Od 18.marca goszczę u siebie pięć osób z Ukrainy - trzy dorosłe kobiety oraz dwoje dzieci. W zeszłym tygodniu po 30 dniach złożyłam wniosek o tzw. 40+. Pracownicy gminy przyjęli formularz, jednak oświadczyli, że nie są w stanie określić, kiedy otrzymam pieniądze, ponieważ gmina Łącko nie otrzymała jeszcze środków na ten cel i nie wiadomo, kiedy to nastąpi. Była już u mnie komisja, która sprawdziła, w jakich warunkach mieszka rodzina, którą goszczę - wszystko przebiegło sprawnie i szybko, ale niestety o finansach nic nie wiadomo.
Słuchając wywiadu z wiceministrem MSWiA Pawłem Szefernakerem, ze zdumieniem usłyszałam, że środki są wypłacane na bieżąco , ponieważ nikt z moich znajomych (ten sam powiat nowosądecki, ale różne gminy) nic jeszcze nie otrzymał. Wszystkie urzędy gminy tłumaczą się w ten sam sposób.
Przyjęłam osoby w potrzebie na swój własny koszt, nie wyobrażam sobie, jaka to dla nich tragedia zostawić mężów i ojców swoich dzieci i uciekać z jedną walizką. W tej chwili jednak to ja ponoszę zarówno koszty finansowe, jak i całą masę stresu, który towarzyszy mi w związku z nieudolnością administracji. Najpierw nie mogłam złożyć wniosku (ponieważ gmina ich nie przyjmowała), potem, kiedy już mogłam, to nie ma pieniędzy, z których mogą zostać wypłacone środki.
Ciężko pracuję, mam rodzinę, teraz kolejną na utrzymaniu z widoczną traumą, która się udziela wszystkim domownikom, i w dodatku muszę się martwić, czy rząd, który tak szeroko chwali się pomocą, w końcu odda mi pieniądze, które założyłam, wyręczając państwo w jego obowiązkach.
Coraz więcej rodzin z Ukrainy chce wracać do siebie, ponieważ w Polsce nie mają za co żyć. Nawet jeśli inni tak jak ja pomagają z dobroci serca, z szacunkiem i niczego nie wypominając, to nie ma dnia, żeby nie słyszeli, że jest im bardzo niezręcznie, że jest im przykro, że muszą mnie obciążać (chociaż każdego dnia im tłumaczę, żeby się nie martwiły, bo ja po prostu chce dawać to, co bym sama chciała dostać, gdybym była na ich miejscu; że ludziom trzeba pomagać i że liczy się to, że są bezpieczni).
Ci ludzie mają swoją godność i często wolą wrócić w niebezpieczne miejsce, niż zostać na czyimś utrzymaniu. Dziewczyny, które u mnie mieszkają, były w Ukrainie inżynierami, obecnie na urlopach macierzyńskich, ale chciały wrócić do pracy.
Szukają czegoś w Polsce, aby choć jedna mogła pracować, podczas gdy druga zajmie się dziećmi. Nie jest łatwo, ponieważ nie mówią po polsku (choć się uczą), ponadto mieszkamy w małej miejscowości w górach. Od początku powiedziałam im, że pieniądze z programu 40+ nie będą moimi pieniędzmi, ale ich. Chcę jedynie zapłacić rachunki za ogrzewanie, ponieważ mieszkają na poddaszu, którego właściwie nie używamy, więc przed ich przyjazdem nie ogrzewaliśmy. Resztę otrzymają panie i z tego będą mogły same robić zakupy - jedzenie, kupić odzież (mają tylko zimową), lekarstwa dla dzieci, bez poczucia, że idzie do z mojej kieszeni. To pozwoli im odzyskać poczucie godności.
Na razie nie otrzymały nic. Zastanawiam się, czy to kwestia gminy i jej organizacji, czy ogólnopolski problem.
Edyta Duda-Cebula
Piszcie: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
Działka+, pałacyk+, instytut+, KK+, naziol+ i wiele innych+