Tytułem przypomnienia: Ministerialny Program Rozwoju Sportu do 2020 roku zakładał, że odsetek uczniów i uczennic w wieku 11–17 lat uczestniczących we wszystkich lub prawie wszystkich lekcjach wychowania fizycznego wzrośnie z 73,8 procent (2013) do 78 procent (2020). Według NIK-u to się nie udało.
Dlatego minister sportu i turystyki Kamil Bortniczuk zapowiedział powrót nauczycieli WF do klas I-III podstawówki. Chce również zrobić porządek z nagminnymi zwolnieniami z WF-u. Dotyczą około 30 procent uczniów i uczennic. Odtąd zwolnienia mają być wystawiane tylko przez lekarzy specjalistów.
Teraz oddajemy głos Wam, naszym Czytelnikom, którzy raczej bezlitośnie rozprawili się z opiniami nauczycieli, a przy okazji przypomnieli swój WF. W większości nie były to wspomnienia przyjemne.
kretynska_krewetka: Miałam zwolnienie z WF-u od połowy drugiej klasy liceum. Uwielbiałam przejażdżki rowerowe z ojcem, pływanie, piłkę nożną i spacery "z kijam" z moją mamą. Natomiast wuefiści widzieli we mnie ślepą ofermę, która bez okularów ucieka przed piłką siatkową, ręczną i koszykową, bo autentycznie astygmatyzm nie pozwalał mi oceniać odległości, a zdrowe ręce i cały nos są ważniejsze niż próby udowadniania komuś czegoś.
Na kilka lat po maturze wzdragałam się przed aktywnością inną niż jazda na rowerze.
Uspokajam pana wuefmena Marcina, który twierdził w liceum, że z moją awersją do skakania przez kozła to na pewno w okolicach trzydziestki będę mieć kolana do wymiany. Dzisiaj z chęcią wybieram "running tour" po nowojorskim Central Parku, lekkie ćwiczenia izometryczne na siłowni i sto kilometrów moją szosą. Kolan nie mam do wymiany. Nigdy nie musiałam zrobić wymyku w prawdziwym życiu.
Wnorowski: Na WF -ie nauczyciele zawsze śmiali się z mojej koordynacji, szybkości i kondycji. Tak zniechęcali do uprawiania sportu że dopiero po 30 roku życia odkryłem że warto nauczyć się pływać, mieć kondycję na całodniowe chodzenie po górach, lasach lub miastach. Bo życie jest piękniejsze kiedy jesteśmy sprawni.
MDB: Wszyscy wuefisci z którymi miałem do czynienia sprawiali, że nienawidziłem chodzić na WF. Byli chamscy (lub chamskie), źle tłumaczyli/ły, i popełniali/ły błędy podczas pokazywania ćwiczeń a jeśli ktoś je powtórzył, to dostawał pałę. Plus jeszcze przemoc w szatniach, zostawianie rzeczy bez opieki, brak możliwości wzięcia prysznica.
AnKaMa20: Cóż - WF to od lat przedmiot, który u zdecydowanej większości uczniów i uczennic powoduje długotrwały wstręt do jakiegokolwiek ruchu (u mnie trwało to 24 lata).
Przeczytałam artykuł i widzę, że nic się nie zmienia. Jeden z nauczycieli z dumą oświadcza, że od 30 lat przyprowadza uczniów nad ten sam staw, żeby pobiegali. Świat się zmienia, a on przez 30 lat robi to samo. I mamy odpowiedź dlaczego w zajęciach nikt nie chce uczestniczyć.
Kolejna osoba jest mocno zdziwiona, że dzieci po lekcjach chodzą uczyć się pływać, a w szkole nie chcą. Może zamiast zdziwienia czas na analizę „dlaczego". Na tych popołudniowych zajęciach dziecko nie jest oceniane, jest za to chwalone za każdy dodatkowy, przepłynięty metr. Nie ma tam pływania na „1" lub „6". Spróbujcie tak zrobić w szkołach - frekwencja wzrośnie (zamiast wyciągać tabelki sprzed 30-40 lat i pokazywać, że „kiedyś to się biegało". Właśnie to „kiedyś", pomimo tego, że zawsze miałam „5" spowodowało mój wstręt do sportu. W testach (bieganie, pływanie..), pomimo regularnych treningów, nie biorę udziału nawet dzisiaj).
Rodzice - ich rola jest nie do przecenienia. Ci, którzy są aktywni, pokazują to dzieciom. Ale skoro większość jest ofiarą WF w szkole to już mamy odpowiedź dlaczego ze sprawnością naszego społeczeństwa jest tak źle ( kto pamięta „wybory" do drużyny siatkówki, piłki nożnej ….).
Zmieńcie nastawienie w szkołach, przestańcie stawiać „1" za bieg na 100 m powyżej 20 czy 30 sekund. Pokażcie, że każdy ukończony dystans, zagrany mecz, skok w dał to sukces. Popatrzcie jakim zainteresowaniem cieszą się wszelkie zawody dla dorosłych. Tam każdy dostaje medal na mecie, doping w trakcie, oklaski na zakończenie. Przenieście tę atmosferę do szkół a poprawi się frekwencja na lekcjach.
suzdaj: W Polsce na WF-ie szuka się przyszłych sportowców, a powinny być to zajęcia ogólnorozwojowe dla wszystkich. Pojęcia nie mam po co dzieci mają wiedzieć czym jest dwutakt, skok przez kozła czy odbicie górne. Najważniejsze, żeby były w dobrej formie fizycznej. Ale to wymagałoby już od nauczycieli większego zaangażowania.
drugtito: W podstawówce WF był chyba jedynym przedmiotem, którego szczerze nienawidziłem. Przemoc w szatniach, prawie na każdej lekcji piłka nożna, która dla mnie była gehenną, bo odkładając okulary przy wadzie wzroku -6 nie da się sensownie grać, toteż przy ustalaniu drużyn byłem z oczywistych względów ostatnim wyborem. Do dzisiaj słowo ,,sport'' wywołuje u mnie negatywne emocje. Najlepszy WF fundowałem sobie sam pokonując trasy rowerowe.
Postkomunistyczny_Proletariat: Nigdy nie zapomnę mojej nauczycielki wychowania fizycznego z gimnazjum, wczesne lata XXI wieku. Pani, żona jednego ze znanych siatkarzy, obrzydziła mi WF, sport, ruch na całe życie. Nie potrafiła niczego przekazać nie krzycząc. Ciągły wrzask, rzucanie we mnie piłką, wyszydzanie braku zamiłowania i umiejętności do siatkówki ("jak wysoka, to powinna lubić siatkówkę!"), wyszydzanie wolniejszego biegania podczas miesiączki, pretensje. Byłam ciągłym obiektem jej żartów, nikt nie chciał mieć mnie w grupie, czułam stres przez każdą lekcją wf.
Drodzy nauczyciele wf - być może niektóre dzieci są leniwe. Ale zadajcie sobie pytanie, czy dużej części z nich nie traktujecie jak moja nauczycielka z gimnazjum traktowała mnie.
L4L: Nic tak nie zniechęca do jakiegokolwiek sportu jak lekcje WF. Nie ma to jak zrobić sobie parę fikołków pod przymusem.
LenaMa; Mam swoje wspomnienie lekcji WF-u z bardzo ambitną panią wuefistką. Po latach domyślam się, że po prostu zależało jej na naszej sprawności, że to powtarzanie przewrotów, skoków przez kozła, serwisów miało nas wyprowadzić z niezdarności, z prawie kalectwa i że było z jej perspektywy całkowicie normalnym i racjonalnym działaniem.
Natomiast z mojej perspektywy, uczennicy siódmej klasy szkoły artystycznej w tej całej tresurze, gwizdkach, krzykach, niepotrzebnych akrobacjach i narażających palce (ważne) ćwiczeniach nie było nic racjonalnego ani normalnego.
Aerobik, taniec, długie spacery i zabawa - to jest to. Żeby poruszyć tą energię, wyrzucić coś z siebie, poczuć się lepiej. Techniczne ćwiczenia uważam za całkowicie niepotrzebne i zniechęcające do zajęć.
Minęło 30 lat, nie zrobiłam w tym czasie ani jednego przewrotu w tył. Była jazda na rowerze, siłownia, pływanie, łucznictwo, żagle. Ale nie przewroty w tył. Ich powtarzanie podczas zajęć 200 razy, żeby wykonać je poprawnie technicznie nie było chyba potrzebne.
Aresio: Podstawówka ,lata 90. Upadlanie, wyśmiewanie przez nauczyciela 3 razy na tydzień, ściśnięty żołądek, straszliwy stres i niemożność ucieczki. Ocenianie, ocenianie, ocenianie. Nie wydaje mi się, ze to się jakoś specjalnie zmieniło - dlaczego dzieciaki MUSZĄ wykonywać te wszystkie starożytne ćwiczenia? Bo jakiś przedwojenny ekspert uznał, ze są wybitnie rozwojowe? Ruch powinien być przyjemnością - jest tyle możliwości! Pilates, yoga, aerobik, wreszcie marszobiegi. Nie trzeba zmuszać do 36 sekund na 100 m.
Krwawy_Tadeusz: W latach 90. w szkole podstawowej miałem fantastyczną wuefistkę, która była wcześniej gimnastyczką i stawiała na akrobatykę. Potem poszedłem do liceum: nauczyciel wychodził z kanciapy po to, żeby sprawdzić listę i wydać piłkę, a potem, żeby zabrać piłkę i zakończyć zajęcia. Wuefista bez pasji i pomysłu nigdy nie "kupi" małolatów.
Ulinek: Syn w podstawówce przyszedł do szkoły z ręką w gipsie. Rozmowa przy całej klasie - wuefista:co ci się stało? Syn:wywaliłem się na rolkach. Wuefista:ale z ciebie ofiara, nawet na rolkach nie umiesz jeździć. Efekt:syn nigdy więcej rolek nie założył. Gratulacje.
tymczasotelnik: WF wspominam źle. A jestem pokoleniem, które biegało po podwórkach, nie miało komórki i raczej nikt się z naszymi uczuciami nie certolił. Może i mieliśmy kondycję lepszą, niż współczesne dzieciaki, ale większość z nas i tak kojarzyła sport z zamordyzmem i nudną rutyną, bo takie były wtedy w większości WF- y. Nauczyciele dzielili się na dwie grupy - albo zakompleksionych formalistów, którzy udowadniali coś sobie przez pokazywanie dzieciako, kto tu rządzi. Druga grupa, to ci wuefiści, którym na początku jeszcze się chciało coś robić, ale zazwyczaj szybko zostawali upupieni przez starą gwardię. I albo się do nich dopasowywali, albo siedzieli cicho. Ci cisi przynajmniej byli mili. Ale zajęcia wracały do "normy" (rutyna, ćwiczenia pod tabelki, zero negocjacji). Więc o ile ktoś z nas miłości do sportu nie wyniósł z domu, miał talent lub trafił na jednorożca w postaci zaangażowanego, ale i współpracującego z dzieciakami wuefisty lub wuefistki, to raczej sport musiał sobie odkrywać na nowo już jako dorosły.
Joanna Zaleska: W I klasie liceum (lata 90.) nauczycielka wymyśliła sobie biegi. Nie umiałam biegać. Nauczycielka wpisała jedynkę, więc mimo niezłych ocen z pozostałych dyscyplin i tak na świadectwie miałam mierną. Nawet nie próbowała zbadać, na czym polega mój problem z bieganiem, jakoś mi pomóc. I tak wyglądał generalnie WF w szkole - masz zrobić, bo dzieci w twoim wieku to potrafią, a przecież wszystkie są takie same.
Biegać nauczyłam się 20 lat później, kiedy z internetu dowiedziałam się, czym są interwały.
Gemma: WF jest ważny, ruch jest ważny. Ok. Młodzi ludzie faktycznie mniej odporni na krytykę, delikatniejsi. Ok. Ale zajęcia z WF mogą naprawdę odebrać chęci nawet najbardziej aktywnym dzieciakom. Przykład - podstawówka mojego dziecka. Całe dwa semestry tzw. zbijak. Mimo ogromnego kompleksu różnych boisk tuż koło szkoły. Segregowanie na tych fajnych i ofermy. Uwagi, że dziewczyny i tak nie będą grać w nogę bo tu cytat: dwa lata trzeba im tłumaczyć zasady. Wystarczy że popatrzą jak grają chłopcy. To teraz.
Kiedy sama byłam w liceum, rzucano nam piłkę do siatki i nauczycielka znikała w tzw. kantorku. Kurtyna.
nursetka: Cóż, miałam ograniczenia ze względu na chorobę, ale nie miałam zwolnienia bo niestety rodzice uważali, że powinnam się ruszać.
Miałam zawsze wzorową frekwencję, ale byłam za słaba aby mieć dobre wyniki więc ocena z wf psuła mi zawsze średnią. Byłam też zawsze odsuwana od innych, wyśmiewana, nie wybierana do drużyny, a jeśli już to wszyscy wzdychali z rozczarowaniem, że jestem w ich drużynie. Graliśmy głównie w siatkówkę, praktycznie nie było innych opcji. Dla mnie gehenna. Dopiero w liceum trafiłam na normalnego wuefistę, który zrozumiał moje ograniczenia ale widział, że traktuje szkolę poważnie.
Anzad: U mnie szkolny WF wyglądał tak, że przez cały rok nauczycielka rzucała między nas piłkę do kosza albo do siatki, siadała na ławce i miała nas gdzieś. W maju/czerwcu zaczynała zaliczanie innych ćwiczeń, więc nagle, bez przygotowania mieliśmy przebiec np. 1600 m albo ileś tam razy poprawnie technicznie zaserwować piłkę.
Wiecznie dostawałam 2 albo 3, okraszone głupim komentarzem. Do dziś pamiętam złość i upokorzenie, kiedy po przebiegnięciu tych cholernych 4 okrążeń stadionu, babka od WFu spojrzała w swój kajet i wymruczała ze mój czas nadaje się na 2. Dziś mam 30+ i nadal na myśl o aktywności innej niż pływanie, spacer, rower, łażenie po górach, ogarnia mnie lęk, że znowu będę oceniana, znowu nie dam rady, znowu będę najsłabsza w grupie. W gruncie rzeczy lubię się ruszać, nie lubię tego uczucia "zastania". Ale ciągle nie ma mowy żebym poszła na jakiś fitness albo inne zajęcia zorganizowane, bo tak mocno mam zakodowane, że będę najgorsza z całej grupy i się wygłupię.
Gorycz potęguje fakt, że mieliśmy w szkole full wypas salę gimnastyczną, z pełnym zapleczem i siłownię. Nikt nigdy nie zaproponował nam lekcji na siłowni, choćby po to, żeby pokazać jak obsłużyć te maszyny, jak poprawnie wykonać ruch. Nikt nigdy nie otworzył nam łazienek, żebyśmy mogły się wykąpać po ćwiczeniach. Były piękne, nowe, nieużywane. Nikt nie zaproponował zajęć typu stretching, ćwiczeń na konkretne partie ciała, aerobik. Wiecznie piłka i piłka.
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
W Polsce są sami poniżani, bo od Polaka nie można wymagać niczego.
Podpisuję się pod twoim komentarzem. U mnie to wyglądało, tak, że wuefista rzucał piłkę do "nogi", potem szedł na 40 min do swojej kanciapy. Raz do roku kazał przebiec 1km na ocenę. Nienawidziłem wtedy biegać, dla mnie to była zwykła mordęga. Dopiero w okolicy 30 urodzin zacząłem sobie truchtać, aż doszedłem do biegania 10km co 2 dzień. Wspomnienia z lekcji wuefu mam nieprzyjemne.
@smieszne_zarty
Dokładnie tak było. Jedyny przedmiot na którym sprawdzian był na dzień dobry. Dzisiaj bieg na 1500 - sprawdzian, albo dzisiaj rzut piłeczką palantową- sprawdzian. A pomiędzy tymi sprawdzianami piłka i wybieranie drużyn. Dopiero na studiach był fajny w-f bo można sobie było wybrać na co się chodzi, a poza tym nikt już nie wrzeszczał.
Kosz albo nożna? No to miałeś stary naprawdę ciężko. Istna katorga
Nie wiem, jak Ty to zniosłeś. To musiała być prawdziwa trauma. Terapia pewno kosztowała majątek!
O właśnie. Dla mnie to niepojęte, jak to jest, że gdy przyjaciel skarży się na mobbing w pracy, to mówimy rzuć tę cholerną robotę i ratuj siebie, a jak dziecko się skarży, to tylko zewsząd słychać głosy biadolenia, jaka ta dzisiejsza młodzież niewdzięczna.
Na szczycie kiedyś edukacja się kończy. Teraz mam fantastyczną żonę, syna i wnuczkę. Pracuję w miejscu gdzie mnie cenią i ja doceniam innych, jestem szczęśliwy. Melduję Wam, że zadania nie wykonaliście, przetrwałem Was.
Piszę to i Was nie pozdrawiam ze słonecznej Teneryfy.
Wasz były uczeń, ten bez przyszłości.
Doskonałe!
Och,gdyby nie ta muzyka i plastyka, to bym pomyślała że chodzilyśmy do tej samej szkoly. Idealny opis mojej wuefistki z liceum, która była dla mnie pierwszym i w sumie chyba ostatnim nauczycielem, którego szczerze znienawidziłam za to, jakim była człowiekiem. Gruba, wredna baba, wyżywająca się na uczennicach, zwłaszcza na tych, które były zgrabne i atrakcyjne. Ech.
"zmuszanie uczennic z wadą wzroku do gry...". Niektórzy to mają fantazję. Nie widziały piłki? Błagam. Wymyślajcie coś, co ma choć trochę sensu. W zamach w Smoleńsku też wierzysz!
szczęśliwi nie mający wady wzroku. ja miałem i piłkę widziałem, ale trochę jakby za późno (bo jak się ma minusy i ew. astygmatyzm ciężko ocenić odległość i szybkość, co np. przy siatkówce ma znaczenie).
Matematyka, czy biologia też ma być za samo uczestnictwo? WF to taki sam przedmiot jak każdy inny. Nie każdy będzie Lewandowskim, czy Świątek, podobnie jak nie każdy będzie Skłodowską-Curie, czy Kopernikiem. Ale każdy legitymujący się jakimś poziomem wykształcenia powinien znać stosowny do tego zakres języka ojczystego, matematyki, czy biologii. I też powinien wiedzieć, że sprawnoś ruchowa jest potrzebna zawsze, od chwili narodzin do śmierci. Podejrzewam, że dla wielu piszących tutaj, to nie WF był problemem tylko brak psychologa. To nieprzepracowane traumy z dzieciństwa są powodem braku pewności siebie, czy kompleksów, a nie krzyczący wuefista. Gdyby ci piszący tutaj poszli na terapię, okazałoby się, że problemem wcale nie jest wuefista, tylko nieobecni, albo toksyczni rodzice.
Źle podejrzewasz. Nie można od uczniów wymagać czegoś, czego się nie nauczy. Na matematyce trzeba wyjaśnić temat, na wf oczekuje się, że uczeń sam z siebie będzie wiedział jak rozwijać formę. W efekcie ocenia się wrodzone predyspozycje, a nie pracę czy wiedzę. Problem systemowy, model pruskiej tresury.
Bzdura. Lekcje WFu są jednym z bardziej przemocowych środowisk w szkole. Brylują tam niedouczone osiłki, które w tym jednym akurat mogą się wykazać. W dodatku dzieje się to nierzadko za przyzwoleniem a wręcz aprobatą nauczyciela.
I słusznie. Tak jest na uczelniach zdaje się i to się bardzo dobrze sprawdza.
No ale w tym celu WFista musiałby się wziąć do roboty zamiast kombinować jak tu się napić w kantorku tak żeby nikt nie zauważył.
No ale to podstawówka, w liceum dopiero był odlot - chłopaki i dziewczyny przebierają się na sali, chłopaki idą kopać w piłkę, dziewczyny zostają grać w siatkówkę. Jedna szatnia zamieniona na składzik starych ławek (takie ławki to, wiadomo, poważna sprawa), za to w drugiej, też z prysznicami, wstawiono Atlas - maszynę / siłownię, z kilkoma stanowiskami.
Ktoś uznał, że filmy o więzieniach to idealny pomysł na miejsce, w którym 15-19 latkowie spędzają połowę dnia, i że dorastający ludzie mogą chodzić spoceni na lekcje, byle lokalna patologia mogła sobie popodnosić żelazo.
Im dalej jestem od mojej znakomitej edukacji, tym bardziej nie wyobrażam sobie co ci ludzie mieli w głowach i jestem wdzięczny, że nawet w tym byli takimi dyletantami, że dziś nie odrzuca mnie od książek i biegania dla przyjemności.
No ja miałem między innego byłego klawisza (obecnie się raczej mówi gada).
Tak się właśnie zachowywał.
A ty z pewnością żadnego wykształcenia nie masz, stąd kompleks
Zdaniem części komentujących tutaj powinieneś być wdzięczny, bo przemoc psychiczna to ideał edukacji :D :D :D