Dzieci chorują, bo system jest chory
Jestem mamą dwójki nastolatków, z których jeden niedawno zakończył edukację w liceum, a drugi niestety jest jeszcze w jej trakcie.
Pracuję w korporacji na stanowisku mocno eksploatującym, ale powiem szczerze: nigdy nie zamieniłabym pracy w korpo na bycie uczniem liceum!
Trzynaście przedmiotów w drugiej klasie LO, z tego po odjęciu tych, które da się zaliczyć bez wysiłku(wf., język angielski, informatyka), zostaje 10 z ciężkim kalibrem i amunicją w postaci kartkówek, sprawdzianów, odpytywań.
Zastanawiam się, co się stało z systemem szkolnym przez ostatnie 20 lat. Z czasów własnego liceum nie pamiętam aż takiej masy materiału do przerobienia i takiego nawału sprawdzianów z różnych dziedzin ustawionych niemal w jednym czasie.
Ostatnio córka mi powiedziała, że dzisiaj w liceum nie ma już prawie uczniów, którzy są dobrzy ze wszystkiego (tzn. którzy z każdego przedmiotu utrzymują średnią na poziomie 4-5), ponieważ jest to fizycznie niemożliwe.
Ci nieliczni, którzy jeszcze jakoś dają radę, wykazują nadludzkie zdolności terminatorów, nieosiągalne dla przeciętnego „młodego Kowalskiego".
Na obciążenie ilością obowiązkowego materiału do przerobienia i zaliczenia (w większości przypadków zbędnego i do szybkiego zapomnienia) należy nałożyć kolejną warstwę problemu: stan emocjonalny młodzieży i ich zdrowie psychicznie, mocno nadwerężone okresem pandemii i izolacji. Już sam fakt problemów w psychiatrii dziecięcej i trudności z dostaniem się do lekarza specjalisty od stanów depresyjnych (w Warszawie czas oczekiwania na prywatną wizytę to minimum 3-4 miesiące, koszt 350-400 zł za wizytę) sprawia, że młodzież przez długie okresy „musi jakoś" funkcjonować nieleczona z całą gamą objawów nasilających się szczególnie w okresach wysokiego stresu: problemy ze skupieniem uwagi, rozproszenie, rozkojarzenie, bezsenność, niski poziom energii i sił witalnych, stany lękowe, a nawet ataki paniki czy zaburzenie odżywiania.
Przy opisanych objawach pracownik korporacji bierze zwolnienie lekarskie (nawet kilkutygodniowe), natomiast uczeń ma tylko dwie opcje: zawalić rok albo podjąć próbę wytrzymania chorego systemu.
Przy najlepszych chęciach dziecka (osłabionego dolegliwościami natury psychicznej) oraz wsparciu rodziców (w domu ze starszym synem jest nas trójka – obsadziliśmy po 4 przedmioty, za które każdy z nas odpowiada) wszyscy jesteśmy wyczerpani.
Największym naszym wrogiem jest stosunek możliwości percepcyjnych córki do tygodniowych planów zaliczeń poszczególnych partii materiału:
Poprzedni tydzień: wtorek – sprawdzian z chemii „Reakcje utlenienia – redukcji. Elektrochemia", środa – kartkówka z geografii „Mapa polityczna świata", czwartek – sprawdzian z historii „Europa w XVII wieku", piątek – poprawa sprawdzianu z biologii „Układ krwionośny" (dla tych, którzy nie zaliczyli w I terminie lub byli nieobecni – zjawisko bardzo częste).
Ten tydzień: poniedziałek – kartkówka z fizyki „Praca i moc prądu elektrycznego", wtorek – kartkówka z podstaw przedsiębiorczości „Finanse", środa – sprawdzian z języka rosyjskiego „Rozdział IV", czwartek – poprawa z historii, piątek – kartkówka z biologii „Układ nerwowy".
Weekendy nie są lepsze, ponieważ część materiału trzeba powtórzyć z korepetytorem:
Sobota: korepetycje z fizyki przed kartkówką, z uwagi na fakt, że żaden z humanistycznych członków rodziny fizyki nie rozumie (i nigdy przenigdy nie zrozumie!!!).
Niedziela: korepetycje z języka rosyjskiego – powtórzenie materiału przed sprawdzianem (z wykorzystaniem czasu, kiedy umysł nie jest zmęczony wielogodzinną obecnością w szkole, a po wyspaniu się i spokojnym śniadaniu jest w stanie przyswoić solidną dawkę wiedzy).
Czy młodzież licealna (która obiera sobie za cel uzyskanie promocji do kolejnej klasy, niezależnie od rodzaju oceny) ma jeszcze czas na życie towarzyskie, sport, hobby, robienie głupich rzeczy (czyli wszystkiego innego, co nie jest zakuwaniem)?
Czy normalnie funkcjonująca zdrowa osoba (bez obciążeń natury psychicznej) daje sobie radę w takim reżimie? A jeśli tak, to jak długo udaje się jej utrzymać zdrowie w dobrej kondycji?
Czy rodzic przeniesiony z korporacji (albo lepiej – minister edukacji) sprostałby wymaganiom wszystkich 13 nauczycieli w drugiej klasie LO? A jeśli tak, to z jakim efektem?
W jakim miejscu jesteśmy z edukacją naszej młodzieży i jak ona ma się czuć dobrze, kiedy każdego dnia poddawana jest tak ogromnej presji? Czy jedyną rzeczą, jaką możemy zaoferować zagubionym w tym systemie dzieciakom, jest zapisywanie ich na psychoterapię?
Dlaczego uczeń z klasy o profilu matematyczno-geograficznym w programie nauczania drugiej klasy liceum ma w tygodniu: 2 historie, 2 biologie, 2 chemie (z zakresem materiału będącym jakąś formą pośrednią pomiędzy podstawą a rozszerzeniem, a więc wcale nie najprostszym), nie wspominając już o 4 geografiach, 5 matematykach i 5 angielskich? Do tego należy dołożyć tzw. „godziny czarnkowe" ustawiane na godz. 7 rano, na których dzieci mogą otrzymać dodatkowe wsparcie od nauczycieli (czy minister nie przewidział, że dla przeciętnego 15-latka ta godzina brzmi jak ponury i nieśmieszny żart?).
Czy Ministerstwo Edukacji przed wprowadzeniem podstawy programowej w liceach w obecnej formie przetestowało ją na żywych organizmach i sprawdziło, czy da się to w ogóle wytrzymać?
Czy rodzice oprócz wymieniania się telefonami do psychiatrów, psychologów i korepetytorów mogą mieć jakiś wpływ na ten ogłupiający program?
Czy nie powinniśmy zacząć krzyczeć w obronie naszych dzieci, zanim minister (planujący z tym swoim misjonarskim uśmiechem dodanie kolejnego przedmiotu od następnego roku szkolnego) tak je zajeździ, że po skończeniu szkoły nie będą miały siły robić żadnych planów, a jedynym rozwiązaniem dla nich będzie ucieczka z tego kraju i systemu?
Jak mogę pomóc swojemu dziecku?.
Będąc już od dawna dorosłą osobą, która zakończyła drogę edukacji w bardziej sprzyjającym systemie, każdego roku czekam na wakacje jak na wyjście z piekła.
Rodzic ucznia 2. klasy LO
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
Podstawy programowe i bezduszne obciążanie uczniów sprawdzianami z całych działów wiedzy to największe zło naszych szkół. Z uczniami się nie rozmawia, brak ustnych odpowiedzi, to metoda sprawdzania wiedzy i umiejętności w szkołach od lat. Szkoła dostarcza psychiatrom wielu młodych pacjentów.
- powiaty w Polsce (373 powiatów i miast na prawach powiatu) i ich lokalizacji,
- Afryka : wyżyny niziny góry rzeki.
Kto z posiadaczy matury/mgr moze pochwalić sie taką wiedzą ? Komu w 21 wieku ta wiedza w postaci 'zakucia' jest potrzebna ?
byłem panem "od geografii" , nigdy czegoś podobnego nie wymagałem , to jest kryminał mówiąc uczciwie
No wiesz.. znam Liceum w którym trzydzieści pięć lat temu na pytanie co widać jeśli się patrzy na północny wschód z najwyższego punktu wyżyny krakowsko-częstochowskiej, odpowiadało się tyłem do mapy.
35 lat temu nie miałeś dostępu do całej wiedzy świata - internetu
no i??
I to jest clou problemu, bo takie problemy w tzw. topowych liceach były już 20 lat temu. Pis zastrasza i oducza samodzielnego myślenia, ale takie wymagania to żadne novum. Nauczyciele i żałośni rodzice, którzy na wywiadówkach siedzą jak mysz pod miotłą, a często są klakierami i przytakiwaczami, ucząc swoje dzieci strachu i wygodnego konformizmu.
a co mają zrobić????
byłem nauczycielem 30 lat , jak coś uwaźałem za głupie to tego nie wymagałem od uczniów, i nigdy nie traktowałem swego przedmotu jako najwaźniejszego na świecie, co jest powszechną praktyką moich kolegów, potem się dziwią źe dorośli ludzie byli uczniowie nie zauwaźają ich na ulicy
Moze dlatego, ze sa z tego rozliczani?
Pamietam jednak te niekoncace sie ciagi klasowek i kartkowek, czasami nawet po 8 w tygodniu. Konczylam liceum prawie 30 lat temu.