7 listopada białoruski folk-rockowy zespół Recha w pełnym składzie powędrował za kraty. Przyczyną stał się tradycyjny bezpłatny koncert dla mieszkańców Kamiennej Górki, jednej ze zbuntowanych dzielnic Mińska. Władze, dążąc do spacyfikowania aktywności społecznej w dzielnicy, potraktowały go jako nielegalne zgromadzenie, a muzycy zostali skazani na administracyjną karę pozbawienia wolności. Trwa ona do 15 dni i odbywana jest w specjalnych aresztach.
Po wyjściu na wolność wszyscy czterej członkowie Recha chorują. Symptomy są charakterystyczne dla COVID-19: gorączka, kaszel, utrata węchu... Na razie oficjalnie postawioną diagnozę ma gitarzysta basowy zespołu Kastuś Lisiecki, który przechodzi chorobę najciężej i musiał zostać hospitalizowany. Reszta leczy się w domach. Lisiecki nie ma wątpliwości, że zakaził się właśnie w areszcie.
– Faszyści mieli gazowe cele, my mamy cele covidowe – komentuje muzyk walczący z obustronnym zapaleniem płuc.
Areszty ogniskiem choroby
Historia muzyków Recha jest w obecnej sytuacji typowa. W niesławnym areszcie przy ulicy Akrescina w Mińsku, przez który po wyborach prezydenckich przeszły dziesiątki tysięcy Białorusinów, nie dezynfekuje się cel, osoby z oznakami choroby są trzymane w ogólnych stłoczonych celach, więzienny lekarz nie reaguje na skargi osadzonych. Podobne historie opowiadają też więźniowie wielu innych aresztów. Oznaczają one tylko jedno. W licznych białoruskich więzieniach nie dba się o przestrzeganie zasad epidemicznych, świadomie stwarzając zagrożenie dla zdrowia aresztowanych.
Demonstranci zatrzymani na protestach, są następnie umieszczani w celach, gdzie nie przestrzega się zasad antyepidemiologicznych. Fot. AP
Czy zakażanie uczestników protestów koronawirusem jest świadomą polityką reżimu Łukaszenki i ma być sposobem na zwalczanie protestów? Czy władze więzienne po prostu nie dają sobie rady z napływem tysięcy więźniów i nie są w stanie zagwarantować im należytych warunków? Na razie jednoznacznej odpowiedzi na te pytania nie ma. Faktem jednak jest, że o walce z epidemią w areszcie przy ulicy Akrescina w Mińsku wspomina się tylko wtedy, gdy pojawia się potrzeba, by ograniczyć prawa więźnia, na przykład do spotkania z adwokatem.
Taka polityka władz sprawia, że białoruskie areszty stały się jednym z ognisk choroby i wciąż wzrasta liczba osób, które opuszczają je z potwierdzonym zakażeniem SARS-CoV-2. Szerzące się wśród uczestników protestów zachorowania są jedną z przyczyn tego, że antyrządowe demonstracje słabną. Masowe zakażenia w białoruskich aresztach wyraźnie pracują na korzyść Łukaszenki.
Eksperyment trwa
Druga fala epidemii koronawirusa staje się dla Białorusi poważnym problemem. Służba zdrowia wyraźnie nie radzi sobie z rosnącą liczbą zakażeń: normą są wielogodzinne kolejki w przychodniach, brak miejsc w szpitalach, dążenie do ograniczenia liczby wykonywanych testów. W wielu wypadkach odmawia się badań czy śledzenia kontaktów zakażonych.
Nie zważając na dramatyczną sytuację ministerstwo zdrowia podaje jednak ultraoptymistyczne dane: 7-8 spowodowanych koronawirusem zgonów w ciągu doby, około 1,5 tys. zakażeń dziennie. Od początku epidemii zachorować miało ponad 125 tys., a umrzeć ponad 1100 Białorusinów. W te liczby nikt na Białorusi nie wierzy – traktuje się je tak samo, jak oficjalne wyniki wyborów prezydenckich, zgodnie z którymi na Łukaszenkę głosowało 80,1 proc. Białorusinów. Jednak rzeczywistych danych, tak samo jak i w wypadku wyborów prezydenckich, nikt nie zna. Ludzie się sprzeczają, czy oficjalne szacunki mnożyć przez 5, 10, czy może 15...
– Najważniejsze, by nie było psychozy – oświadcza niezmiennie optymistyczny w ocenie sytuacji Aleksander Łukaszenka.
Eksperyment na Białorusinach trwa więc nadal.
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. Zrezygnować możesz w każdej chwili.
Łukaszenko nie bada również swoich ukochanych omonowców, wśród których wirus też jest powszechny. A wszystko dlatego, że musiałby ich izolować i wysyłać na zwolnienia lekarskie, na co teraz nie może sobie pozwolić. Nawet sam herszt omonowców, niejaki Bałaba, złapał wirusa i podobno był w reanimacji.
Wystarczy 24 godziny, a rozwożą po dziwnych miejscach, więc niedorzecznicy wymyślą coś dla uzasadnienia.
Reżim dyktatorka i jego omon ma te same systemy motywacyjne. ,1500 za wieczór , co łukaszenka.
Mamy ten sam bandyci system, który boi się odejść, bo pójdzie siedzieć.
Oni to samo planują, albo już realizują.
Każde zatrzymanie, przewożenie do jakiejś dziury, to wskazówka, że chcą wykonać wyrok przez koronację. I to nie ich króla.
Ochroniarze pislamu i nazioli