Czekamy na Wasze listy. Napisz: listydogazety@gazeta.pl
Jestem czytelniczką "Gazety Wyborczej" od samego początku i dlatego ośmielam się skierować ten list z nadzieją, że zostanie zauważony.
Chodzi o przygotowywaną przez rząd tzw. ustawy deregulacyjną, a konkretnie o zawód przewodnika turystycznego, tj. o zniesienie licencji przewodnickich.
Jestem z wykształcenia filologiem, absolwentką Uniwersytetu Warszawskiego i od z górą 30 lat aktywnie uprawiam zawód przewodnika po Warszawie. Jestem także pilotem wycieczek.
Od kilku lat jestem również członkiem komisji egzaminacyjnej działającej przy Urzędzie Marszałkowskim woj. Mazowieckiego nadającej licencje przewodnika turystycznego po Warszawie.
Zapewniam, że zawód przewodnika turystycznego może wykonywać KAŻDY - wiek, płeć, zawód, wzrost, kolor skóry, narodowość, wykształcenie są tu obojętne. Potrzebna jest tu jedna, jedyna rzecz - odpowiednia wiedza, która w ułamkowej tylko części sprawdzana jest podczas 3-stopniowego egzaminu (test, egz. ustny i praktyczny w terenie). Do egzaminu może przystąpić KAŻDY - uczestnik kursu albo ekstern. Zdanie egzaminu "pasuje" na przewodnika. W toku prac naszej komisji zdawalność jest/była bardzo duża, ok. 80 proc. Młodzież - bo to oni stanowią większość - jest zwykle wspaniale przygotowana. Z dużą wiedzą, starannym przygotowaniem, pasją i zaangażowaniem podchodzą do swojego nowego zawodu. Z czasem poszerzają wiedzę i wzbogacają o doświadczenie. Są naprawdę wspaniałymi ambasadorami naszego kraju. Właśnie...
Na egzaminach spotykamy także te pozostałe 20 proc. Bywa tak, że pytany nie potrafi wskazać na planie miasta, w którym kierunku płynie Wisła, Wał Miedzeszyński znajduje się na Siekierkach a bywali i tacy, którzy nie umieli "osadzić" Fryderyka Chopina w epoce, nie wiedzieli nawet czy to XVIII czy XIX wiek nie mówiąc już o historii miasta, topografii czy też o współczesnych zagadnieniach kraju.
Takich właśnie "przewodników" odławia egzamin. Jaką mamy gwarancję, że tacy ludzie nie przenikną do zawodu? Przecież ci, co zdają egzamin się go nie boją. W deregulacji chodzi o tych, którzy nie chcą zdawać egzaminu lub nie są w stanie go zdać. Czy rynek ureguluje jakość, wątpię. A skąd wiadomo co przewodnik opowiada ludziom? Skąd agencja turystyczna ma wiedzieć kogo zatrudnić? Jak pani Zosia w agencji będzie miała znajomych co to będą chcieli zarobić, to za parę groszy "oblecą" Starówkę. To się dopiero zaczną koterie i kliki. Teraz agencje mają obowiązek zatrudniania przewodników z licencją, później już nie, ale każdy ma znajomych i rodzinę co chce zarobić.
Jest jeszcze inna kwestia. Rolę przewodników będą pełnili niektórzy tourliderzy grup zagranicznych. Mamy wśród nich wspaniałych przyjaciół, którzy, zdarza się, pomagają nam w sezonie, gdy nie starcza już sił. Ale bywają i tacy którzy wcale nie są przyjaźni a drażliwe kwestie np. sprawy polsko-żydowskie i polsko-ukraińskie czy też nasze wewnętrzne, poruszane są niewłaściwie. Nie dziwmy się zatem "polskim obozom koncentracyjnym" lub "siepaczom z AK na ziemiach wschodnich".
Nie mamy manii wielkości i nie wmawiamy sobie, że jesteśmy ważniejsi niż MSZ RP, ale mamy swój maleńki codzienny wkład w promocję naszego Kraju. Bywa, że przewodnik lub pilot jest jedyną osobą, z którą cudzoziemcy mają u nas kontakt. Od tego co usłyszą i jak zostaną potraktowani często zależy opinia o nas przekazywana z ust do ust.
Czy licencja /egzamin/ gwarantuje nam zawsze w 100 proc. wysoki poziom? Nie, pewnie że nie.
Nie ma egzaminów idealnych, nigdzie. Żaden egzamin nie sprawdzi choćby cech charakteru, które są ważne w pracy z ludźmi. Jest tylko wielkim sitem z grubymi oczkami, ale niezbędnym.
Jest licencja ponadto czymś innym - jest naszą dumą. Trzeba włożyć pewien wysiłek, aby ją uzyskać. Likwidując licencję rząd deprecjonuje nasz zawód. Wszyscy pamiętamy nieszczęsną abolicję maturalną min. oświaty Romana Giertycha. Jak się czuli ci, co nie zdali możemy sobie wyobrazić. A jak się czuli ci co zdali - co była warta ich matura? Czy gwoli szerokiego dostępu do studiów mamy zlikwidować egzaminy na Uniwersytet?
Będzie taniej? Dla kogo? Dla agencji czy dla turystów taniej - teraz za 4-godzinne zwiedzanie miasta grupa płaci średnio ekwiwalent 100 euro: przez, powiedzmy, 30 osób wynosi to 3,3 euro od jednej. Z tych 100 euro, po odliczeniu marży agencji, przewodnik otrzymuje 250-280 zł. W żadnej europejskiej stolicy przewodnik nie otworzy ust za taką kwotę - średnio kosztuje to 140-160 euro. Ile zatem chcą płacić autorzy powstającej ustawy aby było dobrze i tanio? Czy Warszawa, Kraków lub Wrocław gorsze są od innych miast w Europie?
Wiem, że "Gazeta Wyborcza" stawała, niestety po stronie zwolenników zniesienia licencji przewodnickich. Mam jednak nadzieję, że ktoś z Państwa pochyli się nad istotą naszego zawodu i dojdzie do wniosku, że akurat w tym przypadku utrzymanie licencji jest zasadne. To nie jest tak, że wszędzie w Europie licencje są zlikwidowane.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze