Szanowni Państwo,
jest taki tekst Tadeusza Płużańskiego "Przyjaciel mądrości", z którym ostatnio mierzyło się moje dziecko będące w ósmej klasie podstawówki. Zacytuję fragment.
"Trzeba mieć odwagę intelektualną, aby wystąpić wbrew utartym, a błędnym i szkodliwym poglądom, często uporczywie bronionym, i wykazać dzielność w dochodzeniu do prawdy pomimo przeszkód i trudności. Trzeba mieć odwagę, tym razem cywilną, by przyznać się publicznie do popełnionych błędów, a jest to typ odwagi szczególnie trudny, nawet u ludzi imponujących odwagą bojową".
Ten fragment pasuje jak ulał do rozmowy o nadchodzącym naborze do szkół ponadpodstawowych. Codziennie od lat czytam "Wyborczą", więc nie umyka mi żaden artykuł dotyczący edukacji. Oto, co w tych artykułach wybrzmiewa: w Poznaniu było źle, a będzie jeszcze gorzej. Co jest prawdą. Czasem wspomniane są mimochodem powody tego armagedonu - reformy edukacji wprowadzone kilka lat temu. I tu następuje u Państwa na ogół przedziwna zbitka tych reform, a właściwie partii, które za nie odpowiadają, czyli PO, PSL i PiS oczywiście. I do tego właśnie pasuje jak ulał przytoczony powyżej fragment. Ponieważ odwaga intelektualna i uczciwość wymagałaby jednak przedstawienia sprawy tak, jak ona w rzeczywistości wygląda.
Za tę i zeszłoroczną rekrutację w pełni odpowiada PO i PSL, które usilnie, wbrew milionowi zebranych podpisów, forsowały reformę sześciolatków. Już wtedy było wielu rodziców, którzy umieli liczyć lepiej niż politycy. To oni podnosili kwestię trudności na każdym kolejnym etapie rekrutacji. Było dla nich jasne, że jeśli posyła się do szkół 1,5 rocznika, to te 1,5 rocznika walczy potem o miejsce w szkołach średnich, na studiach i na rynku pracy. Doskonale wiedzieliśmy (ja też byłam przeciwna tej reformie), że te 9-10 lat temu chodziło o to, że PO i PSL nie chciały wydawać pieniędzy na nowe przedszkola - brakowało wtedy przedszkoli dla trzylatków. Wymyślono więc, że sześciolatki upchnie się w szkołach i w ten sposób miejsce dla trzylatków się znajdzie. Śmiano twierdzić, że rodzice sześciolatków, którzy nie chcą posłać dzieci do szkół, są odpowiedzialni za to, że trzylatki nie mają miejsc w przedszkolach. Pamiętam też, jak pani Wielowieyska pisała w "Wyborczej", że po prostu niektórym się nie chce pracować ze swoimi dziećmi i stąd ten opór rodziców. A reforma przyniesie dzieciom korzyści, bo będzie wyrównywać ich szanse w dostępie do edukacji. I z tym oczywiście się nie kłócę. To prawda - wcześniejszy kontakt z edukacją wyrównuje szanse, ale po pierwsze można go było przecież zapewnić, wprowadzając obowiązkowe zerówki w przedszkolach. A po drugie, proszę mi powiedzieć, jak ta reforma wyrównała szanse dzieci z dwóch podwójnych roczników? Proszę się nie zasłaniać tym, że PiS cofnął tę reformę. Dla tych dwóch roczników jej nie cofnął. Co oni dostali? Kłamstwo o mniej licznych klasach? Łączono je już od czwartej klasy i znów były duże (niszcząc przy okazji wiele dziecięcych przyjaźni). A zeszłoroczna i tegoroczna rekrutacja są zaprzeczeniem idei ułatwienia czegokolwiek w edukacji.
Kolejnym argumentem za tym, że to jest jak zwykle wina PiS (co przeciwnicy PiS forsują z równym uporem, jak zwolennicy PiS tezę o nieustającej "winie Tuska"), jest to, że po zamianie trzyletnich liceów w licea czteroletnie zrobiło się w nich tłoczniej. Stąd problemy, żeby się do nich dostać. To jest prawda, ale na dzisiejsze kłopoty składają się i braki lokalowe, i braki kadrowe. Czyli jeśli dziś mielibyśmy i gimnazja, i trzyletnie licea, to może miejsca by starczyło, ale na pewno zabrakłoby nauczycieli. Brakuje ich już teraz do dwa razy mniejszej liczby szkół.
Ja rozumiem, że celem jest teraz odsunięcie PiS od władzy, ale zakłamywanie rzeczywistości i brak odwagi cywilnej, żeby zmierzyć się z błędnymi decyzjami partii, która ma PiS pokonać w nadchodzących wyborach, nie jest rozwiązaniem. Rozwiązaniem jest przyznanie się do błędów i ich naprawa. Inaczej taka partia traci wiarygodność, a Państwa postawa po prostu smuci tych, którzy wierzą w etos pracy dziennikarza.
A tłumaczenia naszego poznańskiego samorządu, że to nie ich wina i że oni nie odpowiadają za decyzje polityczne podejmowane w Warszawie, jest po prostu śmieszna. W Poznaniu od lat rządzi PO, wtedy, gdy wprowadzano tę reformę, też rządziła. Jeśli wiedzieli, że zaopiekowanie się 1,5 rocznika to dla nich za dużo, to trzeba było kolegów i koleżanki z centrali PO do tego pomysłu zniechęcać. A jeśli uważali, że reforma jest świetnym pomysłem (a tak twierdzili, bo z wieloma na ten temat rozmawiałam te 9-10 lat temu), to chciałabym zobaczyć, jakie mają teraz świetne rozwiązania.
Politycy ciągle utyskują, że w Polce rodzi się za mało dzieci, i kto nas będzie na starość utrzymywał. Tak jęczycie, a właśnie marnujecie w sumie trzy roczniki. To są dzieci, które w niewiarygodnym stresie walczą o miejsce w szkole średniej, które są upychane do szkół, do których nie chcą chodzić (bo tylko tam zostało miejsce), i którym obiecywano, że reforma będzie dla nich super, a jest jedną wielką porażką. Słyszę tylko wieczne pretensje do "młodych", że się nie angażują i nie chodzą na wybory. Wy tak na serio? Jeszcze się temu dziwicie? Od lat politycy każdej partii mają młodych tylko w gębie, więc i w pobliskim nosie (że tak sobie sparafrazuję Leca).
Z poważaniem,
Joanna Jabłońska
radna osiedlowa osiedla Ławica w Poznaniu i mama dwójki dzieci, które muszą mierzyć się z tym koszmarnym systemem edukacji, na którym każda partia ma zawsze ambicję odcisnąć swoje piętno
Czekamy na Wasze opinie komentarze: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
w punkt, szczególnie zakończenie super .. nie wiem co tych ludzi naszło zwalać wszystko na PO, może to wpływ indoktrynacji TVP
Joanna Jabłońska
Mediator w sprawach cywilnych i gospodarczych
Wykształcenie
Magisterium na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, Wydział Zarządzanie, Kierunek Zarządzanie i Marketing, Specjalność Finanse i Rachunkowość Przedsiębiorstw
Trzeba chronić ludzi przed takimi mediatorami, z ekonomicznym wykształceniem w dodatku, którzy nie ogarniają rzeczywistości.
Jakiż to problem czekał polską edukację, gdyby PiS nie zmienił systemu?!
Kolizyjny był tylko jeden rocznik. I ten znikomy procent sześciolatków nie ma i nie miał praktycznie żadnego znaczenia. Natomiast bezproblemowe umożliwienie sześciolatkom podjęcia nauki szkolnej, w sytuacji, gdy wychowanie przedszkolne zabrania w teorii nauki czytania i pisania, w sytuacji, gdy dzieci rozwijają się znacznie szybciej niż kilka dekad wstecz, było bardzo dobrą decyzją.
Bo problemem nie jest wiek dziecka, ale nieprzystosowania (wówczas) nauczycieli do nowych zasad. I z góry mówię - to nie wina nauczycieli wprost, ale systemu, w jakim byli kształceni, a potem pracowali.
Pewnych rzeczy nie da się jednak zrobić inaczej. Tu nie było czasu, aby kolejne dekady przeznaczyć na przygotowania.
Pani Jabłońskiej polecam dla efektu jeszcze spalić kukłę Tuska pod Urzędem Miasta w Poznaniu, to na pewno jej ulży.
No niestety nie był to niż patrząc w skali ostatnich 2 dekad. Skumulowano roczniki urodzone w latach 2007-2009 a wtedy była akurat górka. W 2009 urodziło się najwiecej w ostatnich nastu latach, bo 418tys dzieci, dla porównania w 2003r 351tys. Kumulację należało robić dla dzieci sprzed 2007 lub dla urodzonych po 2010, wybrano najgorsze możliwie roczniki, bo zamiast wyrównać, pogłębiono różnice w ich liczebnosci. Teraz o miejsca będzie się bić 1,5 licznego rocznika, za rok- jeden mniej liczny (urodzeni w 2010). To bardzo nie fair.
Platforma chciala dopasowac wiek rozpoczecia edukacji do modelu dominujacego w Europie.
Niestety, w innych aspektach PO nie probowala dopasowac polskiego systemu, a od lat specjalisci wolaja o:
- odchudzenie podstawy programowej-wyrzucenie masy bzdetow na czele z pantofelkiem, rodzajami gleb, stolicami panstw w Afryce, 50% jezyka polskiego (z archaicznymi nielubianymi i nieczytanymi lekturami)
- uczynienie nauki dopasowanej do 21 wieku
- nastawienie na aspekt praktyczny-rozwiązywania problemów, a nie zakuwanie.
I g...no znaczy, ze nasi uczniowie purli sie w testach PISA, bo awans osiagali w testach teoretycznych, zas w praktycznych nadal bylismy w ogonie.
Ten system nigdy nie działał dobrze. A kolejne reformy i ciągłe zmiany podstawy programowej prowadzą do absurdów. Nauczyciel to często najgorzej kształcony magister, porównując uczelnie "pedagogiczne" z innymi. Źle opłacany, bez motywacji, nienawidzący dzieci.
PO-PSL rozmontowywało ten system nie tak malowniczo, jak teraz PiS. Ale demontaż trwa odkąd pamiętam. I wiem, że to skarb trafić na dobrego, oddanego młodzieży, nauczyciela.
Pani tłumaczy, że PO i PSL wysyłały sześciolatki do szkół nie ze względów cywilizacyjnych, tylko dlatego, że brakowało miejsc w przedszkolach. Tylko że za PO-PSL powstało więcej żlobków i przedszkoli, niż za PiSu, a przedszkole stało się obowiązkowe dla pięciolatków.
I bądźmy szczerzy - jest to określenie nad wyraz łagodne i litościwe.
No chyba że u schyłku pani radna aspiruje do jakiejś rady nadzorczej - wtedy nie popieram, rozumiem, czuję obrzydzenie zamiast litości.