Netflix zrobił nowy polski reality-show. Myślałem, że trochę się zażenuję, trochę pośmieję, a do finału dotrę z poczucia recenzenckiego obowiązku. Ale na oglądaniu zarwałem noc, a pod koniec (prawie) wszystkich uczestników chciałem mocno przytulić.
„Love Never Lies Polska" to rodzima edycja hiszpańskiego reality-show „Amor con fianza" eksportowanego pod tytułem „Love Never Lies", a u nas znanego jako „Miłość i kłamstwa". Czemu tytuł oryginału przetłumaczono, a polska wersja nazywa się po angielsku? To jedno z wielu pytań, z którymi siadałem do seansu.
Ale przeważały głównie wątpliwości i żal. Żal do redakcji, że to mi znów przypadło w udziale pisanie o kuriozalnych programach reality. Cóż. Mogłem nie porywać się na pierwszy sezon „Hotelu Paradise" czy program, w którym Doda szukała miłości na całe życie.
Wszystkie komentarze
Czemu w ogóle musicie pisać o tych programach? Jeżeli reklamujecie Netflix i to jest element jakiejś umowy to wybierajcie wartościowe rzeczy i piszcie o tym.
Bo wychodzi trochę tak, jakbyście swoich subskrybentów mieli za idiotów, którzy chcą oglądać takie g...o.
Ponieważ - wiem, to zaskakujące! - większość z Państwa chce o takich rzeczach czytać. I ja rozumiem, że teraz zbierze się mnóstwo komentujących zarzekających się, że wcale nie, bo oni to tylko rzeczy ambitne, kultura wysoka i tak dalej, ale jednak wchodzą i komentują tekst o reality-show Netflixa.
W tej umówię, to chyba jednak nie Wyborcza wybiera materiały do promowania.
Ja raczej nie oglądam takiego badziewia, ale teraz zobaczyłem te wszystkie plastikowe laleczki i chętnie sobie obejrzę pod wieczór:p
Cel promocyjny osiągnęli...
P.S. oczywiście nie wiadomo ile wytrzymam... pewnie nie za długo....
Nie. Nie chce. To forma klikbajtu. Jeśli pewnego dnia wrzucicie na główną recenzje porno to każdemu zniesmaczonemu odpiszecie, że nie musi czytać a skoro wypowiada się na ten temat to znaczy że jednak chce czytać?
Nie, to jest jakiś mindfuck...
Nie chodzi o bycie och ach wielbicielem kultury wysokiej ale reality show to skrajnie prymitywna i zazwyczaj szkodliwa rozrywka, symbol postępującego skretynienia mediów. Jeśli uznacie, że warto o tym pisać to za 5 - 10 lat będziecie pracować w medialnym rynsztoku jakich pełno w sieci.
Ja z całą pewnością wolę przeczytać niż próbować oglądać.
Przed krytyką warto jednak zobaczyć. Może się okazać że jednak recenzja jest na miejscu.
Typowo katotalibańskie.
Tak jak ksiundz lubią zaglądać pod kołdrę sąsiadom.
Po drugie, po zaledwie jednej nocy w luksusowej hiszpańskiej willi
A nie greckiej, po blachach aut wnosząc?
Dobrze że nie do innego biomu xDD
Tego określenia często używa się w języku realizacji filmowych. Po polsku jest lokalizacja, ale "po filmowemu" lokacja;)
Oraz w grach.
Czyli tam, gdzie bezmyślnie kalkują z angielskiego.
Czy w kapitalizmie anno Domini 2023 można mieć pozytywną opinię na temat produktu bez dopłaty lub rabatu? Czy jest się wtedy frajerem?
Magadanu, a nie Kapitolu.
raczej igrzyska śmieci
Cieszę się, że mogłem pomóc.
widzę oczyma wyobraźni jak stajesz tyłem do pisuaru...