Czytelnicy komentują tekst prof. Marka Abramowicza opublikowany w "Wolnej Sobocie".
Z zainteresowaniem przeczytałem wywód prof. Marka Abramowicza w "Wolnej Sobocie" („Nasz Wszechświat ma jakiś początek").
Profesor Abramowicz pisze: „wcale niemała liczba współczesnych fizyków sądzi, że fizyka jest dziś o wiele bliżej, niż była w wieku XIX, do uznania istnienia duchowej transcendencji (Boga?) jako ważnego elementu obiektywnej rzeczywistości. To są f a k t y" (podkr. moje). I dalej: „Natomiast przekonanie, iż «fizyka już dawno odrzuciła bajeczki o Bogu», jest nieracjonalnym przesądem, zabobonem".
A w następnym akapicie precyzuje powyższe swe stwierdzenie, że „współczesna fizyka jest bliżej Boga niż była w wieku XIX", dodając: „Nie napisałem natomiast, że znam dowody na istnienie Boga. Nie! Nie znam takich dowodów, bo (jak przecież napisałem) takich dowodów nie ma". Tyle profesor Abramowicz.
Zastanawiam się, dlaczego przekonanie nawet dużej grupy fizyków w sytuacji braku dowodów wspierających dane przekonanie ma być faktem. I dlaczego sądy tych fizyków, którzy uważają, że fizyka jest dziś o wiele bliżej do uznania obiektywnej rzeczywistości Boga, zasługują na miano faktów w sytuacji, gdy jak pisze autor, nie zna on dowodów na istnienie Boga, natomiast poglądy tych, którzy uważają, że fizyka odrzuciła postulat istnienia Boga (również w sytuacji braku dowodów), są tylko przesądem, zabobonem. Skoro nieznane są fizyce dowody na istnienie Boga, jak i na Jego nieistnienie, to skąd ta różnica w ocenie poglądów? Jeśli i jeden, i drugi pogląd jest niepoparty dowodem, to dlaczego jeden jest faktem, a drugi - zabobonem?
Dalej jest podobnie: interpretacje wydają mi się podporządkowane pewnym subiektywnym założeniom. Na przykład trudno mi zrozumieć, dlaczego pogląd, że „bez antropicznego wyregulowania praw i stałych fizyki gatunek homo sapiens nie mógłby powstać", jest bardziej wiarygodny niż również obecny i będący też subiektywnym pogląd, że bez istnienia gatunku homo sapiens nie istniałoby antropiczne wyregulowanie praw i stałych fizyki (a może nawet i fizyka, jak ją postrzega i rozumie homo sapiens).
Z poważaniem
Marek Wystański
Jako buddysta muszę wyrazić ubolewanie, że osoba tak wykształcona jak prof. Marek Abramowicz nie zająknie się nawet, iż najnowsze teorie fizyków dotyczące cyklicznych narodzin wszechświata, a używa się nawet określenia "eon" - jako bardzo długi okres czasowy, idealnie pasują do koncepcji buddyzmu o naturze Kosmosu. Jako laik w sprawach fizyki, lecz wierzący buddysta popieram pana profesora w poglądzie, że ateizm nie może być jedyną wykładnią w stawianiu hipotez dotyczących powstania i natury wszechświata.
Pytam jednak: skąd niezachwiana, granicząca z arogancją wiara, że co transcendentne to tylko judeo-chrześcijańskiej natury? Jeśli profesor dopuszcza, a nawet wierzy, że twórcą wszechświata jest Bóg jako byt nadprzyrodzony, to jako naukowiec niech najpierw naukowo, na drodze doświadczeń wykluczy tezę, że wszechświat stworzony jest przez karmę wszystkich czujących istot. Wszechświat zgodnie z religią buddyzmu i hinduizmu odradza się cyklicznie, nie ma początku i końca. Odsyłam do kanonu palijskiego.
Pozdrawiam
Mirosław Rzeszowski
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Gdybyż "istniał" tylko Bóg filozofów, to mógłby sobie zaprzątać głowy filozofów bez szkody dla całej reszty. Mógłby sobie Abramowicz mierzyć magiczną miarką jak daleko jest fizyka od Boga, wykryć, że ta odległość jest coraz mniejsza, określić zaraz szybkość zbliżania i wyznaczyć, w pocie czoła, dzień i godzinę, kiedy już bez żadnego dystansu, Bóg i fizyka padną sobie w ramiona, albo wręcz przeciwnie, dojdzie między nimi do rukapasznoj schwatki. Wierzę (sic!)na kredyt, że Abramowicz nie pójdzie z tym objawieniem na rynek i nie zażąda oddania mu władzy, dla dobra nas wszystkich, gdyż albowiem Bogofizyka czy też Fizykobóg zawierzył mu sposób na uwolnienie nas od wszelkich ograniczeń, więc powinniśmy zapewnić Pośrednikowi pomiędzy nami a Bogiem i Fizyką każdą ilość pałaców, haremy, płacić mu podatki, spełniać jego fochy i oddać dowództwo nad wojskiem oraz policją, szczególnie tą tajną. Nie, Samsonowicz do tego się nie zniży. Ja to czuję, ja wiem, ze on piędroli o Bogu bo lubi, bo umi, ale nic ponadto. I gdybyż sami Samsonowicze sobie o Bogu bajdurzyli, to by nie było problemu.
Tymczasem mamy na pęczki takich poetów teologii jak Krasodębski, Legutko czy Kurski (Jacuś). wielu ich, a wszyscy gotowi zadbać o zbawienie każdego heretyka, jak nie po dobroci to torturami. Ale są też tacy jak Międlar, jak Rybak jak BĄKIEWICZ... Savonarola, Torquemada.
Udało się, całkiem niedawno, stworzyć państwa w których prawach Bóg się pojawia tylko raz czy dwa, gdzieś w konstytucji, jako o z dupki na choinkę zaledwie, a cała reszta jest wolna od religijnych uniesień. Państwa neutralne światopoglądowo, świeckie, pilnujące ciepłej wody w kranach, nie realizujące WIELKICH IDEI, krucjat i podbojów. Wolne także od symetrycznego, wobec religijnego, fanatyzmu wielkich planów całkowitego przerobienia społeczeństwa w celu realizacji jakiejś socjalnej utopi, gdzie każdemu wedle potrzeb, państwo w którym władza robi tylko to co możliwe i co konieczne i nie zajmuje się udzielaniem (wspartej przemocą) odpowiedzi na pytanie czy to Bóg stworzył świat. W takim państwie nie zwalcza się też żadnej wiary. Bo to kwestia prywatna, domowa, rodzinna, stowarzyszeniowa.
Tak zorganizowane państwa zanotowały niebywały wzrost dobrobytu, zapewniły swoim obywatelom nigdy dotychczas nie widziany poziom bezpieczeństwa, nie wywoływały wojen, dały niebywałe możliwości wyboru życiowej drogi (w tym praktykowania najdziwaczniejszych wiar). Obywatele tych państw nie szukają szczęścia poza ich granicami, co najwyżej migrują pomiędzy nimi, natomiast ludzie urodzeni w krajach gdzie rządzą tradycyjne wartości, gdzie się wyznaje jedyną, zawsze prawdziwą wiarę, gdzie inne wiary lub niewiarę się wypala rozżarzonym żelazem, a przy okazji trzyma się ludzi w nędzy i upodleniu, ci ludzie milionami oblegają granice krajów "bezbożnych" i wszystkim ryzykują by je przekroczyć.
Czy to co powiedziałem jest argumentem przeciwko istnieniu Boga? Nie!!!! Ja się tym w ogóle nie zająłem. Mówię tylko, daragije riebjata, ze jak ktoś zbyt żarliwie i z uporem zaczyna przekonywać o istnieniu Boga, to należy go traktować z najwyższą nieufnością. Dziarscy chłopcy Bąkiewicza mają zawsze nieograniczony apetyt na władzę a Bóg jest zawsze z nimi, zawsze po ich stronie.
Taki długi wywód, a tak upada na odległości korzyści w udziale we władzy Abramowicza z przekonania ludzi do wiary w Boga. A tak swoją drogą, to jakie państwa, wolne od religijnych uniesień, masz na myśli?
Proszę wrócić do artykułu. Autor opisuje właśnie takie spekulacje fizyczne, gdzie najbardziej "ekonomiczne" myślowo jest wprowadzenie pojęcia boga. W przeciwnym wypadku spekulacje prowadzą bowiem do wniosków "nieekonomicznych". Co oczywiście żadnym dowodem nadal nie jest.
A jakie prostsze wytłumaczenie widzisz dla świadomości i wolnej woli?
Nic nie opisuje. Twierdzi, że są jacyś fizycy szukający metafizyki w Wielkim Wybuchu, "antropicznym wyregulowaniu" i "roli świadomości w kwantowych pomiarach".
Nie wątpię, że są też fizycy szukający podobieństwa przypalonego tosta do Jezusa i kwestionujący datowanie całunu Turyńskiego. Tylko co z tego?
"Religia spełnia tylko role wspomagania władzy".
Skąd taki wniosek? Oraz jak on się ma do życia pierwszych chrześcijan, czyli wedle Twojej teorii, stworzycieli religii?
To, o czym sądzie niemała grupa fizyków, można sprawdzić. Dlatego można mówić o fakcie (lub jego braku), mając na uwadze że warunki prawdziwości tego zdania nie są zbyt wygórowane (ilu to jest niemała grupa?). Pewnie nie mniej prawdziwa byłaby przeciwna teza, że niemała grupa fizyków uważa inaczej...
Natomiast w niczym to nie rozstrzyga kwestii istnienia Boga. Prawdziwość tego (czy odwrotnego) poglądu grupy fizyków jest na ten moment niesprawdzalna więc dlatego nie jest nazywana faktem.
Idąc dalej, antropiczne wyregulowanie zdaje się być warunkiem koniecznym życia homo sapiens, natomiast życie homo sapiens nie jest koniecznym warunkiem antropicznego wyregulowania. Np. jak zafundujemy sobie zagładę raczej nie zmieni to antropicznego wyregulowania we wszechświecie.
Z tą karmą czujących istot to mam pewien problem logiczny (jak mogła stworzyć wszechświat, skoro istot tych jeszcze nie było), ale niezbyt widzę by prof. Marek Abramowicz wypowiadał się o cechach Boga, w tym że chodzi o Boga judeo-chrześcijańskiej natury.
Jedynym faktem jest istnienie grupy fizykó o takich lub innych poglądach. I tyle.
Pozdrawiam
Faktem jest też antropiczne wyregulowanie (choć opinią/wiarą jest nadana mu interpretacja).
Napisałem prawie identyczny komentarz, ale potem zobaczyłem powyższy i swój wycofałem. Dziwię sie, że w dyskusji o niezmienności praw przyrody zapomina się, że sprawę rozwiązała w 1918 r. Emma Noether, wykazując, że stałość praw w czasie związana jest z prawem zachowania energii.
Sprawa jest jednak tylko pozornie oczywista.
Archeologia dowodzi, ze Jahwe nie byl pierwszym chronologicznie Bogiem, przed nim byli inni i liczba mnoga jest tutaj zupelnie na miejscu.
Przeprowadzenie big bangu i regulacja antropoiczna sa na tyle zlozone, ze usprawiedliwione jest domniemanie iz bylo tutaj zaangazowanych wielu bogow.
Istmieje tez przewrotna hipoteza, ze pancreatorem byl szatan.
Fizycy nie dosc dobrze rozumieja kwestie powstania (?) swiata aby na tym etapie,
ich metafizyczna czastka mogla wiazac modele fizyki z jakims konkretnym bogiem/bogami.
Z tego powodu prof. Abramowicz grzeszy podwojnie ( oby mu bogowie mu wybaczyli ) -
nadrabia niedostatki i niewiadome teorii fizycznej metafizycznymi dodatkami i przebiera w metafizycznym kosmosie wedlug wlasnego widzimisie, bez respektu dla jego mieszkancow.
Dywagacje profesora sa niskiego lotu i niewarte nawet nagrody Tempeltona.
Co archeologia jest w stanie powiedzieć o istnieniu Boga?