Sytuacja zajęć dodatkowych w przedszkolach budzi wielkie emocje. Poruszeni są rodzice, dyrektorzy przedszkoli, osoby prowadzące zajęcia z rytmiki, angielskiego, tańca, piłki nożnej itd. Zainteresowanie mediów dowodzi, że temat jest społecznie istotny. Poruszane są niezwykle ważne kwestie dotyczące kwalifikacji nauczycieli prowadzących zajęcia dodatkowe. Wydaje się, że wszyscy zaangażowani w sprawę uważają, że zajęcia dla najmłodszych powinny być prowadzone przez fachowców. Niemal trzy tysiące osób wyraża poparcie dla fanpage'a "Moje dziecko powinni uczyć fachowcy" na Facebooku.
Fanką tej strony nie jest na pewno redaktor Aleksandra Pezda, która w swoim nacechowanym ironią komentarzu "Przedszkola były za drogie, teraz są za tanie" wprost formułuje opinię, jakoby do nauczania rytmiki niepotrzebni byli fachowcy, osoby z muzycznym wykształceniem wyższym, które do tej pory te zajęcia prowadziły. Dziennikarka pisze: "Pięć lat studiów lat (przyp. pedagogicznych) chyba wystarczy na przygotowanie do rytmiki".
Tymczasem prowadzenie zajęć rytmiki wymaga ukończenia Akademii Muzycznej na takiej właśnie specjalności, a ukończenie tych studiów zawsze wiąże się z wcześniejszym wieloletnim muzycznym kształceniem, zazwyczaj rozpoczętym właśnie w wieku przedszkolnym. Absolwenci tego kierunku otrzymują tytuł magistra sztuki ze specjalnością rytmika, grają i improwizują na fortepianie. Zrealizowali ok. 300 godzin zajęć rytmiki w czasie studiów oraz ok. 550 godzin związanych z metodyką prowadzenia tego przedmiotu, przygotowaniem pedagogicznym i psychologicznym.
Ale Pani redaktor woli nazywać te osoby "rytmiczankami", dodatkowo kpiąc z ich przygotowania merytorycznego, dodając słowo "ekstraprofesjonalne". Nie byłoby być może w tych "rytmiczankach" nic złego, deprecjonującego, prześmiewczego, gdyby nie fakt, że Pani redaktor w oczywisty sposób wyśmiewa tym sformułowaniem środowisko nauczycieli rytmiki. Co więcej, wyśmiewa i deprecjonuje chęć dalszego kształcenia i naukowego rozwoju tych osób, powołując się na wypowiedź jednego z rodziców o "rytmiczance" z doktoratem.
Czy fakt, że niektóre osoby znajdujące się w tej grupie zawodowej nie poprzestają na tytule zawodowym magistra, a rozwijają swoją wiedzę i umiejętności, a następnie wykorzystują je w pracy z dziećmi, Panią redaktor tak zbulwersował, rozbawił? Czy tym samym uważa, że fachowcy, absolwenci muzycznych szkół wyższych, nie powinni troszczyć się o muzyczny rozwój najmłodszych i własny rozwój naukowy?
Trudno zrozumieć taki punkt widzenia, ale najwyraźniej motto "Gazety Wyborczej": "Nam nie jest wszystko jedno" nie dotyczy wychowania przedszkolnego. Autorce komentarza najwyraźniej jest wszystko jedno, kto kształci przedszkolaków. Na szczęście inaczej sądzi wielu rodziców w całej Polsce i wypada mieć nadzieję, że finalnie przekonają oni MEN do rewizji aktualnych przepisów.
Co o tym sądzisz? Napisz: listydogazety@gazeta.pl
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze