- Nazywam się Maria Kolesnikowa, mam 38 lat i całe życie zajmowałam się muzyką, jednak los tak się potoczył, że teraz stoję tu przed wami i jestem bardzo szczęśliwa - powtarzała Maria na każdym wiecu Swiatłany Cichanouskiej, niezależnej kandydatki na prezydenta Białorusi, która została zmuszona przez reżim do emigracji.
Od samego początku kampanii wyborczej (wystartowała 8 maja) uśmiech Marii Kolesnikowej stał się jednym z symboli białoruskiej wolności.
Najpierw pracowała w sztabie Wiktora Babariko, jednego z najpoważniejszych konkurentów Aleksandra Łukaszenki do prezydenckiego fotela, aresztowanego 18 czerwca (trafił do celi KGB wprost sprzed budynku Centralnej Komisji Wyborczej, gdy usiłował dostarczyć podpisy poparcia pod swoją kandydaturą - za rzekome „pranie pieniędzy, przestępstwa podatkowe i współpracę z nienazwaną organizacją z zagranicy, finansując jakoby swoją kampanię; jednocześnie uwięziono też jego syna, 30-letniego Eduarda).
- Spójrz na nią, skoro taka piękna, promienna kobieta może przejść przez to piekło, to i my nie możemy opuścić rąk - mówili uczestnicy wieców. Właśnie „jasne spojrzenie” Marii motywowało wielu ludzi, by nie poddawali się w najtrudniejszym dla kraju okresie protestów po sfałszowaniu wyborów prezydenckich.
Kolesnikowa była szefową sztabu wyborczego Wiktora Babariko, który początkowo był uważany za głównego rywala Łukaszenki. Po jego aresztowaniu twarz Marii stała się rozpoznawalna w całym kraju. Zwolennicy Babariko, a później większość Białorusinów, z dnia na dzień z niecierpliwością czekali na jej wiadomości wideo na Instagramie z instrukcjami sztabu, co do dalszych działań.
Mnóstwo osób robiło z nią sobie zdjęcia na ulicach, wielu wręczało jej kwiaty i prezenty.
- Ludzie często podchodzą do mnie i mówią „Bardzo Pani dziękujemy”, a ja im odpowiadam „To ja Wam dziękuję! Jesteście niesamowici" – opowiadała podczas swoich wystąpień.
Maria Kolesnikowa ukończyła Akademię Muzyczną w Mińsku w klasie gry na flecie i dyrygentury. Przez cztery lata studiowała w Wyższej Szkole Muzycznej w niemieckim Stuttgarcie. Była także organizatorką i uczestniczką wielu międzynarodowych projektów kulturalnych w Niemczech, a przez ostatnie cztery lata - na Białorusi.
Lubi surfować, zimą brała udział w zajęciach kickboxingu i chce dalej pielęgnować to hobby. Jest stanu wolnego, nie ma dzieci.
O swojej znajomości z Wiktorem Babariko zawsze mówi ciepło. Ich pierwsze spotkanie odbyło się w mińskim ośrodku kulturalnym "OK16", którego Kolesnikowa jest dyrektorką artystyczną. Organizowała tam wiele przedsięwzięć związanych z promocją białoruskiej kultury i międzynarodową integracją.
- Omawialiśmy z Wiktorem wszystkie projekty, a przy niektórych pracowaliśmy razem – mówiła w wielu wywiadach. - Jesteśmy do siebie bardzo podobni, mamy wspólne zainteresowania. Cały sztab bardzo za nim tęskni.
Kiedy dowiedziała się, iż Babariko postanowił kandydować w wyborach prezydenckich, była zachwycona.
- W pełni go wspierałam, w tej samej sekundzie zdałam sobie sprawę, że będę w jego drużynie. Postanowiłam pomóc mu we wszystkim, w czym tylko będę mogła. Nigdy nie żałowałam swojej decyzji. Poza tym jestem pewna, że inne osoby pracujące w sztabie też tak myślą. Wszyscy przyszliśmy na wezwanie serc – opowiadała Bełsatowi.
I to właśnie serce stało się znakiem rozpoznawczym sztabu Babariko. Maria wielokrotnie podkreślała, że symbolizuje ono misję Wiktora i misję ludzi, których zjednoczył wokół siebie.
- Serce to szacunek dla ludzi, miłość, poczucie własnej wartości - zwykła mawiać.
Dziś jej waleczne przyjaciółki, Weronika Cepkało ( żona Walerego, innego poważnego kandydata "wykoszonego" przez Łukaszenkę, obecnie na emigracji ) i Swiatłana Cichanouska już opuściły Białoruś, pod naciskiem władz. Kolesnikowa nigdzie się nie wybiera, co wzbudza jeszcze większy szacunek Białorusinów.
W rozmowie z portalem Meduza przyznała, że nie ma nawet ochroniarzy: - Spaceruję po centrum Mińska, spotykam się z przyjaciółmi. Chodzę do sklepów, kawiarni. Absolutnie nie zmieniam swoich przyzwyczajeń.
Stara się jednak unikać zatłoczonych miejsc, ponieważ widząc ją ludzie reagują nazbyt gwałtownie i emocjonalnie. – Zaczynają bić brawo, tłoczą się, a to już jest masowe przedsięwzięcie i kto wie, jak może się skończyć – opowiadała Meduzie.
Wraz ze sztabem koncentruje wszystkie siły na pomocy tym, którzy ucierpieli w wyniku pokojowych protestów. Wzywa też rodaków, by przyłączyli się do wolontariatu. Apeluje o pomoc dla członków obwodowych komisji wyborczych, którzy odważyli się opowiedzieć o presji, jaką na nich wywierano i jak zmuszono ich do sfałszowania wyników na korzyść Łukaszenki.
- Wzywam władze, aby nie ignorowały woli narodu i zaprzestały przemocy - mówiła Maria Kolesnikowa 11 sierpnia w oficjalnym oświadczeniu sztabu Wiktora Babariko.
Wspomniała również o zmarłych i poszkodowanych uczestnikach pokojowych protestów: - Ci ludzie nie znikną. Nie będą już mogli zapomnieć o tym, co się działo, nie wymażą tego z pamięci, nie da się ich zastraszyć ani uspokoić, oni potrzebują zmian.
Kolesnikowa nie zamierza przerywać swojej politycznej działalności. Jak zapewnia, nadal będzie walczyć o prawa człowieka, wolność i sprawiedliwość.
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
Nie zgodzę się co do następstw takiego rozwoju wydarzeń. Gdyby faktycznie doszło do sytuacji porównywalnej z Rumunią (wojsko przechodzi na stronę ludu, służby specjalne bronią władz), to moim zdaniem wkroczyłby Putin w obronie mniejszości rosyjskiej, przy okazji udzielając schronienia Łukaszence. I miałby tutaj także sporo zwolenników, jak to było na Ukrainie. Doszłoby do krwawej wojny domowej i przyłączenia części albo całej Białorusi do Rosji.
Ona nie wyjechała tylko ją wywieźli i zmusili do nagrania "odezwy do zaprzestania protestów". Ma męża w więzieniu, dzieci. Łatwo zastraszyć człowieka. Można pokazać zdjęcia, albo filmik z więzienia albo powiedzieć wiem gdzie sa twoje dzieci. I to wystarczy, nie trzeba bić. To bardzo sprytna zagrywka. Ale i tak Białorusini wiedzą, że ją zmuszono i dalej ją popierają i rozumieją. Natomiast dobrze, że na miejscu jest też ktoś kto bezpośrednio może pomóc ludziom. To też jest bardzo ważne.
Cichanouska prawdopodobnie została zaszantażowana. Wyjedziesz i uspokoisz ludzi, albo twój mąż wyjdzie z więzienia nogami do przodu. Proste?
...trzeba po prostu wyjść i głośno krzyknąć:"spieprzaj dziadu!!" (po białorusku: "uchadi")....A gdy już uwolnimy się od pisiu, kościół straci wpływy w tym biednym państwie.
I to dla Łukaszenki jest pies pogrzebany.
Nie ma jej cym szantażować, jak Cichanouskiej.