Kanapowa partia Zbigniewa Ziobro, zwana też pompatycznie „Solidarną Polską", dzięki „genialności" Jarosława Kaczyńskiego szantażuje tzw. Zjednoczoną Prawicę, rząd RP i nas, obywateli. Druga partyjka „Porozumienie Gowina" rozbijana przez Adama Bielana „szukała sprawiedliwości" w sądach. A my na to patrzymy jak na tanią komedię, ale nic nie robimy. Pytanie – dlaczego? Może to się nam podoba, a może się do tego już przyzwyczailiśmy.
To ten, który chciał się nazywać „emerytowanym zbawcą ojczyzny" za pomoc w niszczeniu wymiaru sprawiedliwości, pozwolił Zbigniewowi Ziobrze na wybór własnych posłów i senatorów. To Jarosław Kaczyński, jak go określają wyznawcy „geniusz lub szef wszystkich szefów", pozwolił, że przedstawiciele Solidarnej Polski objęli wiele znaczących funkcji w administracji rządowej, wymiarze sprawiedliwości i spółkach giełdowych, czasami nieprawidłowo zwanych spółkami skarbu państwa.
To prezes PiS pozwolił, a rząd i Sejm RP to zaakceptował, że Zbigniew Ziobro jako minister sprawiedliwości ma w swojej gestii tzw. Fundusz Sprawiedliwości, który okazał się funduszem partyjnym, bo jest w sposób dowolny rozdysponowywany przez ministerstwo. To z tego funduszu wypłynęły środki do Grudziądza, z którego kandydował na posła Michał Woś, i do Rzeszowa, w którym kandydował na prezydenta miasta Marcin Warchoł.
Mleko się wylało, prezes ma problem, a Zbigniew Ziobro gra teraz rolę jednego prawdziwego prawicowca, tak jak kiedyś chciał grać rolę prawdziwego szeryfa. A my już straciliśmy ok. 20 mld złotych z grantów UE, a możemy i więcej, co można uznać z pewnością jako działanie na szkodę państwa.
Jeżeli demokratycznie wybrana władza niszczy podstawy państwa prawa, niszczy zasady tam obowiązujące, wprowadzając krok po kroku metody rządzenia przypominające państwa totalitarne, to społeczeństwo ma prawo powiedzieć temu zdecydowanie „nie" w wolnych wyborach. Podkreślam – w wolnych wyborach, w których kampania wyborcza stworzy równe szanse i gwarancję uczciwej rywalizacji kandydatów. Kandydaci muszą mieć taki sam dostęp do programów telewizji publicznej (TVP), w których ta telewizja, zwana już powszechnie pisowską, przestanie oczerniać opozycję.
To wybory uczciwe, w czasie których „trzymający władzę" nie będą obiecywali „gruszek w popiele", np. 3 milionów mieszkań czy 15. i 16. tzw. emeryturę.
Obecna władza jest wtedy silna, gdy opozycja i społeczeństwo są rozbite, i dlatego robi wszystko, aby pogłębić możliwe podziały. Prymitywna metoda „dziel i rządź" okazała się, jak dotąd, bardzo skuteczna. Jeżeli jednak powstanie wspólny front opozycji i społeczeństwa, to jest szansa przywrócenia w Polsce państwa prawa i społeczeństwa obywatelskiego. To wszystko zależy od nas. Tylko trzeba chcieć.
Wawa z Żoliborza
Piszcie: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
A na wybory idzie głównie zdyscyplinowany elektorat pisowski.
I nic sie na to nie poradzi, ze do milionow rodakow to przemawia a nie jakis tam trojpodzial wladzy, religia bredni smolenskiej, wartosci UE, dobre sojusze miedzynarodowe, panoszenie sie ponad prawem tzw.kosciola katolickiego, odbieranie praw kobietom.....
Prawda, choć po rządach PiSu w popiele zostać mogą nawet gruszki i wierzby.
To jest list.
Może dodać to, że PO to są ludzie - z całą prostotą - pazerni i głupi.
PiS to są ludzie pazerni i głupi tak jak ty. Kosz.