może być w jakimś momencie wymieniona na inną, i jego zwolennikom nie przeszkodzi to w niczym, a jego oponentów wystawi na pośmiewisko.
Kukiz nie wyraża aspiracji klasy, grupy czy pokolenia, Kukiz jest twórcą fenomenu artystycznego wiążącego typem emocji i reakcji, a nie zawartością (i proszę zostawić na inną okazję wycenę jakości tego artyzmu w terminach klasycznej kultury).
Bawi mnie myśl, że może znaleźć się w roli polityka (i kto wie, może wysoko postawionego), bo przecież polityka to sztuka wyważania potrzeb, priorytetów, nadziei i konieczności, sztuka negocjacji i owijania sztyletu watą, a Kukiz tak do tego się nadaje jak krokodyl na kelnera. I słusznie mówi o wszystkich politykach "oni", bo choć chwilowo może znaleźć się wśród nich, to chyba nikt nie potrafi sobie wyobrazić go spędzającego wieczory na dyskusjach w komisjach rzeczoznawców, a nocą zszywającego delikatne przymierza.
Więc będzie śmiesznie, ale czy będzie długo to trwało? Bo przywołałem na wzorzec twórczość Wiecha, czyżby i ta działalność mogła rozciągnąć się na długie lata?
Nie sądzę. To minie w miarę szybko, i nie z powodu działań Kukiza czy ich braku, ale z powodu rytmu zmian w dzisiejszym społeczeństwie. Nowe mody zmiatają stare i choć nic się nie zmienia, bo dżinsy z siedzeniem wytartym na brązowo ustępują dżinsom porwanym na kolanach, to używanie dawnej mody jest obciachem i pojawi się jakiś neo-Kukiz, może jeszcze bardziej rozkojarzony niż obecny, który ułatwi masom wycie unisono: "Nie, bo nie! Nie, bo nie!"
A rządzić nadal będzie pieniądz.
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze