Andrzej Nowak po raz wtóry: O Rosji, Unii Europejskiej i o wieszaniu zdrajców
Czołowy historyk i intelektualista PIS-u, krakowski historyk Andrzej Nowak nawiedził był tydzień temu Warszawę. W prawicowym mateczniku, jakim jest osławiony Klub Ronina na Foksal, Nowak wygłosił prawie dwugodzinny wykład o Rosji mający reklamować jego świeżo wydaną książkę. No i potem umieścił, jak to zawsze u Ronina, wykład i związaną z nim dyskusję do powszechnego oglądu na You Tubie (Andrzej Nowak Polska i Rosja).
Nowak jest zafascynowany Rosją, acz oczywiście w sposób negatywny, i daje temu w swoim wykładzie dobitny wyraz. Widzi Rosję – i tu trudno mu cokolwiek zarzucić – jako zorganizowany obóz nieprawości w stanie permanentnej agresji przeciwko reszcie świata. Zarówno ten bezmiar zła, jak i obecna agresja Putina na Ukrainie zdają się jednak jednocześnie obezwładniać moce intelektualne krakowskiego profesora.
Chyba dlatego nie jest on w stanie wybrać, jeśli chodzi o ustalenie modelu działania i przeznaczenia Rosji, jednego określonego stanowiska, wahając się między hipotezą skrajnej ciągłości i zamierzonej celowości działań kolejnych władz tego kraju a przeciwstawna świadomością nieciągłości rosyjskiego procesu historycznego. Z tym problemem zmagali się oczywiście również inni historycy i myśliciele polityczni. Rzecz w tym, iż Andrzej Nowak, zapatrzywszy się może za długo na "Wernyhorę" Matejki, w trosce o zachowanie aury patriotycznego dziejopisa i wieszcza rzeczy przyszłych, nie jest w stanie wyartykułować oczywistych wątpliwości i chętnie zamula konkluzje w retorycznym wielosłowiu. A przy tym zdarzają mu się straszne kiksy w zakresie faktów podstawowych. W wykładzie warszawskim pomylił i brawurowo pomieszał wszystkie cztery tradycyjne i i obecne sowieckie i rosyjskie agencje bezpieczeństwa i wywiadu (KGB, GRU, SWR i FSB). To ciekawy wynik jak na badacza Rosji o prawie czterdziestoletnim stażu.
Ale w gruncie rzeczy to nie Rosja jest głównym celem ataków Andrzeja Nowaka. Są nimi polscy wrogowie wewnętrzni, przeciwnicy PIS-u, Tusk, Sikorski czy też politolog Roman Kuźniar, którzy tworzą rzekomo „rosyjska agenturę wpływu", a także oczywiście i sama Unia Europejska. Dzięki głęboko przemyślanej retorycznej technice insynuacyjnej – jest to prawdziwy majstersztyk, włącznie z rozpisanym głosem z sali – profesor zdziera tym zwolennikom niemieckiej „Mitteleuropy" patriotyczne maski z twarzy. Gdzieś w tle pobrzmiewa konkluzja, iż ludzie ci popierają Rosję, bo tak kazali im onegdaj Bruksela i Berlin. A nad tym wszystkim tronuje Parlament Europejski, uosobienie rządów niedemokratycznych i skrajnie antypolskich, gorszy zaiste – jak sugeruje uczony krakowski – od putinowskiej Dumy w Moskwie.
Jeżeli dodamy iż profesor pozwala sobie na tony antyukraińskie, antyfrancuskie, leciutkie zapaszki antyizraelsko-żydowskie, a przede wszystkim na tony antyamerykańskie – jego krytyka spotkania ministrów obrony w amerykańskiej bazie w Ramstein współbrzmi co do przecinka z wypowiedziami europejskiej skrajnej lewicy, a także prawicy – otrzymamy obraz heroicznej walki samego Andrzeja Nowaka z nienawidzącą Polski resztą świata. Jeżeli opozycja wygra w przyszłych wyborach, to koniec Rzeczypospolitej będzie jego zdaniem już bliski.
Jest to obraz tak przygnębiający, iż profesor zmuszony był w dwóch miejscach uciec w liryczną krainę ułudy i utopii. Dlatego tak długo rozwodził się nad dziełem toruńskiego profesora Bartyzela, czyli projektem swoistego cesarstwa „ugro-bałtycko-słowiańskiego" ze stolicą we Lwowie. Byłby to taki twór państwowy, który połączyłby ziemie Trójmorza pod zakamuflowanym polskim przewodnictwem i dałby tym samym odpór Brukseli i Moskwie. Temu zbożnemu dziełu zagrażają jednak nie tylko wrogowie zewnętrzni, ale i wewnętrzni. I dlatego profesor nawraca raz po raz do sprawy „patriotycznego wieszania".
To ulubiony topos prawicy, jakże obecny w myśleniu Jarosława Kaczyńskiego, a zwłaszcza niedawno zmarłego poety Jarosława Marka Rymkiewicza. Ten ostatni dopatrzył się w wieszaniu kościuszkowskim modelu postawy patriotycznej, niepozbawionej wszak elementów liryczno-uczuciowych.
Przez wywody Nowaka przeplatała się historia słynnego targowiczanina, biskupa Kossakowskiego, który jako oddany agent Rosji stracony został podczas insurekcji kościuszkowskiej. Profesor, posługując się wizją samego Adama Mickiewicza, ukazuje dylemat zdrajcy, który wybrał w końcu „dać gardło" najpotężniejszemu wrogowi Rzeczypospolitej, czyli Rosji, gdyż za wyborem tym przemawiała swoista logika mocy i przemocy. Poniesiony retoryką i nastrojem chwili i pomny miejsca spotkania ze słuchaczami – czyli ulicy Foksal – dzielny nasz historyk stwierdził, iż szubienica Kossakowskiego stała w maju 1794 r. w bezpośrednim sąsiedztwie, czyli na pobliskim Nowym Świecie.
W rzeczywistości Kossakowskiego powieszono na placu Zamkowym… I tak błądząc po omacku w gąszczu faktów, Andrzej Nowak wywołuje dreszcze patriotyczne, wszystko w imię wyższej sprawy, zaś jego miękko modelujący frazy głos posiada wielkie moce perswazyjne. To nowy model publicznego uprawiania zawodu historyka, który - jak się obawiam - ma jeszcze wielką przyszłość przed sobą.
Prof. dr hab. Sergiusz Michalski
Piszcie: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
Warto dodać Krasnodębskiego i Legutkę do tego szacownego grona patriotów.
Od czasu skompromitowania się na Nowogrodzkiej stwierdzeniem, że Kaczyński jest za stary na prezydenturę (w domyśle: sam Nowak byłby w sam raz), Nowak gorliwie usiłuje wrócić na stołek naczelnego historiografa PiS-u, z którego został wówczas brutalnie wykopany. Jak widać, próby stają się coraz bardziej rozpaczliwe i coraz bardziej beznadziejne: takich bluźnierstw Kaczyński nie wybacza.
Warto jednak zracjonalizować jego ostatnio coraz częstsze oskarżenia Tuska i Sikorskiego. Dla mnie te oskarżenia to chorobliwa agresja ale przydałaby się robota publicysty historyka żeby to jakoś skonfrontować i ocenić rozsądnie.