W maturalnych wynikach widać problem, który pandemia tylko obnażyła. To, czego polska szkoła nie uczy i nie uczyła nigdy, to samodzielność i umiejętność zarządzania swoim czasem.
Karolina Słowik: Tegoroczni maturzyści przygotowywali się do egzaminów w bardzo specyficznych warunkach, przeważnie zdalnie. Niektórzy dyrektorzy szkół twierdzą że wyniki nigdy nie były tak złe. Jednak szef Centralnej Komisji Egzaminacyjnej dr Marcin Smolik ocenia, że poszło całkiem dobrze. Skąd taka rozbieżność?
Dr Kinga Białek, wykładowczyni dydaktyki języka polskiego w Szkole Edukacji PAFW i UW: Zestawiamy tu ze sobą słowa szefa CKE odnoszące się do całej populacji i słowa dyrektorów mówiących o konkretnych uczniach. Dla uczniów i dyrektorów to są konkretne sytuacje, często trudne. Od wyniku matur zależy wybór życiowej ścieżki. Z kolei szef CKE ma rację, mówiąc, że egzamin poszedł zadowalająco, skoro z języka polskiego nie zdało jedynie 7 proc.
Wszystkie komentarze
A to co pani ekspert mówi w ramach swojej hipotezy, że szkoły z bardzo dobrymi wynikami dostają po prostu lepszy "materiał bazowy", bo idą do nich uczniowie z lepszymi wynikami, z lepszym kapitałem kulturowym i takie szkoły mają za zadanie po prostu nie zmarnować tego potencjału. Pamiętam z innego artykułu GW, że są jakieś badania robione na ten temat porównujące wyniki wtedy chyba jeszcze egzaminu końcowego gimnazjum i matur, pokazujące jak szkoły poodnoszą umiejętności uczniów, którzy do nich trafiają a tym samym prawdziwą jakość kształcenia tych szkół. Bo nie jest sztuką utrzymać potencjał świetnych kandydatów mających często zaplanowaną ambitną ścieżkę kariery przez rodziców. Sztuką jest z ucznia słabego zrobić dobrego albo choć przeciętnego. Stąd z przymrużeniem oka patrzę na te wszystkie rankingi Perspektyw i innych czasopism...
Podlasie faktycznie ma od dawna stosunkowo wysokie wyniki maturalne. Ale tegoroczne są mocno podejrzane.
Przede wszystkim z tego względu, że Podlasie "wygrało" w zasadzie samą podstawową matematyką. Ona wypadał dużo dużo lepiej niż w innych województwach. Chodzi o podlaskie licea, ale jeszcze bardziej o podlaskie technika. W technikach na Podlasiu zdawalność matematyki jest aż o 13 punktów procentowych wyższa niż w całej Polsce. Nie zaliczyło tego przedmiotu tylko 16%, podczas gdy w kraju aż 29%! Tymczasem podstawowy j. angielski ci sami uczniowie napisali słabiej niż Polska.
Jeszcze bardziej niepokoi, że w technikach podlaskich mimo tej błyskotliwie napisanej matematyki podstawowej, rozszerzona matematyka poszła raczej słabo - poniżej średniego wyniku krajowego! Przeciętny uczeń technikum z Podlasia dostał 15% punktów za arkusz matury rozszerzonej, w Małopolsce, gdzie uczniowie techników też dobrze wypadli na maturze dobrze (II miejsce w kraju po Podlasiu) wynik na maturze jest dużo wyższy - 21%.
Ewidentnie znali zagadnienia wcześniej. Jak co roku zapewne, tylko teraz się ten proceder nasilił z powodu braku negatywnych konsekwencji w ubiegłych latach
Zasadniczo zgadzam się ze stwierdzeniem, że szkoła nie uczy samodzielnego myślenia i organizacji czasu. Niestety tę umiejętność musimy nabyć sami. Nihil novi sub sole.
Nie zgadzam się jednak z tym, że do dobrych szkół średnich nie dostają się dzieci z klasy ludowej. Sam pochodzę z niezbyt zamożnej rodziny i dostałem się bez problemu do dobrej szkoły średniej (co prawda w Krakowie, a nie w stolicy), skończyłem dziennie studia na UJ (tak, wiem, że są też czarne owce wśród absolwentów, ale moim w niczym to nie umniejsza tak uczelni jak i jej pozostałym absolwentom) i nauczyłem się dwóch języków obcych bez dodatkowych lekcji po szkołach. Moja koleżanka z klasy, której ojciec był prostym rolnikiem, a matka urzędniczką pocztową i dojeżdżała ze wsi prawie godzinę w jedną stronę, jest już po obronie doktoratu z fizyki teoretycznej. Owszem, miała trudniej niż ja, z kolei ja miałem trudniej niż dzieci adwokatów czy lekarzy, ale nadal stoję na stanowisku, że w Polsce mobilność społeczna wciąż jest możliwa.
Nie prawda jest ze samodzielnego MYSLENIA NIE UCZY SIE W SZKOLACH, tylko to trzeba samemu zrobic i to mowi rocznik 2009. Jestes najlepszym przykladem tej katastrofy. POTO IDA LLUDZIE DO SZKOL, ABY NAUCZYC SIE SAMDZIELNIE MYSLEC. BO WIEDZA JEST W KSIAZKACH. W Polsce BRAK DOBRZE WYKSZTALCONYCH NAUCZYCIELEI I WYKLADAWCOW. Poziom jest niski. Dlaczego udaje sie to uczuniami w innych krajach europejskich a tu nie? Dlaczego tam spoleczenstwa sa obywatelskie,a tu nie? TU PANUJE W DALSZMY CIAGU POSTKOMUNISTYCZNY SPOSOB MYSLENIA.
Diabeł tkwi w szczegółach. Wszystko zależy od przedmiotu. Czym innym jest samodzielne myślenie na matematyce, a czym innym na języku polskim, czy nawet historii. Podstawą samodzielnego myślenia jest zainteresowanie. I z tym jest największy problem. Po części rzeczywiście jest to sprawa nauczycieli, którzy często sami nie są zainteresowani swoim przedmiotem to jak mają nim zainteresować uczniów?Ale tylko po części. Zobaczmy, czym żyją rodziny uczniów?Jak wygląda ich uczestnictwo w kulturze? Jakie mają gusta, preferencje, czym się fascynują?A właśnie tam powstaje grunt do percepcji przedmiotów humanistycznych, od której potem zależy wynik matury. I z postkomunizmem to nie ma nic wspólnego.
Słowo "nieprawda" piszemy razem, gdyż nie z rzeczownikami pisze się razem. Łatwo to zapamiętać na przykładach: niebo, niedźwiedź, niewiasta :-)
Dziękuję za troskę, ale po pierwsze nie jestem rocznikiem 2009, tylko 1990 (co łatwo obliczyć odejmując od roku zdawania matury wiek, w którym tę maturę się zdaje). Po drugie, nie chcę wdawać się w dyskusję o cel powszechnej edukacji. Zamiast tego wskazałem, jak to wyglądało w czasach, gdy sam do szkoły chodziłem.
Ubolewam, że niewiele zrozumiałeś(aś?) z mojej wypowiedzi. Co gorsza na bazie wniosków, których z tejże wypowiedzi nijak się nie da wyprowadzić, stwarzasz jakiś obraz moich poglądów, fałszywych zresztą, i próbujesz z nimi polemizować. Jest to co najmniej zaskakujące.
To nie jest wina szkół, ale tego, co idzie z góry. Ludzie nie mają zaufania do rządu, policji, a mają ufać sobie nawzajem? Tu jest potrzebna całkowita zmiana mentalności
Podstawowe pytanie: czy tego uczy szkoła, czy raczej kombinacja czynników środowiskowych (w tym rodzinnych), psychologicznych (osobowościowych!) i wpływu szkoły?Szkoła to tylko choroba wieku dziecięco-młodzieżowego. Prawdziwa nauka (w tym samodzielnego myślenia) zaczyna się po jej ukończeniu.
Kiedyś ktoś pod jakimś tekstem tutaj skomentował ze szkoła dla większości to jest po prostu przechowalnia dzieci na czas pracy rodziców.
Bardzo dobre wyjaśnienie roli szkoły.