W GW z dnia 26.01.23 ukazał się list Aleksandra Twardowskiego, dotyczący najbliższych wyborów, oceny polityków i wspólnej listy. O ile jego ocena polityków i partii opozycyjnych jest, jaka jest, ma prawo do swojej opinii, to nie mogę się zgodzić z częścią dotyczącą wspólnej listy. Wspólna lista w postaci, jaką on ją widzi, nie ma nic wspólnego z ideą wspólnej listy. Autor pisze: o Tusku „Zje ich, zmarginalizuje, tak jak zmarginalizował Olechowskiego, Płażyńskiego, Piskorskiego, Rokitę, Nowoczesną i niedawno Trzaskowskiego". I dalej: „Okazuje się, że dla Tuska połknięcie rywali na opozycji jest tak samo ważne, a może ważniejsze niż odebranie władzy PIS-owi".
Nie mogę pozostać obojętna, gdy ktoś głosi ewidentną nieprawdę. Tusk nikogo do tej pory nie zjadł i nie zmarginalizował. Partia Nowoczesna po dobrym początku przez nierozważne zachowanie swojego lidera sama się zmarginalizowała. Dodatkowo kłopoty finansowe, w jakie wpadła, związane z uchybieniami w czasie kampanii wyborczej, które były winą męża Gasiuk-Pihowicz, przyczyniły się do tego, że prawie zniknęła ze sceny politycznej (Ostatnie problemy PL2050 z PKW odnośnie do ich finansów pokazują, że nie jest to sprawa łatwa, finansowanie kampanii zgodnie ze wszystkimi przepisami). Pójście razem z PO i innymi w jednej koalicji (KO) uratowało tę partię przed całkowitym rozpadem. Rokita „Niemcy mnie biją" sam się ośmieszył i przeszedł do drugiego obozu. Trzaskowski, jak widać, jest zadowolony z bycia prezydentem Warszawy i nie ma żadnych zatargów z Tuskiem. Olechowski, śp. Płażyński, Piskorski to ludzie dorośli, wytrawni politycy, sami powinni walczyć o swoje miejsce w polityce. Polityka to twarda gra, wygrywają najsilniejsi. To nie Tusk ich zmarginalizował, nie każdy nadaje się do polityki, a w szczególności do bycia przywódcą.
Tusk to jedyny obecnie polityk, co do którego jestem pewna, że kieruje się tylko dobrem Polski i jego największym pragnieniem jest zakończenie złej władzy PiS-u.
Teraz o wspólnej liście, autor zupełnie nie rozumie, na czym polega wspólna lista. Można rozumieć wspólną listę na dwa sposoby:
Nie ma obowiązku po wygranych wyborach zakładać wspólnego klubu sejmowego, każda partia może mieć swój klub. Przy takiej wspólnej liście tracą swoja magię „miejsca biorące". Wszystkie miejsca mogą być biorące. Zgodnie z ordynacją z danej listy wchodzą osoby, które otrzymały najwięcej głosów. Prawdą jest to, co mówi Tusk, że najwięcej na takiej liście tracą duże partie, nie małe. Małe mogą zyskać. To, że Tusk z takim uporem dąży do wspólnej listy, narażając przy tym interesy własnej partii, świadczy o jego prawdziwych intencjach odsunięcia PiS-u od władzy. Czego, niestety, nie widać po pozostałych przywódcach. Wyjątkiem jest Czarzasty z Lewicy, ale on ma u siebie oponentów w postaci partii Razem.
Dyskusja pomiędzy partiami powinna dotyczyć nie tego, czy wspólna lista, czy osobne, ale jak najlepiej skonstruować wspólne listy, aby każda partia na tym skorzystała, zachowała swoją tożsamość, a cała opozycja uzyskała maksimum możliwych mandatów.
Halina Furmańczyk
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
A poważniej: o wspólnej liście zapomnijmy!
No i dobrze, dwie to jest, co trzeba.
Tylko skupienie wokół Tuska ,pozwoli abyśmy powrócili do Świata . Świat jest głodny Polski, ale nie tej aktualnej bolszewickiej. Nikt nie wie jakie są finanse Państwa ,co dokładnie rozkradziono , prawdopodobnie dzięki pis czekają nas lata 80 i powszechna bieda . Tylko powrót do standardów Unii , powrót na miejsce przy stole Unijnym , pozwoli wyjść z zapaści finansowych państwa , bez praworządności i powrotu do cywilizacji kasy z Unii nie będzie . Nie ma co filozofować ,Tusk taki czy owaki . Tylko Tusk jest w stanie przywrócić Polskę do świata cywilizowanego , tylko On jeden z najbardziej znanych polityków europejskich . I bardzo ważne ; ratujmy nasze dzieciaki od biedy fundowanej przez wieś i przekupionych ich własnymi pieniędzmi emerytów i sieroty po komunie , wspólnie wyciągnijmy je z bagna Ordo Jurnych i kościoła ,zrobimy to kaznodzieją czy przekupnym ,,ludowcem,, lub nie . Liczmy ewentualnie na Lewicę ciągle jakby w zawieszeniu .
I tak na przykład stary pomysł by "w całym kraju jedynka to partia X, dwójka partia Y, trójka partia Z, czwórka partia V. " jest wątpliwy z kilku powodów powodów.
Po pierwsze, statystycznie jedynka jest lepsza niż dwójka, dwójka lepsza niż trójka, trójka lepsza niż czwórka (patrz dowolne wybory do Sejmu).
Stąd same jedynki dla partii X to totalne nieporozumienie.
W prosty sposób proponuję zweryfikować ten pomysł w ten sposób by zaproponować, że X to PSL (KP), Y to Polskę 2050, Z to Nowa Lewica i V to PO (KO) i poczekać na reakcję liderów, sztabów wyborczych i elektoratów. Szczególnie na reakcję Tuska i jego sztabu.
Wyobrażam sobie, że w takiej konfrontacji idea Borowskiego pęknie jak bańka mydlana.
Po drugie, pomysł Borowskiego lakonicznie traktuje dalsze miejsca na liście a przecież są okręgi, gdzie na 20 pozycyjnej liście liczba miejsc biorących opozycji oscyluje wokół 10. Czyli, co 5, 6, 7, 8, 9 i 10 miejscami?
Po trzecie, ze względów kulturowych i światopoglądowych, okręg okręgowi nie równy. I tak, obydwa okręgi warszawskie, 19 i 20 różnią się znacznie, tak jak różnią się okręgi w Polsce Południowo-Wschodniej od okręgów w Wielkopolsce.
Stąd sztywne reguły partyjnego obsadzania miejsc doprowadzą do utraty głosów, do znacznego zakłamania preferencji wyborców.
KO w Nowym Sączu i Tarnowie ma gorsze perspektywy na dobry wynik niż Polska 2050 i PSL. I dla równowagi, w Gdańsku i Szczecinie sytuacje partii są przeciwne.
Wspólna lista może przyczynić się do utraty głosów a nie do ich zwiększenia.
Po czwarte, między popularnością PO a popularnością PSL jest olbrzymia przepaść (5 do 1) i nie wiem dlaczego na wspólnych listach PSL miałby dostać taka sama ilość miejsc jak PO.
Według sondaży uśrednione poparcie dla partii opozycyjnych wynosi:
KO 50%, Polska 2050 20%, Nowa Lewica 20% i PSL 10%. Stąd z założenia takie też proporcje powinny być zachowane na listach w okręgach.
Nie rozumiem, dlaczego w XXI wieku, w wieku mediów i internetu, oświecone partie demokratyczne miałyby traktować swój elektorat w okręgach jak analfabetów, którzy nie kojarzą, że na przykład Tusk, Nowacka, Szłapka to PO a Hołownia, Henning-Kloska i Gramatyka to Polska 2050.
A jeżeli zachodzą obawy, że wyborcy nie kojarzą kandydatów, to na to powinien być skierowany wysiłek kampanijny a nie na objaśnianie i przekonywanie do sztywnego schematu.
Przez ponad półtora rok, od kiedy pojawił się pomysł wspólnej listy (którego kiedyś byłem zwolennikiem), poza ogólnymi apelami, hasłami i szantażem, w przestrzeni publicznej nie pojawił się żaden poważny argument, który przekonałby wielomilionowe różne elektoraty do wspólnego marszu wyborczego.
Stracono wiele cennego czasu, grzebiąc ideę wspólnej listy.
Borowski powiedział że wszystkie inne partie niż PO mają mieć tylko jednego kandydata na liście. Pozostali mają być z KO
Ale tutaj nikt dokładniej nie myśli - wszyscy czytelnicy GW to jednolistowcy, hejtujących innych.
Otóż: optimum, to dwie (ale nie więcej) listy.
Jedna dla symetrystów, a także słuchaczy TVPiS, TV Trwam, i homilii proboszczów, bo oni wszyscy ani Tuska ani Biedronia nie chcą, w życiu nie zagłosują. Natomiast na tandem PSL + Hołownia raczej tak.
No i druga z KO na czele, dla was piszących tutaj. Zrozumcie, że nie jesteście pępkiem świata, że inni też żyją i myślą inaczej !
No to teraz minusujcie.
I kolejny głos za Hołownią. Przyznałeś że jest V kolumną biskupów! Już pozamiatane! Wchodzą najpopularniejsi samorządowcy. Nie pojedynczo, ale silną organizacją! Tygrysek to zaakceptował. Lewica wejdzie po zduszeniu razumków.