Może już dostaleś(-aś) albo dostaniesz maila, który brzmi mniej więcej tak:
„Zakażenie nowym koronawirusem może przebiegać bezobjawowo przez wiele dni. Pacjent nie wie, że jest chory, tymczasem infekcja niszczy jego płuca. Kiedy pojawiają się pierwsze niepokojące symptomy – kaszel, gorączka – płuca już w 50 proc. mogą być zniszczone przez zwłóknienie i jest już za późno!
Eksperci z [tu różnie: Tajwanu, Singapuru, Stanford University, Stanford Hospital Board] proponują prosty test, który możemy wykonać każdego ranka: weź głęboki oddech i wstrzymaj powietrze na dłużej niż 10 sekund. Jeśli uda ci się to zrobić bez kaszlu, bez dyskomfortu, duszności lub ucisku itp., oznacza, że w płucach nie ma zwłóknienia, co zasadniczo wskazuje na brak infekcji.
Powtarzaj ten test co rano w miejscu o dobrej jakości powietrza!”.
Porada rozchodzi się w sieci jak wirus i rozsiewana jest nawet przez osoby z wyższym wykształceniem, często z magicznymi literkami „dr” przed nazwiskiem. Towarzyszą mu często również zalecenia „poważnych japońskich lekarzy” na temat utrzymywania niezbędnej wilgotności w gardle, picia ciepłej wody etc.
Od razu zdradzam: ten 10-sekundowy test jest całkowitą bzdurą.
Jak przy epidemii fake newsów odróżniać wiarygodne teksty? Tak jak zawsze.
Źródło o enigmatycznym określeniu „eksperci z Tajwanu”, „lekarze z Singapuru”, czyli de facto nie wiadomo kto, jest podejrzane już na pierwszy rzut oka. W sytuacji niepewności lepiej trzymać się informacji podawanych przez strony Głównego Inspektora Sanitarnego, Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) czy amerykańskie Centra Kontroli i Prewencji Chorób (CDC).
Porad o wstrzymywaniu oddechu próżno by szukać na stronach Stanford University, Stanford Health Care czy Stanford School of Medicine. To jest podejrzane.
Podejrzane jest też to, że wiralowy tekścik pojawia się w sieci pod różnymi afiliacjami (Tajwan, Stanford etc.). Podejrzane, ale jeszcze nie dyskwalifikujące.
Treść maila opiera się na dwóch twierdzeniach:
Żadne z nich nie jest prawdziwe.
Zwłóknienie płuc (nazywane też śródmiąższowym zapaleniem płuc) nie jest objawem COVID-19, pojawia się wtedy, gdy wokół pęcherzyków płucnych tworzą się blizny, które zmniejszają zdolności płuc do dostarczania powietrza. To z kolei powoduje niskie nasycenie tlenem krwi i jego niewystarczającą ilość w krwiobiegu.
Chorobę tę diagnozuje się zwykle u ludzi w podeszłym wieku i narażonych przez długi czas na oddychanie zanieczyszczonym powietrzem. Nie wymienia jej natomiast na liście powikłań COVID-19 żadna poważana instytucja – ani GIS, ani WHO, ani CDC w raportach na temat postępów i rozprzestrzeniania się choroby.
Owszem, u osób przechodzących ciężko zakażenie nowym wirusem rozwija się zapalenie płuc, które może pozostawić w płucach zbliznowacenia. Niemniej zbliznowacenia te są skutkiem przebycia ciężkiego zapalenia z całą gamą poważnych objawów (gorączka, duszność, kaszel), a nie pojawiają się znienacka i bezobjawowo.
Wstrzymywanie oddechu nie jest metodą diagnostyczną śródmiąższowego zapalenia płuc.
Istnieje wiele chorób ograniczających sprawność płuc (astma,alergia, zapalenie płuc, infekcje) i cała masa testów, jakich medycyna używa, żeby ocenić kondycję płuc. Ale nigdzie nie ma nawet wzmianki o wstrzymywaniu oddechu na dziesięć sekund!
Prawdopodobnie wstrzymywanie oddechu jest trudniejsze, gdy wydolność płuc jest zmniejszona, ale nie ma żadnych dowodów na to, że umiejętność wstrzymania oddechu na dziesięć sekund jest objawem pełni zdrowia. I w drugą stronę – jeśli ktoś nie może przejść testu dziesięciu sekund „bez dyskomfortu”, nie oznacza to wcale, że COVID-19 podstępnie zwłóknia mu płuca. Powodem może być na przykład stres i zdenerwowanie.
Czytaj też: Mieliśmy już pandemie i wiemy, czego się spodziewać
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Prawda. Ja myslalem ze prosty test na zwloknienie to ten 10 sekundowy wdech i jak debil go wykonalem :)) niedobra struktura artykulu!
Pełna zgoda, ten tekst jest napisany tak, że przyczynia się tylko do rozprzestrzeniania fake testu. W dodatku teraz można się powołać na Wyborczą..
A click bait w tytule - nie pomaga.
Właśnie dla ciebie ten artykuł został napisany. Cogito ergo sum.
Prawda, a wystarczyło oznaczyć to ?pieczęcią? - ?Fałsz!?.
To jest również test na to, ilu czytelników czyta tylko hasła, a ilu czyta artykuł ze zrozumieniem.
Nikt się do mnie nie zbliżył na mniej niż pięć metrów.
Tak samo jak picie cieplej wody bardzo pomaga, chodzi o to,ze bardzo dobrze dla wirusow jak gardlo jest suche. One naprawde nie lubia ciepla. Poza tym jak sie czesto popija ciepla wode, to one splyna do zoladka i nie dadza rady dostac sie do tchawicy i dalej oskrzeli.
Jak przy okazji puści bąka .
Jakiś komentarz svp
Lepiej słuchać, co lekarze mówią, a do informacji w mediach społecznościowych podchodzić krytycznie. Pytanie na przykład, czy przez takie płukanie polepszysz czy pogorszysz sytuację. Płyny do płukania gardła same z siebie mogą podrażniać śluzówki, czym można przygotować grunt pod infekcję zamiast jej zapobiec, albo np. zaprosić grzyby zamiast wybitych nadgorliwie bakterii. Do nosa tym bardziej - np. specyfiki oparte na sterydach są bardzo drażniące i potrafią zmasakrować śluzówki - więc może być więcej szkody niż pożytku.
to co napisałem tez jest od lekarza medycyny, profesor, specjaliski od chorób pluc i gardła, tyle ze nie z Polski
Specjaliści w mediach też oszukiwali używając 0-1 poglądu na używanie, czy nie masek. Mówili, że maski nie chronią, bo wirus je przenika. Przemilczeli, że kropelkę z wirusem maska na kilka godz. zatrzyma. Oczywiście robili to w tzw. dobrej wierze, bo masek brakuje nawet dla służby zdrowia, ale sposób argumentacji fałszywy, niepotrzebnie pogłębiający nieufność i panikę, lepiej powiedzieć prawdę. Podobnie jest z płukankami, oczywiście, nie każdymi. Poza tym w tym przypadku lekarze działają na ?czuja i zdrowy rozsądek? i niestety, często na to czego oczekuje ich szefostwa.
Są jakieś badania naukowe, że maski nie powstrzymują zakażenia? Dlaczego nosi je 2 mld Azjatów i na całym świecie personel medyczny czy kontaktujący się z chorym?
Maski zatrzymują wirusy. Najlepiej zatrzymują wirusy, które rozsiewa zarażony - najlepsza skuteczność byłaby, gdyby wszyscy nosili maski (głównie chorzy i zarażający).
O braku skuteczności jest mówione, w przypadku gdy zdrowy ma maskę, a chory na niego kicha. Wirus wraz ze ślina zostaje na masce. Taka maskę trzeba odpowiednio zdjąć i zutylizować. Ponieważ jest wilgotna od wewnątrz, robi się też problem ze strony innych drobnoustrojów. To tak w skrócie.
Często mówimy, że lekarze noszą maski. Najczęściej podczas operacji. 1.nie dmuchną sobie /nie poruszą czegoś. 2.nie wdmuchną do miejsca operowanego "własnych" drobnoustrojów..