W czwartek rano milicja w Grodnie zatrzymała Andrzeja Poczobuta, korespondenta "Gazety Wyborczej" i członka zarządu Związku Polaków na Białorusi. Kilka godzin wcześniej przesłał do redakcji bardzo krytyczny tekst o relacjach polsko-białoruskich oraz o podejmowanych przez rząd PiS próbach zjednania reżimu Łukaszenki.
Próbujemy ustalić, co się dzieje z Andrzejem, ale nie mamy jeszcze żadnych wiadomości.
Andrzeju, jesteśmy z tobą!
W 1995 r. w wywiadzie dla niemieckiej gazety „Handelsblatt" Aleksander Łukaszenka wyznał: – Nie wszystko, co złe w Niemczech, jest związane z Adolfem Hitlerem. Niemiecki porządek formował się przez stulecia, za Hitlera ten proces osiągnął swój szczyt. Taki porządek odpowiada naszemu rozumieniu prezydenckiej republiki i roli w niej prezydenta.
Po tych słowach wybuchł skandal. Po raz pierwszy w powojennej Europie przywódca państwa, które notabene padło ofiarą niemieckich zbrodni, tak ciepło wyrażał się o Hitlerze. Oczekiwano, że białoruski prezydent – urząd sprawował od roku – uderzy się w piersi. Zamiast wyjaśnień wybrał jednak atak. Słowa, jakie padły z jego ust w następnych latach, stały się jego wizytówką, a teraz krążą po sieci jako mem.
– To jest podróbka wyprodukowana w Polsce – zagrzmiał Łukaszenka o swoim wywiadzie dla niemieckiej gazety, choć wywiad dla Niemców w wersji audio wyemitowało jednocześnie białoruskie państwowe radio.
Złowrogi polski cień
Wydawać się mogło: gdzie Warszawa, gdzie białoruska rozgłośnia państwowa, a gdzie niemiecka gazeta! Jednak wbrew wszelkim faktom Łukaszenka zarzucił Bogu ducha winnej Polsce celową prowokację wymierzoną w jego osobę i... politykę integracji z Rosją.
Przez 27 lat rządów Łukaszenki złowrogi cień Polski pojawiał się za każdym razem, gdy na Białorusi dochodziło do jakiegoś kryzysu. Coś się nie powiodło, Łukaszenka się pomylił, strzelił jakąś gafę – zawsze winna jest Polska.
„Podróbka wyprodukowana w Polsce" stała się uniwersalną wymówką na każdą okazję.
– Przeciwko mnie byli liderzy diaspory polskiej Paźniak i Szuszkiewicz – mówił w dwa lata temu, wspominając pierwsze wybory prezydenckie z 1994 roku.
A przecież ani Zianon Paźniak, ani Stanisław Szuszkiewicz Polakami nie są. Są Białorusinami, a Paźniak na dodatek to niekwestionowany lider białoruskich narodowców.
– Przeciwko mnie był też pół-Polak pół-Żyd Wiaczesłau Kiebicz – mówił innym razem o jednym ze swoich przeciwników politycznych.
A przecież Kiebicz nie miał żadnych żydowskich czy polskich korzeni.
Te wypowiedzi pokazują emocjonalny i wrogi stosunek Łukaszenki do polskości. W jego oczach jest ona piętnem, znakiem wroga.
Klęska polityki wschodniej PiS
Gdy w sierpniu 2020 r. Aleksander Łukaszenka stanął przed największym w swojej karierze kryzysem politycznym, można było łatwo przewidzieć, że znowu przypomni o „podróbce wyprodukowanej w Polsce". I tak się stało. Jako głównego wroga i winowajcę Łukaszenka znowu wskazał Polskę.
Zrobił to nie zważając na to, że w latach 2016-2020 mieliśmy do czynienia z bezprecedensowym w polsko-białoruskich relacjach ociepleniem. Warszawa wykonała szereg gestów, próbując zjednać sobie przychylność Łukaszenki.
Czołowi polscy politycy ustawili się do niego w kolejce, polski Sejm nawiązał współpracę z Izbą Reprezentantów, nieuznawanym przez Zachód parlamentem Białorusi, podpisano wiele mniejszych i większych umów. „Polska Pomoc" pompowała grube pieniądze w infrastrukturę białoruskich regionów, ku zadowoleniu białoruskich urzędników inwestując w ścieżki rowerowe, szlaki turystyczne czy finansując zakup jachtów dla szkółki żeglarskiej w Brasławiu.
Głucha Warszawa
A w odpowiedzi reżim pokrzykiwał, likwidował polskie grupy w przedszkolach, ograniczał dostęp polskich dzieci do nauki języka ojczystego, wprowadzał upokarzające limity na przyjmowanie polskich dzieci do dwóch państwowych szkół polskich w Grodnie i Wołkowysku... Warszawa pokornie to znosiła, zabiegając o chociażby maleńkie ustępstwa, zupełnie ignorując przy tym wspólne stanowisko polskich organizacji działających na Białorusi, które biły na alarm, że narasta dyskryminacja Polaków.
Czy Łukaszenka docenił te gesty Warszawy i nadzwyczajną wyrozumiałość polskiego MSZ? Nie. Przy pierwszych oznakach kryzysu znowu zadziałała „podróbka wyprodukowana w Polsce". Gdy po wyborach 9 sierpnia wybuchły wielkie protesty, wbrew wszelkim faktom Łukaszenka ogłosił Polskę głównym wrogiem i oskarżył ją o rozpętanie największego kryzysu politycznego w najnowszej historii Białorusi. Białoruska armia została postawiona w stan gotowości bojowej, na granice z Polską przerzucono jednostki wojskowe, by odpierać wyimaginowany atak Wojska Polskiego. W przygranicznych wsiach pojawili się białoruscy komandosi pytający do zaskoczonych tubylców: – Babciu, czy nie widzieliście tu polskich dywersantów?
Konsekwentny jak polonofob Łukaszenka
– Czy Łukaszenka zwariował? – pytał mnie w tych dniach jeden z polskich dyplomatów zaangażowanych w wieloletnie ocieplanie relacji z reżimem.
Otóż nie, Łukaszenka jest zdrowy na umyśle. Łukaszenka jest ciągle sobą. Dziwi mnie coś innego. Dlaczego osoby odpowiedzialne w Polsce za politykę wobec Białorusi przez lata karmią się iluzjami i nie chcąc przyjąć do wiadomości, że przywódca sąsiedniego kraju jest polonofobem, który przez dziesięciolecia tropi nieistniejące polskie spiski, a wszystkich swoich przeciwników uznaje jeśli nie za Polaków, to przynajmniej do pół-Polaków.
Głęboka polonofobia Łukaszenki oto prawdziwa przyczyna tego, że nie zważając na podejmowane przez kolejnych polskie rządy próby przełamania impasu relacje pomiędzy Warszawą a Mińskiem zawsze się psują. To właśnie dlatego ani lewica, ani prawica, ani liberałowie ani konserwatyści, którzy kolejno rządzili Polską nie zdołali znaleźć wspólnego języka z Mińskiem. I nie będą w stanie tego zrobić.
A im wcześniej w Warszawie to zrozumieją, tym szybciej polityka wobec wschodniego sąsiada nabędzie cechy realizmu. W przeciwnym razie polscy dyplomaci raz po raz będą wchodzić na grabie. A w zasadzie na „podróbkę wyprodukowaną w Polsce".
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. Zrezygnować możesz w każdej chwili.
Słowo DEBIL jest zarezerwowane dla innej osoby.
Zbudujemy Druga Ukraine.
7 milionow nowych pracownikow znajdzie prace w rzeźni i na budowie.
Koniecznie trzeba Go wysłać na negocjacje z łukaszenką. Polubili się, zrozumieli się więc coś z tego będzie.
I pisowska tłuszcza przyklaśnie.
Bo pisowska tłuszcza ,jak rodziła się Solidarność ,stała po stronie TVP, tak jak i dzisiaj, i krzyczała" Precz z warchołami, nierobami( to o strajkujących) i zdrajcami Polski (wtedy Ludowej).
Tylko "zapomni" dodać, że to będzie 600 rubli:)
...600+ rubli transferowych
Nam?
Bo ten przywódca sam tworzył te iluzje, np. nie walcząc z budową kościołów, co polskim władzom w pełni wystarczało...