Autorka jest socjolożką, dyrektorką forumIdei Fundacji Batorego. Była ambasadorem Polski w Moskwie.
Kilka dni temu, po zamieszczeniu na swoim prywatnym Facebooku TEGO zdjęcia prezydenta Dudy z amerykańskiej wizyty, został zwolniony z telewizji Biełsat dziennikarz Ivan Shyla. W odpowiedzi na falę krytyki dyrektorka stacji Agnieszka Romaszewska umieściła na Facebooku wpis tłumaczący sytuację. W skrócie: Ivan Shyla naruszył fundamentalną zasadę stacji „niewpisywania się jej pracowników w polskie podziały polityczne (…) trzymania się z boku spolaryzowanej i pełnej obecnie nienawiści polskiej polityki”. Pani dyrektor pisze także, że „tylko dzięki temu do dziś stacja istnieje”. I dalej: „Bardzo wiele wysiłku (...) kosztowało mnie utrzymanie niezależności Biełsatu".
Mam szacunek dla zaangażowania i oddania Agnieszki Romaszewskiej sprawie Biełsatu. Jednak walka o instytucjonalne przetrwanie tej stacji w oderwaniu od jej szerszej misji oraz strategicznych celów naszej polityki wobec Europy Wschodniej nie ma dzisiaj żadnego sensu. Prowadzi i będzie dalej prowadzić do nieuchronnych i niewybaczalnych wypaczeń.
Biełsat to nie jest zwykła komercyjna telewizja. To sztandarowy projekt polskiej polityki wschodniej, którego celem miało być pokazywanie białoruskim przyjaciołom i sąsiadom, na czym polega demokracja. Biełsat miał dawać dostęp do prawdziwej i różnorodnej wiedzy o Białorusi i Europie. Dzięki niej epatowani przez reżimową propagandę Białorusini mogli wyrobić sobie własną opinię o swoim państwie i świecie. Biełsat miał być także swoistym „nośnikiem wartości”. Miał pokazywać, że obywatele mają prawo do prawdy i podmiotowości. Mogą kształtować rzeczywistość, a nie tylko realizować wolę swojego przywódcy.
Promowanie wartości i norm demokratycznych ma jednak to do siebie, że nie można tego robić, samemu się do nich nie stosując. Na tym właśnie polega zasadnicza różnica pomiędzy tzw. regime change czy narzucaniem swojej narracji a prawdziwym propagowaniem i wspieraniem demokracji. Przykładem tego pierwszego jest np. Russia Today, która odwołuje się do mechanizmów demokratycznych tylko na eksport. Prawdziwa promocja demokracji (taka jak np. w Radiu Svoboda czy BBC) wymaga stosowania wartości także u siebie w kraju i wobec samych siebie. To, co się wydarzyło w Biełsacie, jest, niestety, przejawem (jednym z wielu) faktu, że Polska w coraz większym stopniu odchodzi od stosowania zasad i wartości demokratycznych na swoim podwórku. W tej sytuacji, promując demokrację na zewnątrz, nawet wbrew własnej woli, zaczynamy działać niekoniecznie w dobrej sprawie.
Agnieszka Romaszewska próbuje uciec od tej tragicznej dla Biełsatu sytuacji, starając się oddzielić działanie stacji od polskiej rzeczywistości. Niestety, takie podejście prowadzi tylko do wypaczeń. Jeśli warunkiem istnienia stacji jest niemówienie o sytuacji w Polsce, to nie jest to już stacja niezależna. Co więcej, przekonywanie, że wymogiem niezależności jest autocenzura (i to już nie tylko stacji, ale także jej pracowników), jest manipulacją. Jest to w istocie przekonywanie, że niezależność człowieka (w tym przypadku pracownika Biełsatu) polega na zrzeczeniu się przez niego obywatelskiego prawa do wyrażania poglądów!
Symptomatyczne jest też nazywanie zdjęcia z amerykańskiej wizyty prezydenta „prześmiewczym zdjęciem prezydenta Dudy”. To nie jest mem ani karykatura. To zdjęcie oddaje rzetelnie fakt, który miał rzeczywiście miejsce. Pokazywanie prawdy – a jest to jedno z kluczowych celów misyjnych Biełsatu – to pokazywanie rzeczywistości tak, jak ona wygląda, nawet jeśli jest ona niekorzystna dla naszego czy białoruskiego prezydenta.
Być może czas zastanowić się nad sensem istnienia tej stacji, jeśli Biełsat ma przekazywać fałszywą wizję demokracji. Jeśli ma tłumaczyć, że w demokracji wolność oznacza autocenzurę. Że niezależna telewizja to taka, w której można krytykować władze jednego kraju, a nie wolno władz innego. Jeśli Biełsat ma pokazywać, że demokracja to ustrój, w którym fakty stają się nieakceptowalne dlatego, że przedstawiają w złym świetle naszego mocodawcę.
Broniąc ślepo telewizji Bielsat, można bowiem bardzo łatwo nie zauważyć, że zamiast „uczyć” demokracji, zaczynamy robić coś zupełnie przeciwnego. Mianowicie pokazywać, jak można tę demokrację obchodzić, zafałszowywać i przeinaczać.
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
Jej się należy jak tatusiowi. Pamiętam jak się miotał i pienił, że mu limuzyny nie dali, a on walczył i wziął do wywalczonej ojczyzny odszkodowanie za walkę o nią. Oni wszyscy tak mają.
Jakoś trudno mi uwierzyć w neutralność polityczna stacji telewizyjnej p.Romaszewskiej
jaka tam z niej panienka. Stara apodyktyczna jedza!
Powinno być "Fort" a nie Ford. "Fort Trump" - przecież o tym była mowa w UESA jak Duda skakał wokół stołu. No chyba że ja się już pogubiłem w tych tajnikach polskiej dyplomacji.
W tajnikach dyplomacji mogłeś się pogubić bo to już dobrozmianowa dyplomacja i nie każdy ogarnia.
Ale grunt że się nie pogubiłeś w tajnikach ortografii ;) Chociaż nie mam wątpliwości że dobrazmiana pójdzie na rękę suwerenowi i przy ortografii też pomajstruje. Rzeby rzyło się łatfiej i wygodniej!
Ależ to nawiązanie do Ford Trump - jak napisał rozogniony Duda na Twitterze...
Dokladnie tak jak jej tatus wchodzac w odbyt prezesowi zeby tylko dostac sie do senatu czego ostatecznie nie dokonal bo przegral z Borowskim. Romaszewska i innych ktorzy nie widza lamania konstytucji nazywam plaskoziemcami czyli ludzi ktorzy za popieranie prezesa za stanowiska i kase sa gotowi twierdzic ze ziemia jest plaska. Z Romaszewskiej wylazl bolszewic w smierdzacych onucach