"Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli", to znane, niestety tylko nielicznym, założenie polityki Jarosława Kaczyńskiego ciągle jest traktowane przez obóz tzw. Zjednoczonej Prawicy jako zasada obowiązująca. Po transformacji ustrojowej nowo powstałe partie głównie zajmowały się zdobywaniem wyborców i walką z przeciwnikami politycznymi. Porozumienie Centrum, ówczesna partia Jarosława Kaczyńskiego, miała i inny priorytet, to walka o zdobycie zaplecza finansowego, niezbędnego do prowadzenia działalności politycznej. Zastosowano wtedy tzw. inżynierię finansową, polegającą na podpisaniu 10-letniej umowy na wynajęcie powierzchni biurowej, Bankowi Przemysłowo-Handlowemu z Krakowa, w obiekcie, do którego PC jeszcze nie miała praw. I partia, która nie miała prawie żadnych środków, bo kasa świeciła pustkami z długiem w wysokości ówczesnych 8 mld zł (dzisiaj to 800 tys. zł) w stosunku do Fundacji Prasowej Solidarność, stała się właścicielem znaczącej nieruchomości, która w czasach, gdy PC i jej następca PiS były poza parlamentem, stanowiła źródło dochodu dla kilku prominentnych działaczy tych partii, w tym Jarosława Kaczyńskiego.
I ta metoda praktykowana jest już od dłuższego czasu. Tak powstał wymuszony przez „dobrą zmianę", dziwny twór prawny, zwany górnolotnie Polską Fundacją Narodową, której celem jest realizacja różnorodnych programów, bardzo często zlecanych przez rządzących. A są to pieniądze ściągane w postaci haraczu ze spółek zarówno skarbu państwa, ale również ze spółek giełdowych, w których skarb państwa ma tylko decyzyjność. A są to pieniądze liczone w setkach milionów złotych, z których część to aktywa akcjonariuszy spółek giełdowych. Przykładem może służyć pośrednie finansowanie stowarzyszeń Roberta Bąkiewicza (Straż Narodowa i Marsz Niepodległości) poprzez Fundusz Patriotyczny w ramach Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Paderewskiego. Instytut jest zasilany ze środków publicznych z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a ten w ramach Funduszu wzmacnia organizacje narodowe. W ten sposób Stowarzyszenie Straż Narodowa mogło kupić nieruchomość jako siedzibę oraz środki techniczne do działalności medialnej. W następnym roku dotacje z Funduszu Patriotycznego się powtórzyły, 450 tys. zł na remont siedziby i pomoc uchodźcom (?) oraz 400 tys. zł na „rozwój, bezpieczeństwo i możliwości organizacyjne Stowarzyszenia Marsz Niepodległości".
Jak się okazało, nie należy się wykazać zbytnim intelektem, aby wyłudzać dofinansowania z budżetu. Podobny mechanizm wzmacniania organizacji prawicowych i konserwatywnych stosuje również resort kultury poprzez Narodowy Instytut Wolności "Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego", który jest jedynym dysponentem Funduszu Wolności. Ostatnio takim kuriozalnym popisem rozdawnictwa środków publicznych w ramach konkursu "Rozwój potencjału infrastruktury podmiotów wspierających rozwój oświaty i wychowania" popisał się resort edukacji i nauki ministra Przemysława Czarnka.
Głównym beneficjentem tego konkursu okazała się fundacja Wielki Projekt, która otrzymała 5 mln zł na zakup siedziby. Jak się okazało, jest to willa na Mokotowie, której dotychczasowym właścicielem był Polski Holding Nieruchomości, spółka giełdowa, w której skarb państwa posiada 72% kapitału. Wielki Projekt to fundacja powiązana z prominentnymi działaczami PiS-u, w zasadzie niemająca w programie wspierania oświaty i wychowania, ale okazało się, że to nie miało żadnego znaczenia w tym konkursie. W Radzie Programowej tej fundacji zasiadają między innymi minister kultury Piotr Gliński, europosłowie, ideolodzy PiS-u, profesorowie Zdzisław Krasnodębski i Piotr Legutko. To typowy przykład polskiego przysłowia „ręka rękę myje". Polski Holding Nieruchomości, będący pod nadzorem ministra aktywów państwowych Jacka Sasina, sprzedaje nieruchomość fundacji działaczy PiS-u za środki uzyskane z resortu Przemysława Czarnka. Niestety takich przykładów jest dużo więcej. Okazuje się, że tak prymitywny w założeniu system finansowania "swoich organizacji", a więc i "swoich ludzi", jest tak skuteczny. To typowe działania państwa PiS, ale czy my to akceptujemy? Czy my się do tego przyzwyczailiśmy? Ja nie.
(styczeń 2023 r.)
Czytelnik
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
Ten pan od gry w dwa kubki to też '"inżynier finansowy" po trzech klasach podstawówki?
Jak najbardziej i to wielce pożądany w pisim otoczeniu!!!
kubki są trzy i żeby efektywnie za ich pomocą naciągać trzeba wbrew pozorom mieć niezłe zdolności.
Oczywiscie, ale oni maja w dupie caly Dekalog. Ten jest dla durnego wyborcy.
Odpowiem: pożytek jest taki sam, jak publikowany w "Prawdzie" w 1941 roku artykuł o niezwyciężonej RKKA i w "Volkischer Beobachter" w lecie 1941 artykułu o niepokonanym Wehrmachcie.
Artykuł pokazuje nam, czytelnikom, jak sprawnie kradnie PiS. My to wiemy.
Gdybym zarabiał tak dobrze, jak duże nazwiska GW co najmniej dwa dni w miesiącu przeznaczyłbym na tzw. "orkę na ugorze". Pojechałbym na wschód i południe kraju. Gadałbym z ludźmi, poznawałbym ich sposób myślenia. Wtedy pisałbym lepsze artykuły. To samo tyczy się ludzi z parlamentu. Oni już na starcie mają przesrane, bo są ''od Tuska". Tym bardziej powinni chodzić od drzwi do drzwi, rozmawiać, pokazywać zęby i nogi, że nie są wilkami. Ale nie, oni są przekonani o wygranej. Potem PiS dostanie III kadencje i te lenie z opozycji jeszcze lepiej urządzą się w dupie.