Białoruskie media oficjalne starają się wydarzeniom na Ukrainie poświęcić jak najmniej uwagi. Rządowa agencja Biełta nie poinformowała na przykład, że prezydent Wiktor Janukowycz zaproponował jednemu z liderów opozycji Arsenijowi Jaceniukowi objęcie urzędu premiera. W depeszach Biełty najczęściej cytowane jest stanowisko ministerstwa spraw wewnętrznych, więc Białorusini mogą się dowiedzieć, że wśród uczestników protestu jest dużo kryminalistów albo że uzbrojone opozycyjne bojówki atakują milicję.
W podobny sposób relacjonują wydarzenia na Ukrainie i inne państwowe media. W dziennikach telewizyjnych Kijów jest tematem drugorzędnym, a informacje stamtąd są podawane w końcowej części programów informacyjnych.
Paradoksalnie jednak ten wysiłek wkładany w ukrycie przed opinią publiczną istoty ukraińskiego buntu dowodzi, że władza docenia rangę Majdanu i boi się go. Mińsk wyciąga wnioski z wydarzeń na Ukrainie.
"W czasie masowych protestów droga od praworządnego obywatela do przestępcy jest nadzwyczaj krótka. Wszystko zaczyna się od maleńkich kroków: z początku człowiek chce wypowiedzieć swoje zdanie tam, gdzie tego robić nie powinien. Potem wychodzi na ulicę," przypadkowo "blokując ruch. Rozbija namiot w centrum miasta i rozpala ognisko, żeby się ogrzać. A potem schyla się po kamień, żeby rzucić nim w tych, którzy mu przeszkadzają manifestować (...) w ten oto sposób zaczynamy mieć do czynienia już nie z" radykalnym uczestnikiem manifestacji ", a ze zwykłym kryminalistą (...) Żeby zapobiec tej przemianie, organy porządkowe muszą działać maksymalnie brutalnie" - pisze sobotnie wydanie organu prasowego administracji prezydenta "Sowietskaja Biełorussija".
Wcześniej prezydent Aleksander Łukaszenka nazwał wydarzenia na Ukrainie tragedią i koszmarem. Oświadczył też, że Białoruś, podobnie jak Rosja, popiera prezydenta Wiktora Janukowycza.
Natomiast w niezależnych mediach białoruskich Majdan od samego początku jest tematem numer jeden. Większość redakcji wysłała korespondentów do Kijowa. Również liderzy najważniejszych opozycyjnych partii politycznych odwiedzali Majdan i solidaryzowali się z jego hasłami.
- Zwycięstwo Majdanu oznaczałoby, że Ukraina pójdzie do Europy, a to wzmocniłoby europejskie tendencje na Białorusi. Z kolei jego przegrana oznaczałaby zacieśnienie współpracy z Moskwą, a dla nas - wzmocnienie uścisku Kremla. Dlatego popieramy Majdan - powiedział "Wyborczej" Ryhor Kastusiou, jeden z liderów opozycyjnej partii BNF.
Białoruska ulica również śledzi wydarzenia na Ukrainie, jednak nastroje w społeczeństwie są wyraźnie zróżnicowane.
"Ukraińcy to dzielny naród i walczą o wolność, nie to co Białorusini", "Powinniśmy też zrobić swój Majdan" - można przeczytać na forach internetowych.
- Wczoraj byłem na pikiecie przeciwko rozmieszczeniu rosyjskich baz wojskowych na Białorusi i spotkałem się z negatywnym stosunkiem części ludzi. Mówili: "Chcecie, by było jak na Ukrainie! Chcecie, by były rozruchy" - powiedział "Wyborczej" wiceprzewodniczący opozycyjnego ruchu O Wolność Aleś Lahviniec, dodając, że negatywny obraz Majdanu, kreowany przez rosyjskie i białoruskie media oficjalne, wywiera wpływ na pewną cześć białoruskiego społeczeństwa.
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze