Wszystko o wojnie na Ukrainie w naszej RELACJI NA ŻYWO
Białoruscy obrońcy praw człowieka z niezależnej - oficjalnie zlikwidowanej - organizacji Wiasna alarmowali w czwartek o kolejnych represjach w Mińsku. Tym razem funkcjonariusze OMON-u wtargnęli do kościoła, by zatrzymać modlące się o pokój matki poborowych.
O tym, że kobiety zamierzały uczestniczyć w wieczornej mszy, by modlić się w intencji synów, którzy mogą zostać wysłani na ukraiński front, służby dowiedziały się prawdopodobnie z czatu w komunikatorze Telegram, na którym matki wymieniają się informacjami.
Obecna na mszy kobieta relacjonowała niezależnej białoruskiej redakcji Zierkalo.io, że w kościele od samego początku obecni byli tajniacy z krótkofalówkami. Jak podejrzewa, informowali oni dyżurujących przed świątynią funkcjonariuszy sił specjalnych o tym, co dzieje się w środku.
- Moja przyjaciółka podeszła do księdza. Wyjaśniła mu, że jesteśmy matkami, przyszłyśmy się modlić, ale nie możemy teraz wyjść, bo świątynia jest otoczona przez milicję. Powiedziała mu: „Proszę nam pomóc, zatrzymają nas".
Jednak interwencja księdza nic nie dała.
Mimo że ani kapłan, ani uczestnicy mszy nie zasygnalizowali, iż jest odprawiana w intencji działań na Ukrainie, a duchowny wyraźnie podkreślił, że nie jest to akcja polityczna, cztery kobiety zostały zatrzymane.
Pozostałe obecne w kościele osoby zostały zaś sfilmowane przez funkcjonariuszy i ostrzeżone, że udział w nielegalnych zgromadzeniach jest zabroniony.
Przewiezienie na komendę czterech kobiet, które nie przestawały śpiewać religijnych pieśni, miało jednak zszokować i samych milicjantów.
- Kiedy przewieziono nas na milicję, sami funkcjonariusze nie mogli uwierzyć, że zostałyśmy zabrane ze świątyni. Na komendzie cały czas śpiewałyśmy modlitwy. W końcu zostałyśmy zwolnione do domów - opowiada dziennikarzom Zerkalo.io Marina, matka poborowego.
I dodaje: - Nawet gdyby mój syn nie służył w armii i tak przyszłabym do kościoła. W naszym kraju trudno teraz pokazać, że jest się przeciwko wojnie.
Matki białoruskich żołnierzy mają powody do niepokoju. Mimo iż sprawujący władzę Aleksander Łukaszenka oficjalnie zaprzecza, jakoby w „specjalną operację wojskową" byli zaangażowani białoruscy wojskowi, strona ukraińska co jakiś czas informuje, że Białorusini już rzekomo wkroczyli na terytorium Ukrainy, albo – jak to miało miejsce w czwartek – że otrzymali taki rozkaz.
W uspokojeniu ich lęków nie pomaga też fakt, że w kraju wprowadzono nieoficjalną mobilizację, rzekomo w celu sprawdzenia kondycji sił obrony terytorialnej. Białorusini – jak opisywało Deutsche Welle – masowo otrzymują nakazy stawiania się w wojskowym biurze rekrutacyjnym.
- Takie wezwania zostały wręczone synowi i także trzem jego kolegom, a przyczyn można się tylko domyślać. Rozmawiałem z jedną z matek, która już wysłała syna samolotem do Erywania, żeby tylko nie został w kraju - opowiada Deutsche Welle mieszkanka Mińska.
Z kolei matka żołnierza powietrznodesantowego w rozmowie z redakcją przyznała: - Jesteśmy bardzo zaniepokojeni: z rozmowy z synem można się domyślić, że są na coś przygotowywani i powiedziano im, że konieczne jest "wyzwolenie Ukrainy", ale jak dotąd rozkazu nie było.
Kiedy mieszkańcy Białorusi szukają sposobów, jak uniknąć mobilizacji do armii i udziału w wojnie, ich przebywający na emigracji rodacy walczą po drugiej stronie barykady.
Na apel prezydenta Ukrainy z 27 lutego zareagowało wielu Białorusinów. Wołodymyr Zełenski zwrócił się wtedy do obcokrajowców ze słowami: „Wszystkim cudzoziemcom, którzy chcą dołączyć do oporu wobec rosyjskich okupantów i ochrony światowego bezpieczeństwa, kierownictwo Ukrainy oferuje możliwość wstąpienia do szeregów wojsk obrony terytorialnej".
Według nieoficjalnych danych w oddziałach ochotniczych walczy obecnie około dwustu obywateli Białorusi.
Redakcja BBC informowała, że to mężczyźni w wieku 20-50 lat, którzy, jak mówią, chcą „pomóc swoim słowiańskim braciom walczyć z agresją Putina". Jak ustaliła redakcja Zierkalo.io, wielu z nich weszło w skład oddziałów obrony terytorialnej przy batalionie „Azow".
- Przeczytałem wiadomości i zdałem sobie sprawę, że także z mojego kraju rakiety lecą na Ukrainę, a Białorusini nieszczególnie się przeciwstawiają. Zdecydowałem się bronić Ukrainy. Istotną motywacją stała się chęć walki z Kremlem, który przyczynia się do utrzymania dyktatury na Białorusi. Krewni zadzwonili do mnie i powiedzieli: "To nie jest twoja wojna!" Odpowiedziałem: "Skoro pociski lecą z Białorusi, to jest ona również nasza" - opowiada Zierkalo.io Białorusin, który po protestach w 2020 r. wyemigrował na Ukrainę, a teraz służy w oddziale ochotniczym.
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
Bronią kościoły :)
Bąkiewicz puszcza bąki ze strachu w piwnicy. Powiedzieli mu, ze bedzie walczył z kobietami, nie z ruskimi.
Te tłuste karki tam się nie nadają . Musieli by trochę tego balastu( tluszczu) pozbyć. Bardzo by się pocili.Bakiewicxowi najlepiej idzie zrzucanie bezbronnych kobiet że schodów. Za to bohaterstwo dostaje kilkumilionowe dotacje.
Jarkacz od początku konfliktu niezłomnie spał do południa, ale w końcu tak się tym zmęczył, że musi teraz odespać
przecież bonkiewicz zwolennik żołnierzy wyklętych-morderców ma teraz unikatową szansę rozwalić kliku sowietów -- wiem, to trudniejsze niż łamanie kobiecie ręki.
Oni chyba nie wiedzą, po której stronie stanąć.
Brawo Ukraina! Brawo wolny świat!
Ta wojna ma szersze znaczenie a obalenie Putina znacząco poprawi sytuację na świecie.