Geometrii, fizyki i chemii nie da się oszukać. Najlepsze emocje, nastroje i uczucia nic nie pomogą, gdy nie będzie dobrego kąta, tarcia i bezpieczeństwa - pisze nasz czytelnik
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem artykuł o idealnym kochanku i zaproszenie do pisania listów, ale widzę, że spóźniłem się z moim listem, bo już wydrukowałyście listy z odpowiedziami. Nie lubię się wypowiadać na tematy, na których się nie znam, zresztą to do kobiet wystosowałyście zaproszenie do pisania listów na temat idealnego kochanka, ale w tym przypadku mam kilka powodów, by jednak zabrać głos w tej dyskusji.

Mam 41 lat, mieszkam w całkiem dużym mieście, mam żonę, dwie córki, jestem niewysokim blondynem, mam lekką nadwagę, nieznaczną wadę wymowy i jestem skromnie obdarzony przez naturę w kwestii intymnej. Ale napisałem do Was, bo kochałem się dotąd z 204 kobietami, wszystkich ras, 21 narodowości, w tym z 13 dziewicami. Warto może jeszcze dodać, że znam wszystkie z imienia i nazwiska, mogę coś o nich opowiedzieć, na pewno bym je rozpoznał, bo wszystkie były moimi kochankami, a kochałem się z nimi na trzeźwo i w spokojnych warunkach. Z niektórymi raz, z niektórymi kilka razy, a z niektórymi dziesiątki i setki razy. Oczywiście nie ma mowy o kochaniu się z prostytutkami. Podobnie sąsiadki, współpracownice, żony i dziewczyny kolegów są zupełnie przeźroczyste i nie ma mowy, by były kochankami. Ostatnio można powiedzieć, że się ustatkowałem, ale uważam, że nadal mogę coś w kwestii kochanków powiedzieć.

Wydaje mi się, że już na pierwszy rzut oka można stwierdzić, czy kobieta byłaby dobrą czy złą kochanką. Powiem zupełnie szczerze, że z Franką i Martą, to nie chciałbym się kochać. Wpadanie w szał przy przejściu do sypialni, czy uzależnianie kochania od smacznego obiadu niedobrze wróży. Przysłuchiwałem się kiedyś mojemu dobremu koledze Jackowi (którego oceniam na około 500 kochanek) i on użył kiedyś określenia: "roztelepane kwadratowe idiotki". Nie ma nic gorszego niż kobieta, która jest niespójna, roszczeniowa i sama nie wie, czego i jak chce.

W ostatnich listach przeczytałem całe opowieści o świecach, nastrojach i emocjach, oraz to że seks to nie gimnastyka. Nic bardziej mylnego. Pozycje są tylko dwie (twarzą w twarz i twarzą w plecy), a "najlepsza improwizacja to jest ta dobrze przećwiczona" to dodam jeszcze, że "geometrii, fizyki i chemii nie da się oszukać". Najlepsze emocje, nastroje i uczucia nic nie pomogą, gdy nie będzie dobrego kąta, tarcia i bezpieczeństwa. Kobiety potrafią się wyginać w absolutnie niepraktyczne figury, które mogłyby się sprawdzić, gdyby się miało półmetrowe przyrodzenie, ale to chyba raczej rzadki przypadek.

Jeśli chodzi o zdobywanie i zabieganie o kobietę, to znów powiem zupełnie szczerze: nie jestem pewien, czy goniony króliczek smakuje lepiej niż króliczek niegoniony. Wręcz przeciwnie: wydaje mi się, że myśliwy po tym gonieniu, to już będzie myślał tylko o tym, jak króliczka w końcu wypatroszyć, szybko i na temat. Jestem zwolennikiem myśli, że "kochankowanie" jest przedsięwzięciem wspólnym, tak samo ważny jest udział kobiety i udział mężczyzny. Ta wspólność ma dla mnie fundamentalne znaczenie.

Pisma kobiece rozpisują się o tym, jacy to beznadziejni są mężczyźni z rozrzuconymi skarpetkami, uwaleni na tapczanach, gapiący się na futbol i rąbiący kobiety jak drwale sosny oraz po tryśnięciu obracający się na drugi bok. Do tego te tragiczne opowieści o kobietach udających orgazm; Notabene, mam wrażenie, że część z moich kochanek nie przeżywało ze mną orgazmu, a jednak spotykały się ze mną przy każdej możliwości. Z moich doświadczeń, że kobiety potrafią mieć orgazm łechtaczką, pochwą, pupą, sutkami, ustami, szyją i uszami, jakkolwiek w przypadku kochania ze mną to raczej orgazmy "pełzające" niż "błyskawicowe".

Nie zauważyłem, by te pisma, obszernie relacjonujące jak beznadziejnymi kochankami są mężczyźni i jak to biedne kobiety udają orgazm, zajmowały się jakością męskiego orgazmu. Kobiety generalnie sądzą, że jak trysnął, to znaczy, że wszystko dobrze. O niebiosa! Co za prostota, by nie powiedzieć, prymitywizm myślenia. Otóż oświadczam, że można trysnąć tak, że się tego prawie nie zauważy, jak splunąć, ułamek sekundy i bez wrażeń. Ale można i tak, że jest bezdech, stężenie mięśni całego ciała, zdrętwienie rąk, łomot tętna w uszach, uścisk ramion, sporo dźwięków i trwa, to trwa, trwa, i są "wstrząsy wtórne". Ale to tylko niestety z czułą, niespieszącą się, łagodną, rozumną, kobiecą kochanką.

Niestety większość kochanek, to wyrwane z płotu sztachety, drzewa wycięte z lasu i topory utopione w studni. Zero wyczucia, zero wiadomości anatomicznych, zero wiedzy o męskim ciele, zero skłonności do pieszczot. Do tego zdarza się serek między wargami sromowymi, rozmnożenie osobowości czy całkiem powszechne plasterki na stopach. Zupełnie się odechciewa. Kobiety nawet nie wiedzą, że mężczyźni też potrafią udawać orgazm, nawet całkiem sprawnie, szczególnie przy kochaniu w gumach. Zdarzają się kobiety, z którymi kochanie, to taka niebotyczna fizyczna męka, gdzie ciągle coś nie pasuje, ciągle coś nie tak, ciągle coś nie w rytm, ciągle coś w poprzek, że trzeba udać, żeby przerwać i jak najszybciej udać się po fajki, chociaż jest się niepalącym.

Szczególnie tragiczna jest powszechna u kobiet nieznajomość męskiej anatomii. Panuje, nie wiem czemu, powszechne przekonanie, że trzeba dotykać mocno, szybko, zrywnie i byle gdzie. A przecież wiadomo, że element delikatny i z czułościami nierównomiernie rozmieszczone. W przyrodzie występują powszechnie "obdzieraczki ze skóry", ukręcarki jajek", "trzepaczkowiczki" i "dojarki". Doprawdy, trochę fizyki i anatomii by się przydało. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że kobiety naoglądały się niemieckich pornosów i uznały patologię za normy i zupełnie zapomniały, że to powinny być piesz-czo-ty!

Nie wiem, jak inni kochankowie, ale ja w anatomii jestem chyba całkiem niezły, przestudiowałem atlas anatomiczny, wiem, gdzie są nerwy, gdzie są mięśnie, gdzie są inne tkanki, pod jakim kątem i jak głęboko są kości, a gdzie są chrząstki, wiem jak skręcić miednicę, by osie się zgadzały, i tak dalej. Zresztą wiedza na ten temat jest dość powszechna w internecie, gdzie oprócz znanych opisów punktu G (naprawdę istnieje), czy sposobów całowania, jest też dużo innej wiedzy: punkt Gerbiera (to ten, co uważa, że należy spiąć dotknięcie łechtaczki z pewnym punktem w pupie, co daje strzelisty orgazm - naprawdę działa), stroke value Little'a czy ruch Jimeneza. Ale to trzeba po to sięgnąć.

Grałem kiedyś dużo na pianinie, więc palce mam giętkie i wewnętrzną chęć do ćwiczenia i ulepszania tego, co robię. Sam wymyśliłem własne "akord turecki" i "akord grecki" (pewne sposoby dotknięć od łechtaczki przez pochwę i pupę) oraz pewien chwyt "sandwich łechtaczki" przy którym znaczna część kobiet od razu ma orgazm. Pomysł taki, że orgazm nastąpi tylko za pomocą stosunku jest raczej niemożliwy do wykonania, moim zdaniem im więcej bodźców da się włączyć, im więcej ciała się przytuli, im bliżsi są kochankowie, tym większa szansa na ogniste i trzaskające orgazmy u obojga.

Nie wiem, jak inni, ale ja jak ognia unikam miejsc niespokojnych i akrobatycznych figur. Uważam, że najlepsze kochanie jest w łóżku, w zamkniętym pokoju w jak najbardziej spokojnych warunkach, gdzie nikt się nie denerwuje tylko delektuje dotknięciami, pocałunkami, uściskami. Trenowanie "pozycji" też nie jest w mojej naturze, bo jak już wspomniałem, pozycje są tylko dwie (można to jeszcze pomnożyć przez ilość dziurek, a z ozdobnikami, to może będzie z tego z 10 figur. Ale z kochaniem to jak z tańcem, można znać kilka figur a tańczyć całą noc z ogromną satysfakcją przez ciągłe mieszanie kolejności tych figur, przy oczywiście poczuciu wspólnego tego samego rytmu oraz wzajemnej bliskości.

Dlatego też nie lubię "pojedynczych przygód", bo prawdopodobieństwo, że za pierwszym razem wszystko pójdzie idealnie i będzie cudownie jest raczej małe. Dopiero za następnym razem, za którymś następnym razem, gdy się już kochankowie poznają i wsmakują, następują te wspaniałe obezwładniające orgazmy. Mogę tylko powiedzieć, że nie ma lepszego uczucia niż oczekiwanie na pięćdziesiątą, setną, dwusetną randkę z poczuciem, że na pewno będzie wspaniale, bo jest wzajemne zrozumienie, a potem poczucie, że za tym n-setnym razem było tak wspaniale jak jeszcze nigdy przedtem. Takiego poczucia życzę wszystkim czytelniczkom.

Wybaczcie może uchybienia w stylu i potknięcia językowe, ale jest środek nocy, a ja muszę jutro rano wstać i pojechać po żonę i córki nad morze. Po prostu musiałem się wypowiedzieć z męskiego punktu widzenia, jako były aktywny kochanek.

 
icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Więcej
    Komentarze
    Zaloguj się
    Chcesz dołączyć do dyskusji? Zostań naszym prenumeratorem
    jakie to znaczenie ile miał tych kochanek. ważne co chce nam powiedzieć. dziękuję za taki list, niech będzie ich więcej. gdyby jakis facet powiedział coś takiego prosto w oczy zaszczypało by choć ma rację. aktywnosc internetowa to swietny sposob by do nas (do mnie) trafic. pamiętajmy, żeby nie pławic sie w sosie kobiecej koleżeńskości, która sprawia, że czujemy się cudownie, ale często blokuje nasz rozwój.
    już oceniałe(a)ś
    6
    1
    Mam dziwne wrażenie, że jeszcze nikt z komentujących nie wpadł, o co tak naprawdę chodzi w tym tekście. Świetnym! Pozdrowienia dla Autora!
    już oceniałe(a)ś
    3
    0
    nie chciałabym być na miejscu rzekomej żony...jaka dobra motywacja żeby dotrzymywać wierności, bo takiego "kochanka" nie chciałabym mimo wszystko spotkać na swojej drodze. I do tego miałabym już ponad dwusetny numer i odnotowana z imienia i nazwiska...no ale! faktycznie dobrego i skromnego kochanka też można łatwo poznać...nie wiem gdzie te 204 baby miały oczy i uszy... a może ten 500 rekord kolegi Jacka wszedł na ambicję? swoją drogą to piekielnie dużo te 204 kobiety, aby posiąść tę trudną sztukę kochania...mam wrażenie, że to musiało się stać bardzo męczące...no na całą tę nudną nieseksualną resztę życia pewnie niewiele czasu zostało...don juanie :-)
    już oceniałe(a)ś
    3
    1
    Chej ziomale! Właśnie wysiadłem z mojego najnowszego Porshe, siedzę sobie w moim lóksusowym gabinecie w domu o powieszchni tysionca yardów i piszę z kąputera, co ma trzydzieści megagigabitów ramu i procesor piętnaście gigacherców. A jak wy spędzacie dzień, prostaki? I hciałem tylko powiedzieć, że artykół mi się bardzo podoba, ale nie robi na mnie wrarzenia, bo kochałem się z 548 kobietami, 45 narodowości, wszystkich podstawowych typów antropologicznych, a na moim najnowszym kąputerze mam program, co to mi liczy kombinacje i pokazuje typy. Kochałem się również z 29 dziewicami i 17 dziewicami o operacji przywracania błony. Wybaczcie błendy, ale znam szesnaście jenzyków i czasem mi się mylom. Gnomie, świetnie sparodiowałeś pisaninę Arusia. Dzięki takim jak Ty zwijam się ze śmiechu.
    już oceniałe(a)ś
    3
    1
    Jakoś to wszystko niesmaczne. I wszystko wywalone tak kawę na ławę.
    już oceniałe(a)ś
    2
    0
    Chej ziomale! Właśnie wysiadłem z mojego najnowszego Porshe, siedzę sobie w moim lóksusowym gabinecie w domu o powieszchni tysionca yardów i piszę z kąputera, co ma trzydzieści megagigabitów ramu i procesor piętnaście gigacherców. A jak wy spędzacie dzień, prostaki? I hciałem tylko powiedzieć, że artykół mi się bardzo podoba, ale nie robi na mnie wrarzenia, bo kochałem się z 548 kobietami, 45 narodowości, wszystkich podstawowych typów antropologicznych, a na moim najnowszym kąputerze mam program, co to mi liczy kombinacje i pokazuje typy. Kochałem się również z 29 dziewicami i 17 dziewicami o operacji przywracania błony. Wybaczcie błendy, ale znam szesnaście jenzyków i czasem mi się mylom.
    już oceniałe(a)ś
    4
    2
    A co na to żona "pana kochanka doskonałego". Czy też ćwiczy chwyty i uściski w ramionach 204 kochanka? I czy z Panią zoną "pan kochanek doskonały" daje czadu?
    już oceniałe(a)ś
    3
    1
    nie chciałabym być na miejscu rzekomej żony...jaka dobra motywacja żeby dotrzymywać wierności, bo takiego "kochanka" nie chciałabym mimo wszystko spotkać na swojej drodze. I do tego miałabym już ponad dwusetny numer i odnotowana z imienia i nazwiska...no ale! faktycznie dobrego i skromnego kochanka też można łatwo poznać...nie wiem gdzie te 204 baby miały oczy i uszy... a może ten 500 rekord kolegi Jacka wszedł na ambicję? swoją drogą to piekielnie dużo te 204 kobiety, aby posiąść tę trudną sztukę kochania...mam wrażenie, że to musiało się stać bardzo męczące...no na całą tę nudną nieseksualną resztę życia pewnie niewiele czasu zostało...don juanie :-)
    już oceniałe(a)ś
    2
    1