W święta dajmy sobie czas na dobrą lekturę. Przedstawiamy Wam najlepsze, najważniejsze, najbardziej poruszające teksty, jakie w mijającym roku publikowaliśmy w „Gazecie Wyborczej”. Dołącz do grona prenumeratorów i ciesz się dobrą lekturą.
- Pani z „Wyborczej”? - pyta taksówkarz.
O nie, myślę. Znowu. Niemal na pamięć znam ciąg dalszy.
- A Michnika pani zna?
- Znam.
- Aha. A co się tam u was mówi o PiS-ie? Tusk wróci?
- Proszę pana, ja się zajmuję nauką i medycyną w „Wyborczej”, mogę panu powiedzieć, jak rozciągać kręgosłup, żeby mniej bolał, albo jak mądrze przygarnąć psa.
Taka informacja albo kończy rozmowę, albo ją przestawia na zupełnie inny tor.
- Naprawdę? Zajmuje się pani nauką? Ale mamy globalne ocieplenie, co? A pogodę to na jak długo do przodu da się przewidzieć?
Albo:
„Ja mam kota, ale cholernik jeść ostatnio nie chce. Żona się martwi. Co mu może być?”.
Albo:
„Z tymi tygrysami to była niezła sprawa. Ludzie to okropni są”.
Albo:
„Teściowa choruje. Chyba ma alzheimera. Mówię pani, co się z człowiekiem może stać na starość”.
Był nawet taki pan, który chciał ze mną dyskutować o ciemnej materii i teorii względności!
Okazuje się, że ludzie bardzo chętnie rozmawiają i czytają o rzeczach, które wcale nie są związane z bieżącą polityką. Odnoszę wrażenie, że czasem osobie, która zagaduje mnie o politykę, robi się lżej, kiedy wyjaśniam, czym się zajmuję w pracy.
Zdrowy chce być każdy, tylko nie każdy wie, jak się zabrać do zmian. Tym, co się dzieje z naszym środowiskiem, też trudno się nie interesować. Ja jednak jestem biologiem i nie mogę nie wspomnieć o zwierzętach.
Według badań TNS Polska 48 proc. Polaków ma w domu jakieś zwierzę. Psy, koty, świnki, króliki, żółwie, ptaki, rybki…
Kochacie je i chcecie o nich wiedzieć więcej.
Dajemy wam to.
Wasza sympatia do zwierząt to także troska o te porzucone, cierpiące i chore.
To także wam umożliwiamy. Radzimy, jak przygarnąć psa czy kota, piszemy o poruszającej historii tygrysów zatrzymanych na granicy, apelujemy o to, by zrezygnować z głośnego fetowania sylwestra, dajemy możliwość pomagania zagrożonym w Polsce gatunkom z organizacją WWF.
Adam Wajrak niezmiennie walczy o każdy dziki zakątek naszej przyrody. Pokazuje jej piękno, przypominając nam, że bez niej nie przetrwamy. Jego akcje z dnia na dzień potrafią zaangażować tysiące ludzi.
- Proszę pani, w tej „Wyborczej” to czasem nie ludzie piszą, ale zwierzęta chyba. Co za propaganda!
- Jestem dumna, że piszą u nas także zwierzęta. Że mają tu swój głos.
Mina kobiety, która wykrzyczała mi to w twarz - bezcenna.
Daj sobie czas na czytanie. Dołącz do grona prenumeratorów!
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Nie idź tą drogą.
To co jest , to jest skutek a przyczyną jest człowiek , więc może od jego redukcji zacząć ? .
Widzę tu niestety bardzo prostacki sposób pojmowania roli zwierząt domowych. A one są przede wszystkim przyjaciółmi i członkami rodziny, których wpływ na zdrowie psychiczne i samopoczucie człowieka jest wprost nieoceniony, a psy dodatkowo stymulują swoich opiekunów do aktywności fizycznej. I to jest ich funkcja, nie mniej ważna od pomocy w pasterstwie. Zresztą, idąc tym tokiem rozumowania, należałoby zlikwidować WSZYSTKIE zwierzęta, także dzikie, bo przecież też jedzą, choć fakt, że nie przemysłowe karmy i robią kupki ergo, zostawiają ślad węglowy. Proponuję zatem, zamiast rezygnować z psów i kotów, zrezygnować z palenia węglem i śmieciami, jeżdżenia samochodem wszędzie, gdzie się da, zrezygnować z palenia papierosów i picia alkoholu, zrezygnować z jedzenia mięsa (albo je ograniczyć).
Człowiek również zostawia ślad węglowy, to może zrezygnować z dzieci trzymanych w mieszkaniach, jeżeli nie pełnią one ważnych zadań gospodarczych ? Po wymarciu starszego pokolenia klimat poczuje się lepiej...
Masz rację. Niestety zrezygnowanie ze zwierząt domowych nic nie da. Należy zrezygnować z ludzi, to oni wszystko pieprzą. Pardon my French.
A my jak zawsze popadamy w skrajności! Spokojnie, kochani, nie dajmy sie zwariować, wszystko powinno byc w harmonii, chyba o tym zbyt często zapominamy...