Nie ma radości w sporcie dla przeciętnych uczniów. Wuefiści nami gardzą
Nigdy nie byłam wybitna z WF-u. Nie lubiłam go od pierwszych lekcji, nie rozumiałam entuzjazmu moich rówieśników. Do trzeciej klasy podstawówki nauczyciele widzieli nas jako fanów aktywności fizycznej i do dziś pamiętam, jak oznajmili, że na pewno spodoba nam się, że w wyższych klasach będziemy mieli po cztery lekcje WF-u w tygodniu. Poczułam się wtedy trochę wyobcowana.
To się zmieniło. W tym roku ukończyłam liceum. Na palcach jednej ręki mogę policzyć osoby z mojej klasy, które lubiły ćwiczyć na WF-ie.
Jestem szczupła. Miałam dobre wyniki w szkole. Nigdy nie było dla mnie problemem przebieranie się z dziewczynami z klasy w jednej szatni. Problem pojawiał się, gdy wychodziłam na szkolne boisko. Wiedziałam, że zostanę wybrana do drużyny na końcu bądź usłyszę od prowadzącego, że moje wyniki są fatalne. Nauczyciele zdają sobie sprawę, że uczniowie wstydzą się swoich ciał, ale wydaje im się, że ten wstyd ogranicza się tylko do kwestii estetycznych. Bez zastanowienia nazywają ich możliwości fizyczne tragedią, czy to na koniec lekcji, czy w wywiadzie z dziennikarzem renomowanej gazety, który tę informację umieszcza w tytule.
Na szkolnym WF-ie nie ma radości ze sportu. Co sprawia, że wspólnie wykonywane ćwiczenia przynoszą satysfakcję? W ogromnym zakresie poczucie wspólnoty. W polskiej szkole więcej poczucia wspólnoty jest we wspólnym niećwiczeniu niż we wspólnym treningu.
Kiedy podczas lekcji nauczyciel wyciągnie cię przed szereg, jeśli coś ci nie pójdzie – będziesz sam. Nikt nie pomoże ci w szlifowaniu marnej zagrywki, bo nikomu to nie przyniesie korzyści. Twoja klasa nie jest drużyną sportową – jest grupą ludzi, która ćwiczy z tobą z obowiązku.
Kiedy pod koniec testu sprawnościowego nauczyciel nazwie umiejętności grupy tragedią – nie będzie między wami wspólnej chęci poprawy. Nikt nie będzie chciał zaimponować nauczycielowi, który otwarcie nim gardzi i którego przedmiot niemalże nie ma wpływu na wyniki rekrutacji do liceum czy na studia.
Solidarność podczas lekcji WF-u przeciętny uczeń może poczuć jedynie, angażując się w pogaduszki na ławce do ćwiczeń lub we wspólne powtarzanie informacji na następną lekcję.
Czy chociaż uczniom ponadprzeciętnym w tej dziedzinie wuefiści stwarzają przyjazne warunki do rozwoju?
Mój brat chodzi do klasy o profilu sportowym. W tym roku odchodzi z niej chłopiec. Powód nie został głośno wyartykułowany, ale wszyscy go znają – wuefiści go nie lubią.
Gdy prowadził rozgrzewkę, inni uczniowie nie słuchali jego poleceń. Po jej zakończeniu wuefista kazał wskazać przeszkadzających kolegów. W razie oporu zagroził obniżeniem oceny. Chłopak posłuchał nauczyciela i od razu został przez niego upokorzony przed całą klasą. Mężczyzna stwierdził, że da w ten sposób dziecku ważną lekcję o solidarności.
Ten sam nauczyciel często stosuje odpowiedzialność zbiorową. Kiedy jeden z uczniów się spóźni, cała klasa musi biegać przez czterdzieści pięć minut wokół boiska. W ten sposób traktowani są sprawni fizycznie uczniowie z dobrymi wynikami, w klasie, z którą nauczyciele WF-u lubią pracować.
W szkole nauczyciel nie jest twoim kolegą. Jest osobą, która ma nad tobą władzę i często jej nadużywa. Od historyka np. usłyszeliśmy, że SA - Oddziały Szturmowe NSDAP - były złożone z samych homoseksualistów. Historyczka nazywała dzieci kretynami i idiotami, kiedy uczyła mnie i robi to nadal, lata później, ucząc mojego brata. Ta sama kobieta podczas lekcji przedstawia dzieciom teorie spiskowe pokroju chemtrails jako fakty i nazywa Unię Europejską neokomunizmem. Żadne z nich nie zostało ukarane za takie wynurzenia.
Nikt z własnej woli nie spędzałby czasu, słuchając tych ludzi, gdyby nie to, że trudno nadrobić ominięte lekcje. Wyjątkowość WF-u polega na tym, że niechodzenie na zajęcia nie tworzy zaległości.
Nie każdy uczeń może bronić swoich praw w tym samym stopniu – ten przywilej mają ci, którymi interesują się rodzice i którzy mogą pozwolić sobie na otwartą waśń z nauczycielem.
Sytuacje, które tu opisałam, dotknęły osób bez specjalnych uwarunkowań. Nie mogą one równać się z horrorami, jakie na lekcjach WF-u przeżywają uczniowie z problemami z wagą, sprawnością fizyczną, socjalizacją czy nieheteronormatywni.
Prowadzący lekcje traktują niechodzenie na nie jako brak szacunku dla nich, głupią decyzję podjętą z lenistwa, bez myślenia o konsekwencjach. Nauczyciele nazywają swoich podopiecznych coraz bardziej miękkimi, coraz bardziej wrażliwymi, coraz słabszymi, niepotrafiącymi korzystać z okazji dawanych im przez życie. Czy z tak wrogim nastawieniem można promować aktywność fizyczną? Czy można przekonać do niej ucznia, którego nawet nie próbuje się zrozumieć?
A prawda jest taka, że lekcja WF-u to nie jest darmowy trening! To obowiązkowe 45 minut niedobranych ćwiczeń z często nieuprzejmym nauczycielem, odbywających się w czasie, w którym mógłbyś uczyć się do nadchodzącej, ważnej dla ciebie kartkówki, której zawalenie może zniszczyć ci cały następny tydzień. Dodatkową formą rozwoju fizycznego w mojej szkole był siatkówkowy SKS. Poszłam na niego parę razy i zawsze kończyło się tak, że siedziałam na boisku sama i przestraszona, bo mi nie szło. Zajęcia były ukierunkowane na szkolną reprezentację siatkówki.
Na podwórkach nie ma przestrzeni dla dziewczyn. Orliki pozajmowane są przez chłopców grających w piłkę nożną – sport, z którym na WF-ie nie miałam ani razu do czynienia.
Z jaką formą rozwoju fizycznego mnie to pozostawia? Kiedy mój młodszy brat jest czymś zajęty, rozwijam w naszym wspólnym, niewielkim pokoju matę do ćwiczeń i robię trening z YouTube'a. Ten sposób wdrażania aktywności fizycznej do życia wymaga kawałka własnej przestrzeni i czasu, a poza tym często okazuje się być niebezpieczny – znam osoby, które doznały podczas takich ćwiczeń kontuzji, bo nie potrafiły ich dobrać do swoich możliwości.
Największy problem z WF-em nie dotyczy samego WF-u. Dotyczy całego systemu szkolnictwa i państwa, które nie dba o swoją młodzież. Ograniczenie dostępności do zwolnień z WF-u to maskowanie symptomu choroby zamiast leczenia źródła.
Aby naprawdę rozwiązać problem niećwiczenia, trzeba zmiany systemowej. Trzeba zrozumieć uczniów i porozmawiać z nimi jak równy z równym. To zadanie niewykonalne dla większości nauczycieli WF-u. Może czas, żeby przestali być głównym głosem dyskusji, czas wysłuchać młodych.
Czytelniczka
(nazwisko do wiadomości redakcji)
Dyskusja trwa. Czekamy na kolejne głosy. Piszcie: listy@wyborcza.pl
* śródtytuły od redakcji
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
To, w jaki sposób nauczyciel osiąga cel narzucony przez sytem, nie jest efektem działania tego systemu, a odbiciem tego, jakim jest człowiekiem. Jeżeli nie wszyscy nauczyciele są tacy, jak opisani w liście, to znaczy, że można nie upokarzać, wyśmiewać, dzielić, zniechęcać itp.
I jeszcze podwyżek chcą za to
Niczego nie zrozumiałeś, prawda?
Wuefista to nie jest trener, który ciśnie drużynę walczącą o puchar, tylko nauczyciel, który ma zadbać o ruch wszystkich uczniów, także tych przeciętnych. Facet rzuca piłkę chłopakom z hasłem: "Pograjcie sobie", a dziewczyny mają nie przeszkadzać.
Jesteś wuefistą?
Co do SA: historyk miał proszę absolwentki rację, formacja ta była we władaniu trzeciorzeszowego homolobby
To nie przedszkole, w klasie sportowej nie dostaje się plastikowych medali za uczestnictwo, liczą się wyniki.
sam sobie dałeś plusa? słabo.
Oho! Znów nasz dyżurny "twardziel" się rozbeczał w niebogłosy!
była we władaniu, czy składała się? Czytanie ze zrozumieniem się kłania.
I zgadzam się jprdle, zawsze znajdzie się taki, który w internetach udaje mocarza.
?Co do SA: historyk miał proszę absolwentki rację, formacja ta była we władaniu trzeciorzeszowego homolobby"
a jakie to niby ma znaczenie?