Autorka jest aktywistką na rzecz praw człowieka, jedną z 14 Kobiet z Mostu
11 listopada jako święto polskiej niepodległości przeszedł do historii, ale pozostawił po sobie głęboki smutek świadomości, że polskie państwo w szybkim tempie brunatnieje i nie zachowuje już nawet pozorów kraju demokracji zachodniej. Maski opadły – jeśli jeszcze jakiekolwiek przykrywały ponurą twarz PiS et consortes.
To my się do tego przyczyniłyśmy – tzn. grupa 14 Kobiet z Mostu, której w październiku udało się zarejestrować przemarsz na tradycyjnej trasie marszu nienawiści Roberta Bąkiewicza, prezesa stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Nie tylko ten marsz skutecznie zarejestrowałyśmy, ale też do końca utrzymałyśmy legalne zgłoszenie w UM Warszawa. Doskonale jednak wiemy, że nie po to PiS ręcznie prawem kaduka steruje państwem, by pozwalać byle komu – w mniemaniu partii rządzącej – stawać na trasie przemocowego ramienia PiS, czyli środowisk nacjonalistycznych i jawnie neofaszystowskich. Uczyniono więc z marszu Bąkiewicza wydarzenie rangi państwowej, czym brutalnie zmieciono inicjatywę obywatelek z ronda Praw Kobiet.
PiS zaangażowało do przedsięwzięcia Urząd do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, co w kontekście organizatora warszawskich obchodów odzyskania przez Polskę niepodległości jest wyjątkowo ponurym rechotem historii.
Kilka dni przed 11 listopada w mediach społecznościowych związanych z inicjatywami Bąkiewicza pojawił się oficjalny plakat marszu. Został pomyślany jako uderzenie w Rafała Trzaskowskiego (sądy na jego wniosek zablokowały wydarzenie cykliczne Bąkiewicza i nie pomogło nawet ręczne dociskanie Sądu Najwyższego przez Ziobrę) i był stylizowany na nazistowskie odezwy rozklejane na ulicach Warszawy podczas II wojny światowej. To przerażające. Wykorzystano propagandę, która w czasie wojny budziła grozę warszawiaków. Co więcej, użyto jej do promowania nienawiści i ideologii zabronionych prawem.
Marsz, wbrew wielu powierzchownym opiniom, nie przeszedł spokojnie. Jak można mówić o spokoju, kiedy pewnym, mocnym butem idą przez Warszawę falangi, krzyże celtyckie, inne symbole nazistowskie, a tysiące gardeł krzyczą o Polsce wykluczającej, nienawidzącej, wrogiej Innym? Nie spłonęło w tym roku żadne mieszkanie na trasie marszu, to prawda. Ta impreza nie jest już bowiem antysystemowa – staje się wraz z otoczeniem elementem systemu, "normy".
Wydaje się, że obyczaje w Polsce i szacunek dla własnej historii nie mogą zdziczeć pod rządami partii rządzącej bardziej, a jednak w wyniku sojuszu z nacjonalistami Bąkiewicza wciąż te granice są przesuwane. Również w prawie, nie tylko w ulicznym obyczaju.
Całym sercem popieram protest kombatantów przeciwko wykorzystaniu Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych do przeprowadzenia wydarzenia promującego nienawiść. Prezes urzędu, Jan Kasprzyk, uczynił mariaż PiS z neofaszystami faktem; ale myli się ten, kto myśli, że to proces dziejący się na przestrzeni ostatnich tygodni.
Nabierał rumieńców od lat, 11 listopada mogliśmy zobaczyć tylko jego efektowne, "świąteczne" apogeum.
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
to marsz podłości
bł. Donald CVII Tusk.