Centralna Komisja Wyborcza ogłosiła we wtorek krótką i ostateczną już listę kandydatów, spośród których obywatele będą mogli 6 sierpnia wybrać przywódcę państwa.
Pozwolenie na udział w wyścigu otrzymało pięć osób. Jest wśród nich oczywiście Łukaszenka, który po 26 już latach niepodzielnych rządów dorobił się przydomku „Sasza 3 procent”, bo akurat taka część poddanych, jak dowodzą niezależne sondaże, chciałaby go widzieć nadal na najwyższym białoruskim stołku.
Na kartach do głosowania znajdą się też nazwiska trzech kandydatów określanych jako „techniczni”, to znaczy niegroźni, dopuszczeni do rywalizacji tylko dla stworzenia pozorów alternatywy dla głównego gracza. Są to Anna Kanapacka, do niedawna deputowana do parlamentu, Siargiej Czeraczeń, przewodniczący Białoruskiej Partii Socjal-Demokratycznej "Gramada", oraz Dzmitrej Uładzimirawicz kierujący ruchem społecznym Mów Prawdę.
Na karcie do głosowania Białorusini zobaczą jeszcze nazwisko Swietłany Cichanouskiej, kandydatki w istocie rzeczy przypadkowej. Do rywalizacji o stanowisko prezydenta usiłował stanąć jej mąż Siarhiej, popularny bloger. Ale władze po prymitywnej prowokacji od ponad miesiąca trzymają go w areszcie KGB w Mińsku i będą sądzić za wzniecanie zamieszek i rzekomy napad na milicjanta. Zastąpić męża zdecydowała się więc jego nie zdradzająca do tej pory żadnych ambicji politycznych, pozbawiona zaplecza politycznego, nie dysponująca niezbędnymi funduszami żona. Jednak Białorusini, którzy mają dość Łukaszenki, szybko zebrali ponad 100 tys. podpisów z poparciem dla jej kandydatury.
Konkurentów, którzy mogliby stanąć z nim do równej walki, Łukaszenka skutecznie się pozbył.
Centralna Komisja Wyborcza stwierdziła na przykład, że wymaganych 100 tys. podpisów nie zebrał Walerij Cepkała. Dyplomata, były wiceminister spraw zagranicznych i ambasador Białorusi w USA, zebrał w rzeczywistości 220 tys. podpisów. Z tej liczby jego ludzie wybrali 160 tys. takich, których autentyczność nie budziła najmniejszych wątpliwości. CKW stwierdziła jednak, że prawdziwych autografów kandydat na kandydata przedstawił jej tylko 75 tys.
W tym przypadku Komisja postąpiła odwrotnie niż przy rejestracji Czeraczenia. "Techniczny" sam informował, że zebrał 106 tys. podpisów. CKW jednak za autentyczne uznała... 143 tys. z nich.
Według szefowej Centralnej Komisji Wyborczej Lidii Jermoszynej lista grzechów, które nie pozwalają wziąć udziału w wyborach wtrąconemu miesiąc temu do więzienia Wiktarowi Babaryce, uważanemu za głównego konkurenta Łukaszenki, jest bardzo długa.
56-letni Babaryka, były (do 12 maja) prezes zarządu Bielgazprombanku (ponad 99 proc. akcji firmy należy do Gazpromu i Gazprombanku), ma bowiem korzystać z zagranicznego finansowania, na rzecz jego kampanii pracuje opłacany przez Rosjan personel banku. Poza tym są ponoć poważne zarzuty o przekręty finansowe, pranie pieniędzy, korupcję, za które do aresztu trafił sam kandydat na kandydata, jego syn i wielu współpracowników.
Na wieść o wyczyszczeniu listy kandydatów na prezydenta Białorusini wyszli we wtorek wieczorem na ulice Mińska, Brześcia, Mogilewa, Grodna, Mołodeczna, Homla.
Doszło do starć z policją, która przede wszystkim w stolicy działała niezwykle brutalnie, nawet jak na standardy białoruskie. Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiosna” podaje, że zatrzymano około 200 osób, wśród nich dziennikarzy.
To sygnał dla poddanych, że Bat’ka, który roztrwonił poparcie społeczne, użyje siły, by utrzymać się przy władzy.
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
Oby nie. Nie przepadam za Najdroższym, ale nikomu nie życzyłbym przejścia do historii jako polski Baćka.
Oby nie - trzeba by czekać do 2041 roku.
Jak będzie krew i ofiary, to obali się dyktaturę PiS. Komunie daliśmy radę to i tym cwaniaczkom też damy!
Muszę cie zmartwić młodzieńcze. Obalanie dyktatur trwa minimum 20 lat.
Tak, komunie daliśmy radę... po 45 latach.
Dokonały tego elity, które wykorzystały podwyżkę cen cukru, gdy potaniały czołgi. Gdyby o tym miał decydować suweren z Podkarpacia i Małopolski, napewno nadal nami rządziłaby PZPR z sekretarzem. Suweren ponownie zarządzany jest przez sekretarza, tym razem na Nowogrodzkiej. Te wydarzenia roku 1980-1981 były zdanie suwerena, kompletnie niepotrzebne. Suweren nie chciał tego niesprawiedliwego kapitalizmu, chciał nawet cukru po 12 złotych, byle z sekretarzem, który tak o niego dbał. Te wykształciuchy to zawsze namieszają, górnicy powinni pomoc ich wyeliminować. Nowe elity PiS na razie nie będą sypac piasku w tryby.
Za późno. 12 lipca PiSS przekroczył Rubikon i już się nie cofnie - ani o krok!
Czekamy na implementację tego wspaniałego pomysłu na nasz rodzimy grunt przez jedynie słuszną partię w Polsce.