W środę Kastuś Żukouski, dziennikarz mieszkający w Homlu, miał jednocześnie dwa procesy sądowe. Jeden w położonym ok. 100 km od Homla Pietrykowie, drugi - w nieco bardziej oddalonym Żłobinie.
– Niemożliwe było stawienie się na każdym z tych procesów, więc nie pojechałem na żaden – mówi „Wyborczej” Żukouski.
Po południu zadzwonił do sądu w Pietrykowie i dowiedział się, że został skazany na karę grzywny w wysokości ok. 470 dol. Powodem był reportaż o złym stanie budynków mieszkalnych w miasteczku Myszanka, dawno nie przeprowadzano tam remontu i podczas deszczu woda zalewa mieszkania. W Żłobionie sądzono go za reportaż o domniemanym początku afrykańskiego pomoru świń w okolicy. Informacje o tym wyroku Żukouski dostanie pocztą.
Żukouski jest wolnym strzelcem, robi wideoreportaże, które proponuje różnym stacjom. Od kilku lat współpracuje z telewizją Biełsat, która irytuje KGB. Według Żukouskiego dla służb nie ma znaczenia, czy jego reportaże dotyczą polityki, czy też spraw społecznych. Co jakiś czas jest oskarżany o pracę bez akredytacji i karany grzywną. Ich łączna kwota przekroczyła już 14 tys. zł.
– Grzywny pomagają mi spłacać organizacje dziennikarskie i ludzie dobrej woli, gdybym został sam, to dawno bym zbankrutował – mówi Żukouski.
Bez akredytacji
– Przepisy mówią, że dziennikarz stale pracujący dla zagranicznych mediów musi mieć akredytację białoruskiego MSZ. Władze nie udzielają jej Biełsatowi, a potem prześladują pracujących dla stacji dziennikarzy – mówi „Wyborczej” szef Białoruskiego Zrzeszenia Dziennikarzy Andrei Bastuniec. Jego zdaniem od sześciu miesięcy trwa polowanie na niezależnych dziennikarzy.
Zrzeszenie odnotowało w tym roku 169 przypadków prześladowania niezależnych mediów. 89 z nich dotyczyło dziennikarzy pracujących dla Biełsatu. Problem zawsze jest ten sam – brak akredytacji dla Biełsatu. Władze nie czepiają się przedstawicieli innych mediów nadających z zagranicy, chociaż ich dziennikarze nie zawsze posiadają akredytacje.
– Ewidentnie mamy polityczną decyzję w tej sprawie. Biełsat jest w tej chwili celem numer jeden – mówi Bastuniec.
Dlaczego właśnie Biełsat?
– Gdybym pisał artykuły, nie byłoby problemu. Ale nagrywam wideo, które emituje Biełsat. Niektóre z filmów trafiają później na YouTube'a oraz serwisy społecznościowe. To denerwuje władze walczące przede wszystkim z obrazem – mówi Żukouski, który ponadto twierdzi, że do czasu pojawienia się Biełsatu prezydent Aleksander Łukaszenka miał całkowity monopol na telewizję, gdyż kontroluje stacje państwowe. Prześladując dziennikarzy, władze dążą do zniszczenia Biełsatu i przywrócenia monopolu.
Politolog Andrei Jelisiejau z think tanku EAST przypomina, że do represji wobec niezależnych mediów władze powróciły po tym, jak Białorusią wstrząsnęły protesty przeciwko „podatkowi od bezrobocia”. Zgodnie z rozporządzeniem Łukaszenki każdy niepracujący przez 183 dni w roku miał zapłacić podatek o równowartości ok. 800 zł. Białorusini wyszli na ulice w marcu, ale masowe protesty zdławiły służby specjalne.
– Opór społeczny sprawił, że władze zawiesiły obowiązywanie dekretu. Zamierzają teraz do niego powrócić. Represje wobec Biełsatu, który relacjonował na żywo wydarzenia z protestów, oceniam jako prewencyjne działania i przygotowanie do potencjalnych demonstracji, które mogą się pojawić wraz z przywróceniem podatku – mówi „Wyborczej” Jelisiejau.
Telewizja Biełsat od 2007 r. nadaje z Polski program adresowany do Białorusinów. Jest finansowana przez polski MSZ. Według ostatnich danych ogląda ją ok. 10 proc. obywateli.
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. Zrezygnować możesz w każdej chwili.