"Niebezpieczni dżentelmeni" zdobyli nagrodę publiczności na 38. Warszawskim Festiwalu Filmowym. Niby publiczność ma zawsze rację, ja uważam jednak, że to film zmarnowanych szans. Dlaczego?
Ale zacznijmy od jego zalet.
"Niebezpieczni dżentelmeni". Cztery raz tak
Pierwszą zaletą "Niebezpiecznych dżentelmenów" jest świetny punkt wyjścia. Oto Tadeusz Boy-Żeleński (Tomasz Kot), Witkacy (Marcin Dorociński), Joseph Conrad (Andrzej Seweryn) i Bronisław Malinowski (Wojciech Mecwaldowski) budzą się w Zakopanem, w domu drugiego z nich. Z wydarzeń ostatniej nocy nie pamiętają nic. Może to wina wypitego alkoholu, a może wpływ czegoś jeszcze. Co gorsza, na ławie w willi znajdują zwłoki mężczyzny, którego żaden z nich nie kojarzy. A do drzwi pukają właśnie stróże prawa tutejszego zaborcy, bo Polska wszak wtedy nie istnieje. Jeśli czterej panowie nie wyjaśnią śmiertelnej zagadki, zostaną oskarżeni o morderstwo.
Wszystkie komentarze
Niby słodkie, ładnie się prezentuje, ale potem bolą zęby.
Pomysł rewelacyjny, realizacja świetna, ale żart na poziomie "Świata według Kiepskich", bo przecież ambicja ustąpiła miejsca frekwencji.
Szkoda, że nie postawiono na rozrywkę z wyższej półki, którą można byłoby sprzedać na Zachód. A tak, pozostanie to produktem regionalnym.
Mam tylko jedno pytanie: czy już widziałeś ten film?
Obawiam się, że tam nie ma masy kakaowej. Tylko olej palmowy i mleko w proszku.
Problem w tym, że polskie kino ostatnich lat leci na pysk, w tym te wszystkie paździerze kręcone dla platform, flixów i innych plajerów.
Do wszystkich piszących uogólniające krytyki: ode mnie zawsze dostaniecie łapkę w dół.
Bo kto uogólnia, ten nigdy nie ma racji. Szczególnie w przypadku szeroko pojętej produkcji filmowej.
leci na psyk czy masz słaby gust i zawsze wybierasz tvnowski gniot zamiast dobrego filmu? I potem jeszcze narzekasz, że kupiłeś tandetę i wygląda brzydko? Polskie kino kwitnie, obfituje w duże talenty, rozwija się artystycznie i gatunkowo, ale nie odkryjesz tego, jeśli wciąż będziesz uparcie zamykał na ten dobrobyt oczy.
Poczucie humoru jest jako Duch Święty: wieje, kędy chce
Dla kogoś coś jest śmieszne, dla kogoś innego nieśmieszne
Kogoś żenuje Woody Allen, bo woli "Samych swoich", a kogoś innego - na odwrót
Filmu nie widziałem, mówię tu o zasadzie :)
Serio nie wiesz, kto tam rządzi?
miau
Sorry, ale PISF to najlepsze co spotkało polskie kino od czasów utworzenia zespołów filmowych i już bodajże 6 nominacja do Oscara za najlepszy film międzynarodowy plus jeden na koncie od momentu utworzenia PISFu jest tego najlepszym dowodem. I zaskoczę cię - polskie filmy kręcone w pełni z pieniędzy prywatnych to zawsze są te największe gnioty. PISF czasem ma wpadki ale niewątpliwie korzystnie wpływa na rozwój polskiego kina.
A może w w ogóle powinien trzymać się z dala od filmu?
Dżizas xrystos - na szczęście nie. Nieźle spędzone 2 godziny w kinie. Że postaci przerysowane - owszem, ale to jest komedia a nie traktat filozoficzny o nicości bytu doczesnego. Potrzebujesz większych wyzwań intelektualnych - idź do teatru.
....a muszą płynąć??
Tak.
Że Polacy nie umieją w kino.