O całkowitym wstrzymaniu przygotowań do oficjalnych spotkań z przedstawicielami Białorusi poinformował w piątek podczas konferencji prasowej minister spraw zagranicznych Dmytro Kuleba.
„W normalnych czasach odbywało się u nas mnóstwo oficjalnych kontaktów na wszystkich poziomach. To była normalna praktyka… Wszystkie te kontakty wstrzymujemy do czasu unormowania sytuacji na Białorusi” – powiedział Kuleba.
Minister podkreślił jednak, że nie ma na razie mowy o zerwaniu stosunków dyplomatycznych z Białorusią. 17 sierpnia Ukraina pierwszy raz w historii wzajemnych relacji odwołała swojego ambasadora z Mińska. Kuleba nie wykluczył jednak, że wezwany na konsultacje do Kijowa ambasador powróci w najbliższym czasie do stolicy Białorusi.
Minister podkreślił również, że Ukraina uważa za niedopuszczalne wtrącanie się z zewnątrz, m.in. przez Rosję, w sprawy Białorusi. Zapewnił jednocześnie, że sam Kijów nigdy nie ingerował w sprawy swojego sąsiada i nie planuje tego robić.
Zełenski sugeruje powtórne wybory
Ukraina dopiero wczoraj przyłączyła się do oświadczenia UE z 11 sierpnia, w którym podkreślono, że wybory na Białorusi nie były ani wolne, ani uczciwe. Przez pierwsze dni po wyborach reakcja Kijowa nie była tak stanowcza. Jeszcze 15 sierpnia MSZ Ukrainy w wydanym oświadczeniu wskazywało jedynie, że wybory „nie budzą zaufania w białoruskim społeczeństwie”. Wyrażono również nadzieję, ze białoruskie władze przeprowadzą śledztwo w sprawie użycia siły oraz rozpoczną dialog ze społeczeństwem.
W ubiegłym tygodniu prezydent Wołodymyr Zełenski w wywiadzie dla Euronews poradził Łukaszence przeprowadzenie powtórnych wyborów. W odpowiedzi białoruskie MSZ oceniło, że Ukraina jest odpowiedzialna za destabilizację sytuacji na Białorusi i od „bratniego kraju” Mińsk spodziewałby się raczej zrozumienia. W oficjalnym komunikacie przypomniano również o negatywnych implikacjach dla Ukraińców kijowskiego Majdanu.
Mińsk gra "wagnerowcami"
Na czym miałaby polegać ukraińska destabilizacja sytuacji w Mińsku? Przed wyborami na Białorusi zatrzymano grupę najemników rosyjskiej prywatnej wojskowej firmy Wagnera. Białoruskie władze oskarżyły ich o próbę destabilizacji sytuacji przed wyborami. Część z zatrzymanych posiadała ukraińskie obywatelstwo: według Kijowa brali oni udział w walkach na Donbasie po stronie prorosyjskich bojowników. Ukraina domagała się ich ekstradycji, a Łukaszenko obiecywał, że rozważy ich przekazanie Ukrainie. 5 sierpnia Zełenski rozmawiał w tej sprawie telefonicznie z Łukaszenką. To był ich ostatni osobisty kontakt. 14 sierpnia Mińsk oddał "wagnerowców" Rosji.
W piątek Ukraina zamknęła, do 28 września, swoje granice dla obcokrajowców (z wyjątkami). Minister Kuleba obiecał jednak, że w związku z kryzysem na Białorusi obywatele tego kraju przy wjeździe na Ukrainę mimo ograniczeń mogą liczyć na szczególne traktowanie przez ukraińską służbę pograniczną.
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. Zrezygnować możesz w każdej chwili.
Pierwsza myśl która mi się nasuwa- Polska nie jest krajem upadłym tak jak postmajdanowa Ukraina.
Ciekawie czy Ukraińcy są świadomi że od pewnego momentu jednym z haseł Łukaszenki było albo dalej rządze ja albo druga Ukraina. A ze tylko masochista mógłby chcieć losu drugiej Ukrainy to był to chyba skuteczny argument propagandowy.
No proszę, jak uroczo - ruski prowokator gaworzy sobie z ciemniakiem.