Wypowiedź Aleksandra Łukaszenki na wczorajszym Forum Kobiet o zamknięciu granic z Polską i Litwą uwidacznia słabości białoruskiego systemu.
Minęło od niej bowiem kilkanaście godzin, a nikt nie jest w stanie wyjaśnić, co ona w praktyce oznacza. Czy obcokrajowcy nie będą mogli wjeżdżać na Białoruś? A Białorusini będą mogli z kraju wyjeżdżać? Co z ruchem towarowym? Białoruski Państwowy Komitet Pograniczny zajmujący się ochroną granicy i Państwowy Komitet Celny zajmujący się kontrolą transportu międzynarodowego nabrały wody w usta. Nieoficjalnie funkcjonariusze tłumaczą: na razie wszystko po staremu, ale dalej - któż to wie?
To, że Białoruś faktycznie zablokuje granicę, wydaje się nieprawdopodobne. Byłby to bowiem cios w białoruską gospodarkę, która i tak ledwo zipie. Jednak dramatyczne wystąpienie Łukaszenki, jego apel do narodów Polski, Litwy i Ukrainy, by powstrzymali swoich polityków, bo inaczej będzie wojna, ociera się już o paranoję.
„Łukaszenka wariuje” – w białoruskim internecie roi się od podobnych komentarzy. Ja jednak tak zachowania Łukaszenki bym nie tłumaczył. Jego wystąpienie wpisuje się bowiem w konsekwentnie prowadzony program straszenia Białorusinów wojną, która ma wybuchnąć lada chwila.
Wprawdzie w wojsku odwołano już pogotowie bojowe. Białoruscy spadochroniarze już nie koczują na Grodzieńszczyźnie, tylko wrócili do koszar. Łukaszenka szczerze wytłumaczył, dlaczego tak się stało: trzymanie wojska w gotowości bojowej jest drogie.
Znacznie tańsze są dramatyczne wystąpienia i groźby pod adresem sąsiadów. Potrzeba rozpaczliwych gestów pokazuje, że chociaż z zewnątrz sytuacja wydaje się stabilna, to Łukaszenka ciągle nie jest pewny swego. Grozi wojną, by zwiększać napięcie. Dlaczego to robi?
Szczególnie ważne wydaje się jedno wypowiedziane przez niego wczoraj zdanie: Nawet jeżeli zostaniemy sami, to nie padniemy na kolana!
Słowa te padły po trzech dniach od spotkania z Władimirem Putinem w Soczi, gdzie władca Kremla przed kamerami telewizyjnymi publicznie poparł Łukaszenkę, składając mu kolejny raz gratulacje z powodu wygranych wyborów prezydenckich. Później już w cztery oczy Łukaszenka i Putin przez ponad cztery godziny rozmawiali o konkretach: o współpracy gospodarczej, integracji Rosji i Białorusi, reformie białoruskiej konstytucji. Białoruska propaganda przedstawiała to spotkanie nadzwyczaj optymistycznie, ale rzeczywiste ustalenia zawarte w rezydencji Boczarow Ruczej pozostają tajemnicą.
Dlatego dopuszczenie przez Łukaszenkę, że może on zostać sam na sam z zbuntowanym białoruskim narodem, jest sygnałem, że nie zważając na uśmiechy i poklepywania, Mińsk i Moskwa niekoniecznie osiągnęli porozumienie. Jeżeli to prawda, to na Białorusi wszystko jest otwarte.
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
A Pinochet?
Albo jak Nicolae Ceausescu pod ścianę i rozwałka.
Po co podbijać sojusznika?
Już pewnie siedzi w pociągu. Bo zapobiegliwy z niego paranoik.
Macierenko by został, przecież jest moskiewskim agentem!
działał by w środowiskach emigracyjnych
łazić po wsi z takim przygłupem jak teł Lukasz z enką...
?? ????? ?????, ?? ????????!
? ????? ? ???????, ?????? ?? ?????
????? ??????? ??? ???????
Pozdrawiam Białoruś!
- a co Sasza powiedział na tym forum ?