Z ogromną przykrością przeczytałam list pana Sergiusza Kowalskiego ( Minister Gliński rozjeżdża czołgami kulturę naszego kraju, posiłkując się strachem i serwilizmem ), który w tak niekulturalny sposób odniósł się do zaproszenia na uroczystość wręczenia dorocznych nagród Żydowskiego Instytutu Historycznego. Laureatami są prof. Andrzej Żbikowski – pracownik naukowy ŻIH od 1985 r. i pionier badań nad Holocaustem w Polsce, oraz „Świętokrzyski Sztetel" – organizacja społeczna promująca wiedzę o żydowskiej historii regionu. Kapituła Nagrody to wybitni badacze: dr hab. inż. Witold Mędykowski: pracownik Yad Vashem i autor wielu bardzo ważnych książek naukowych, oraz dr Monika Polit – wykładowczyni na Wydziale Historii Uniwersytetu Warszawskiego, jidyszystka, tłumaczka m.in. Archiwum Ringelbluma. W Kapitule zasiada też pani Ada Willenberg, ocalona z Holocaustu, zasłużona dla powstania Muzeum niemieckiego Obozu Zagłady w Treblince.
Od 2004 r. roku pracuję na rzecz różnych instytucji związanych z relacjami polsko-żydowskimi, które są obiektywnie bardzo istotne dla naszej kultury, dążąc do najlepszego promowania wiedzy o tej mniejszości i dbając o jej pozytywny wizerunek w społeczeństwie. Zachęcam Państwa do zapoznania się z ofertą wielu wartościowych inicjatyw i programów ŻIH – www.jhi.pl i wyrobienie sobie własnego poglądu na działalność instytucji, a Redakcję proszę o refleksję i zastanowienie się, czy warto publikować produkty ślepej nienawiści. Trzeba sobie zdawać sprawę, że takie wypowiedzi godzą również w dobre imię pracowników Instytutu, którzy z wielkim oddaniem tworzą wspaniałą ofertę kulturalną w stolicy, a oddziałują na cały kraj i promieniują na zagranicę.
Z poważaniem,
Monika Krawczyk
Dyrektor
Żydowskiego Instytutu Historycznego
Piszcie: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
Z drugiej strony ja również uważam, że list Kowalskiego był zbyt radykalny? Czy jego zdaniem ŻIH należy zamknąć, bo pani Krawczyk z pisowskiego nadania i niezbyt kompetentna na stanowisku dyrektorki bądź co bądź placówki naukowej - zwykły magister i to prawa. Istnieją wymogi formalne i pani Krawczyk ich nie spełnia - a to, że pracowała w gminie czy w FODŻ nie daje jej tytułu naukowego.
Co jednak z ludźmi? Z wystawami? Z ksiązkami, które są przygotowywane? Czy pan Kowalski uważa, że nalezy to wszystko wyrzucić do śmietnika? Razem z pracownikami?