To z jednej strony list osobisty, z drugiej z wyraźnym przesłaniem do społeczeństwa, dlatego wart potraktowania jak list otwarty.
ZWIĄZKI PRZYJACIELSKIE
Droga i Kochana Nasza Ludko,
dziękuję, że wraz z przyjaciółmi miałem okazję uczestniczyć wczoraj w odsłonięciu muralu w Galerii Tybetańskiej, pędzla niezrównanego Dariusza Paczkowskiego, przedstawiającego Twojego męża, a naszego patrona i przyjaciela, Henryka Wujca.
Od Was, Szanowni Korowcy i Solidarnościowcy, uczymy się przecież nie tylko postaw obywatelskich i szlachetnych form protestów przeciwko obstrukcyjnej władzy, ale też idei współdziałania i budowania więzi społecznych ponad podziałami.
Tak pięknie mówiła o Waszym związku prof. Monika Płatek, że przypomniałem sobie, jak mój rozmówca sprzed kilku lat, właśnie Henryk, kazał mi czekać na Ciebie i dopóki się nie zjawiłaś, nic nie chciał mówić do kamery.
I przeczytałem z wielką uwagą Twoją książkę, z której zaczerpnąłem tytuł tego felietonu, będącą rozmową z Michałem Sutowskim i Waszą z Henrykiem biografią. No cóż, pamiętam, jak przed dekadą organizowaliśmy w ramach Otwartej Rzeczpospolitej debatę, w której Henryk Wujec wziął udział, zatytułowaną "Dwie ojczyzny - dwa patriotyzmy" o tym zjawisku, które wówczas jeszcze wydawało się zmarginalizowane, a dziś cieszy się haniebnym poklaskiem władzy. O nacjonalizmie.
W publicznej przestrzeni zapamiętana jest jedna z wypowiedzi Henryka Wujca, która może stanowić motto dla nas dzisiaj w czasach, kiedy nieustannie wypada protestować, choć wydaje się, że to nie przynosi żadnych skutków:
"Nigdy nie jest tak, że nie mamy żadnego wpływu. Nawet jak czuję się bezradny czy bezsilny, to nigdy nie usprawiedliwia tego, żebym nic nie robił! Nigdy nie wiesz, czy twoje działanie czegoś nie zmieni! Nie wiesz, czy ten twój czyn, chociaż mały, nie spowoduje jakichś zmian."
Cóż, nasi patroni i przyjaciele, którzy walczyli z komuną, odchodzą. Karol Modzelewski, Henryk Wujec, Jan Lityński.
Mural tego ostatniego zostanie odsłonięty we wrześniu i wtedy też pojawi się jego książka biograficzna "Ucieczka do wolności", pióra Tomasza Michałowskiego, który wspomnienia Jana spisywał.
Ich wcześniejsza obecność, ich przesłanie pozwalają nam wciąż mieć nadzieję, że te nasze zdawałoby się próżne wysiłki nie pójdą na marne, i że koniec końców znów zwyciężymy, by od nowa cieszyć się wolnością, praworządnością, demokracją i równością.
Nawet dziś, gdy minister kultury uspokaja nas, że obroni Polskę przed falą uchodźców, ludzi uciekających przed śmiercią, i w ten sposób cytuje prezesa Kaczyńskiego, który w 2015 roku o uchodźcach mówił jako o epidemicznym zagrożeniu, choć przecież wiadomo, na kim tamten się wzorował w swojej higienicznej retoryce, w tych plakatach o tyfusie plamistym, pluskwach i wszach.
I nawet wtedy, gdy pani Witek, piastująca zaszczytną funkcję marszałka sejmu, łamie prawo bezczelnie zarządzając reasumpcję, co dla Donalda Tuska stanowi słuszną przesłankę, że w trakcie wyborów, o ile ich wynik dla obecnej władzy okaże się niekorzystny, również rządzący zechcą dokonać reasumpcji głosowania.
Bo gdy patrzę na te rozjaśnione Wasze twarze: Twoją, Ludko, i Twojego Małżonka zerkającego pogodnie na nas z filaru wiaduktu, wiem, że nieważne, ile klęsk nas spotkało, czy jeszcze spotka, a i tak zawsze trzeba wierzyć w ostateczny triumf. Zachowując przy tym determinację i poczucie ludzkiej solidarności.
Duże wrażenie zrobiła na mnie wczoraj wypowiedź wspomnieniowa Heleny Łuczywo, która opowiadała o redakcji "Robotnika" i o tym, że Henryk Wujec potrafił robotnikom wybaczyć nawet zdradę. I że wówczas bywali nawet tacy, którzy konspirowali, a jednocześnie donosili władzy... Te postawy bywały niejednoznaczne i zależne od stopnia strachu oraz spodziewanych represji.
Rzadko ludzie potrafią być nieugięci i bezkompromisowi, zwłaszcza w warunkach przewlekłych szykan i demagogicznych posunięć sprytnej władzy. Nasz moralny kręgosłup w sytuacjach ekstremalnych wystawiony zostaje na szwank. W tym znaczeniu rację ma Daniel Passent, który postuluje, żeby zacząć nazywać władzę PiS dyktaturą, a nie jak dotychczas eufemizmem autorytaryzmu.
Wprawdzie nikt nikogo jeszcze nie zabija masowo, ani nawet nie wsadza do więzień, lecz współcześnie nie ma takiej potrzeby, gdy wystarczy kupić sobie poparcie, a efekt jest ten sam. Szykanuje się jedynie najbardziej upartych i nieugiętych, jak sędziego Tuleyę, czy Juszczyszyna.
Gdy zatem tracę wiarę, że ten cały nasz społeczny dramat minie w dającej się przewidzieć przyszłości, dzięki takim jak Wy, dzięki Tobie, Ludko, i Henrykowi, i innym, którzy Wam towarzyszyli i z Wami walczyli, odzyskuję zapał i wiem, że nie wolno się poddawać.
Przemysław Wiszniewski
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze