OMON coraz bardziej brutalny. Na ulicach białoruskich miast znowu biją. W Mińsku i Grodnie OMON zaatakował protestujących, ucierpiało co najmniej kilkoro uczestników protestu. Potyczki odbyły się także w Witebsku. AP / AP
Zmęczenie, ale i determinacja
W niedzielę w Mińsku znowu demonstrowało ponad sto tysięcy ludzi. Tysiące wyszły też na ulice Grodna, Brześcia, Mohylewa, Homla i co najmniej kilkunastu mniejszych miast. Akcje te wyraźnie pokazują, że - mimo iż od sfałszowania wyborów minęło już 29 dni - Aleksander Łukaszenka nadal nie może odzyskać kontroli nad białoruską ulicą.
Protest trwa nieprzerwanie i nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, kiedy i czym się zakończy.
Z jednej strony widać zmęczenie jego uczestników, z drugiej zaś ciągle mają dużą determinację, by wychodzić na ulice i demonstrować sprzeciw wobec trwających 26 lat rządów Łukaszenki.
W Mińsku tłum po raz kolejny podszedł pod Pałac Niepodległości, siedzibę prezydenta. Kiedy działo się to poprzednimi razy, objawiał się - w mediach - sam Łukaszenka. Pojawiał się z kałasznikowem, demonstrując swoją pogardę wobec demonstrantów i gotowość do obrony. Akcja „Kałasznikow” miała zastraszyć Białorusinów.
Teraz jednak minęło już kilka godzin od momentu pojawienia się tłumu pod pałacem, a dyktator jeszcze nie sięgnął po broń. I w ogóle się nie pojawił.
Bez wątpienia jest to moralne zwycięstwo ulicy, gdyż nie dała się zastraszyć wymachiwaniem karabinem maszynowym.
Jest to jedyna dobra wiadomość.
OMON coraz bardziej brutalny. Na ulicach białoruskich miast znowu biją. W Mińsku i Grodnie OMON zaatakował protestujących, ucierpiało co najmniej kilkoro uczestników protestu. Potyczki odbyły się także w Witebsku. AP / AP
Pałowanie jako test
Odpowiedzią Łukaszenki na niekończące się protesty stało się konsekwentne zwiększanie dawki przemocy stosowanej wobec demonstrantów.
Zaczął dwa tygodnie temu od blokowania placów przez milicjantów, później ruszono z zatrzymaniami, następnie powróciły aresztowania, teraz władza sięgnęła po bicie. Dziś OMON znowu pałował i truł gazem łzawiącym. Co najmniej kilka osób w Mińsku i kilka w Grodnie ucierpiało.
Niezależne Centrum Ochrony Praw Człowieka "Wiasna" informuje, że w samym Mińsku zatrzymano 174 osoby (ich liczba w innych miastach wciąż jest ustalana).
To jest istotne podniesienie temperatury sporu.
Przede wszystkim jednak pałowanie - na razie wybiórcze, na razie nie wszędzie i nie wobec wszystkich - jest testem. Jeżeli po dzisiejszej akcji OMON-u liczba protestujących zacznie spadać, władza może gwałtownie przykręcić śrubę, by ostatecznie zdławić społeczny opór. Jeżeli to się nie stanie, białoruski pat - „Łukaszenka rządzi – ulica protestuje” - będzie trwał nadal.
OMON coraz bardziej brutalny. Na ulicach białoruskich miast znowu biją. W Mińsku i Grodnie OMON zaatakował protestujących, ucierpiało co najmniej kilkoro uczestników protestu. Potyczki odbyły się także w Witebsku. AP / AP
Przesilenie to już tylko kwestia czasu
Teraz władza uważnie śledzi reakcje społeczne. Jeden raz już się pomylili i przesadzili z przemocą. Potem musieli podjąć ryzykowne kroki wstecz. Właśnie one wywołały największe demonstracje - i wtedy białoruska ulica uwierzyła, że zwycięstwo nad Łukaszenką ma w zasięgu ręki.
Drugi raz podobnej „odwilży” władza może nie wytrzymać. Dlatego przemoc powraca ostrożnie. Jednak wygląda na to, że - poza milicyjną siłą - Łukaszenka nie ma żadnych argumentów na swoją korzyść, więc decydujące przesilenie wydaje się tylko kwestią czasu.
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. Zrezygnować możesz w każdej chwili.
Spier.alaj za Ural!
Dlaczego admini GW pozwalają hasać ruskim, płatnym trollom na forum?
Trollu ruski! S..alaj!
Co wytrzymają? Lanie pałami po grzbiecie? Proszę dołączyć i spróbować. A Trumpa to my własnego, a nawet kilku..
Zachód wyraźnie dał do zrozumienia, że jak nie będzie eskalowania przemocy, to nie będzie dalszych sankcji. Dzisiejsze wydarzenia świadczą więc, że Łukaszence nie zależy już na opinii Zachodu i na braku sankcji. Nie chce więc już odgrywać samodzielnej roli politycznej. Najwyraźniej dogadał się już Putinem na zasadzie, pomoc Rosji w utrzymaniu władzy w zamian za wcielenie Białorusi do Rosji. Oczywiście, białoruska ulica jeszcze nie rozumie, że została zdradzona podwójnie - przez Łukaszenkę, który zlikwiduje państwo białoruskie i "przyjaciół" Moskali, którzy będą wspierać Łukaszenkę w pałowaniu Białorusinów.
Wszystko to mi przypomina jako żywo początki Konfederacji Barskiej, która z wystąpień przeciwko znienawidzonemu królowi zamieniła się w pierwsze powstanie antyrosyjskie. Efektem jednak nie było pozbycie się Rosjan z Polski, tylko kolejne rozbiory, powstania itd przez 220 lat.
Azzo na trzeźwo...? Rzadka okazja przyznać rację. :-)
znasz takie przysłowie: "nie strasz nie strasz, bo..."?
Istota sprawy polega na tym, że ciągnącym za sznurki jest tu Putin, który obawia się że Białoruś może być przykładem zaraźliwym - i z tego oczywistego względu nie może zgodzić się ani na dalsze trwanie tych protestów, ani na obalenie Łukaszenki przez ulicę. Co niestety oznacza chyba rozwiazanie siłowe, pytanie tylko kiedy.
O jakim wsparciu militarnym marzysz ? Chciał byś pooglądać relacje w TV takie jak z Majdanu ? Dobrze masz poukładane we łbie ?
Putin ?