– My, lekarze, pielęgniarki i pracownicy placówek medycznych Białorusi, ogłaszamy masowe zwolnienia grupowe! – od tych słów rozpoczął się apel pracowników medycznych na kanale sieci społecznościowej Telegram «Biełyje Chałaty» (Białe Fartuchy). W poście opublikowanym 16 listopada zaznaczyli, że tylko w ten sposób mogą być wreszcie wysłuchani. Jako powód wskazują „bezprecedensowe kłamstwo, bezprawie i represje władz w stosunku do ludzi”.
– Nie ma bardziej przygnębiającego uczucia niż poczucie bezsilności i bezradności, a jedyne, co możemy zrobić, to zwolnić się, ponieważ nie wolno nam strajkować – mówią Białe Fartuchy.
To może być również strajk włoski
Zgodnie z kodeksem pracy Białorusini mają prawo do zwolnienia 30 dni po poinformowaniu pracodawcy o swojej decyzji lub za porozumieniem stron. Zdaniem lekarzy, w tym czasie państwo i administracja będą miały szansę wypełnić żądania narodowego ultimatum, które mówi m.in. o konieczności przeprowadzenia nowych wyborów i zaprzestaniu stosowania przemocy wobec demonstrantów.
Pod apelem podpisało się prawie 5 tys. pracowników medycznych.
Osobom, które – z przyczyn obiektywnych – nie mogą na stałe opuścić miejsca pracy, proponuje się włoską wersję strajku (formalne wykonanie obowiązków służbowych). Tzn. „wystawianie zwolnień lekarskich i recept w oparciu o potrzeby pacjenta, a nie fałszywe statystyki, leczenie w szpitalu tak długo, jak jest to konieczne dla wyzdrowienia, a nie tak, jak zaplanowano z góry, raportowanie tylko prawdziwych danych”.
Mimo trwającej wciąż epidemii koronawirusa, poza swoimi głównymi obowiązkami, niejednokrotnie zapewniali opiekę medyczną demonstrantom pobitym przez funkcjonariuszy służb specjalnych (wielu protestujących, z powodu obrażeń doznanych za sprawą granatów hukowych i gumowych kul, było na krawędzi życia i śmierci). A z uwagi na niezwykle trudne warunki pracy i sytuację w kraju sami również uczestniczyli w protestach.
Po ogłoszeniu 26 października przez przywódczynię opozycji Swiatłanę Cichanouską strajku generalnego, wzięli w nim udział, za co nadal są represjonowani przez władze i medyczne kierownictwo.
Zwolnienia, areszty, represje
Podczas gdy liczba nowych przypadków koronawirusa rośnie każdego dnia (według oficjalnych danych, wiarygodności których nie raz zaprzeczały Białe Fartuchy, w ciągu ostatniej doby przybyło 1309 pacjentów z COVID-19, w liczącym ok. 9,5 mln mieszkańców kraju zachorowało dotąd ponad 118 tys. osób, zmarło 1067), lekarze są zwalniani z pracy, zatrzymywani na ulicach, ciężko bici i wsadzani do więzień. Niektórzy mają ponieść odpowiedzialność karną, przeciwko innym wszczęto sprawy administracyjne.
15 listopada podczas "tradycyjnego" niedzielnego marszu w Mińsku OMON zatrzymał m.in. onkologa, kandydata nauk medycznych Pawła Moisiejewa, kierownika oddziału operacyjnego republikańskiego centrum onkologicznego Andrieja Połujanczyka, onkologa Jewgienija Kuźmina, który w 2014 roku otrzymał tytuł „Lekarza Roku Republiki Białoruś”, oraz psychiatrę-narkologa Wiktora Satsuta. Lekarzy aresztowano także w innych miastach.
A 16 listopada pojawiła się informacja o tym, że Republikańskie Centrum Naukowo-Praktyczne „Matka i Dziecko” nie przedłużyło umowy z Andriejem Wituszko, jednym z najlepszych reanimatologów dziecięcych w kraju. Lekarz był zatrzymywany już w sierpniu; na znak solidarności z nim koledzy lekarze przez kilka dni wychodzili na uliczne akcje z plakatami i portretami Wituszki.
Jak mówi jego żona Christina, zawiadomienie o nieprzedłużeniu umowy, która kończy się w połowie grudnia, nadeszło pocztą. A następnie o 7 rano, po nocnej zmianie na oddziale dzieci chorych na COVID-19, kierownictwo placówki przyszło upewnić się, że dokument został przez Wituszkę podpisany.
Koronawirus zabija i lekarzy, ale dane są utajniane
Tymczasem medycy, którzy nie zgadzają się z coraz brutalniejszym tłumieniem antyrządowych protestów w całym kraju, codziennie podpisują oświadczenia o zwolnieniu (pod koniec października powstał fundusz pomocowy, by wesprzeć lekarzy pozostających bez pracy).
Na kanałach Telegrama coraz częściej można przeczytać o pracownikach medycznych, którzy zmarli za sprawą zakażenia koronawirusem. Ponieważ jednak ministerstwo zdrowia ukrywa te statystyki, ich dokładna liczba na razie pozostaje nieznana.
– Nie ma oficjalnych informacji na ten temat ani w mediach, ani w bazie danych – mówią Białe Fartuchy.
Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej
Nieograniczony dostęp do serwisów informacyjnych, biznesowych,
lokalnych i wszystkich magazynów Wyborczej.
Ich nie trzeba będzie leczyć, bo przecież ,,5-ciu wspaniałych'' z Zerem na czele ogłosili, że ,,weto, albo śmierć''. Rozumiem, to, że jeżeli im nie wyjdzie to pokazowo na jakimś rynku na złość całemu społeczeństwu, założą sobie pętle na szyje z potomkiem Rocha Kowalskiego na czele! ***** ***!!!